Spotkaliśmy się z młodzieżą szkolną, która do Cieszyna do szkół dojeżdża. Po chwili niezręcznego milczenia (na sali byli też nauczyciele) frustracja przerwała tamy i wylała się szerokim strumieniem - marzniemy po 30-40 minut czekając na autobus (a tej zimy było po minus piętnaście), podczas gdy w mieście dyskutuje się budowę nowego stadionu! Stary dworzec autobusowy miasto sprzedało i został zburzony, obiecywali nowy dworzec, obiecywali centrum handlowe (byłoby gdzie się przed zimnem schronić) ale to były tylko słowa. Nikt nas nie słucha, nikogo nasze problemy nie obchodzą (na sali był też jeden radny, który zaraz pospieszył z zapewnieniami, że on słucha i że będzie słowa młodzieży na Radzie Miasta powtarzał). Nie chcemy nic specjalnego - miejsce gdzie nie będziemy marzli, gdzie będzie jeden sklepik spożywczy i jeden punkt gastronomiczny. To nam wystarczy.
Dziś w GW na pierwszej stronie tekst 'Znajomy Gej, Sąsiadka Lesbijka' a w nim wyniki badań opinii publicznej stosunku Polaków do homoseksualistów. Wyniki niezwykle smutne: czy zgadzasz się na prawo par homoseksualnych do związków partnerskich: tak - 40%, nie - 46%; małżeństw: tak - 30%, nie 56%; adopcji dzieci: tak - 17%, nie - 70%. Co gorsza, podobno około 30% Polaków chciałoby karać za homoseksualizm! W tle wzburzenie absolutnie skandalicznymi słowami abp. Michalika, 'przygotowanymi' tekstem mojego ulubionego katolickiego intelektualisty młodego pokolenia (to ironia). Pan doktor Michał Łuczewski w pięknie ekwilibrystyczny sposób tłumaczy (niemal tak pięknie jak abp. M) że zamiast winić kościół sami (znaczy kto 'my'?!) powinniśmy się uderzyć w piersi i oddać pokucie. Oczywiście p. Łuczewski nie uderza się we własne piersi, lecz domaga się uderzania w piersi zbiorowe; nie pisze o pedofilii księży, lecz moralizuje "Ale czy nie mówimy o tych skandalach dlatego, że sami nie chcemy dostrzec, że cała nasza kultura stała się skandalem? Czy seksualne perwersje, pornografia, pedofilia, homoseksualizm, zdrady – główne przewiny Kościoła według medialnych przekazów – nie są w istocie wszechobecne?" Mamy tu więc z jednej strony (jak zwykle u katolickich intelektualistów) zrównanie homoseksualizmu z pedofilią, z drugiej zaś relatywizację przestępstwa (jakim jest pedofilia) jako "przewiny Kościoła WEDŁUG medialnych przekazów". Oburzamy się (słusznie!) na abp. Michalika, nie dostrzegając, że katoliccy intelektualiści młodego pokolenia mówią dokładnie to samo. Że polecę generalizacją w stylu MŁ - cała nasza współczesna polska kultura jest w istocie skandalem przyzwolenia na podłość. Nie ma tu mowy o przejęzyczeniu - to jest konsekwentne wyznanie wiary w kościół święty i świat grzeszny.
Dlaczego powołuję się na te dane oraz na katolicki fanatyzm pisząc o nierozwiązanym problemie komunikacyjnym w małym mieście na krańcu Polski? Nie, bynajmniej nie dlatego, że chciałem o tekście Łuczewskiego napisać, a nie chciało mi się poświęcać temu całej notki; lecz dlatego, że łączy te - wydawać by się mogło zupełnie oderwane sprawy - niewrażliwość na jednostkowy ('osobowy') los. Problem braku dworca autobusowego nie jest problemem prestiżowym, nie można 'zakryć' braku dworca nowym stadionem, nie wolno myśleć o nim jedynie w kontekście abstrakcyjnego 'układu komunikacyjnego'. Na brak dworca trzeba spojrzeć z perspektywy uczennicy, płacącej od 120 do 250 PLN miesięcznie na bilety, której dojazdy (wraz z oczekiwaniem na autobus) mogą zabierać nawet cztery godziny dziennie. Problem homofobii, jak pisze GW jest najmniejszy wśród tych Polaków, którzy osobiście znają osoby homoseksualne. Nie trzeba osobiście znać ludzi, którzy byli (lub są) molestowani seksualnie przez księży, wystarczy po prostu zamiast myśleć w logice instytucji, zobaczyć tragedię pojedynczego dziecka. Mocne społeczeństwo nie buduje się na abstrakcyjnych ideach, lecz na bezpośredniej i empatycznej interakcji. Perspektywa osoby - jednostki w kontekście - sprawia, że zarówno brak dworca, homofobia czy krzywda dzieci (ale też aborcja - widziana nie z perspektywy 'ochrony życia' płodu, lecz z perspektywy żyjącej i czującej kobiety w ciąży) jawi się w zupełnie innym świetle. Przyjęcie takiej, personalistycznej perspektywy, odmieniłoby Polskę. Zamiast budować kraj przedmurza i zamachu smoleńskiego, budowalibyśmy kraj w którym Paweł i Krzysiek byliby szczęśliwymi rodzicami Karola, który pociągiem dojeżdżałby do szkoły, w której wykształceni i przyzwoicie zarabiający nauczyciele w małej klasie (bo niż demograficzny) przygotowywaliby go do życia. To nie jest kwestia pieniędzy, to jest kwestia przyjęcia zupełnie innej niż obecnie w Polsce dominująca, perspektywy. Perspektywy, która wcale nie jest antykatolicka, o czym zaświadcza choćby katolicki 'Kontakt'.