Wouter Vanstiphout, Future Practice
"...bogactwo jest więc po prostu kolekcją narzędzi, służących rodzinie lub państwu"
Arystoteles, Polityka, księga 1, rozdział 8
Arystoteles dokonał ciekawego rozróżnienia na ‘oikonomia’ i ‘chrematistics’. Oikonomia (czyli ekonomia) to zarządzanie gospodarstwem domowym (tu ważna uwaga - Arystoteles łączy ekonomię, a więc i bogactwo/posiadanie z tym co społeczne, z domostwem, człowiek jako indywiduum dla niego w tym kontekście nie ma znaczenia), to ekonomia oparta na dobrach naturalnych. Jedynym dopuszczalnym sposobem wymiany jest barter - bezpośrednia wymiana dóbr pomiędzy producentami. Chrematistics to zarabianie pieniędzy/akumulacja kapitału (która może dotyczyć aktywności jednostki). Dla Arystotelesa ekonomia jest naturalna (a więc dobra), chrematistics tylko o tyle, o ile dotyczy wymiany pomiędzy producentami i jest związana z zaspokajaniem konkretnych potrzeb. Ekonomia prowadzi do 'naturalnego' a chrematistics do 'nienaturalnego' bogactwa. To rozróżnienie wpływa na stosunek Arystotelesa do pieniędzy - uważa on, że pieniądze, które były 'u zarania' jedynie medium umożliwiającym wymianę, stały się wymiany zaprzeczeniem - ponieważ pozwalają na posiadanie dla samego posiadania, tworzą 'nienaturalne bogactwo'. Powiedzmy więc, że oikonomia to zarządzanie tym co jest, chrematistics to zarządzanie tym co może być - pieniądz jest bowiem obietnicą. Naturalne bogactwo dla Arystotelesa jest związane z domostwem, ale przekracza granice domostwa - jego celem jest działanie w przestrzeni Polis. To celowość i działanie jest sensem ludzkiego istnienia, nie akumulacja kapitału: "... celem przywództwa wojskowego czy medycyny nie jest produkcja dóbr, lecz zwycięstwo i zdrowie." (Arystoteles, Polityka). Chrematistics jest aberracją, jest zapętleniem, jest (sensownego, takiego który wykracza poza samo działanie) celu pozbawione. Problem z pieniędzmi widać wyraźnie w przypadku lichwy - pieniądze się 'same' pomnażają, nie biorąc udziału w wymianie dóbr. Tomasz z Akwinu zwrócił uwagę, że pieniędzmi nie można handlować, bo nie są rzeczą, lecz symbolem. Mylił się oczywiście - dziś wiemy - nic nie nadaje się do handlu lepiej, niż nie-rzeczy.
To rozróżnienie na 'oikonomia' i 'chrematistics', funkcjonowało dobrze w świecie rolniczym, lecz już w średniowieczu, w świecie rozwijającego się handlu było w zasadzie martwe. Dziś wraca jako element ekonomii inspirowanej 'zielonymi' ideami, w interesujący sposób sygnalizując, że świat jaki wyobrażają sobie zieloni patrzy raczej wstecz, niż w przyszłość... Świat Arystotelesa był światem celowym i zamkniętym - dlatego też chrematistics jawi się jako wyłom w tym świecie. Ekonomia oparta na produkcji i wymianie dóbr miała na celu zaspokojenie potrzeb domostwa. Te potrzeby - w ramach 'dobrego życia' - miały swoje ograniczenia - możemy zjeść, wypić, tylko tyle na ile pozwala nam nasz organizm; czas jest ostateczną granicą - jesteśmy śmiertelni. Akumulacja pieniądza nie ma granic, ponieważ związek pomiędzy rzeczywiście istniejącymi dobrami a ich obietnicą zostaje zerwany. Widać wyraźnie, że zarówno w kontekście ludzkiego ciała, jak i miasta o fizycznych granicach oraz fizycznie istniejącej infrastrukturze, chrematistics dziś może być tak samo groźne jak było w czasach Arystotelesa.
Nasz świat jednak nie jest skończony - nawet jeśli nasze ciała, granice miasta, zasoby naturalne oczywiście są (tu na Ziemi), to świat się na tym nie kończy - dobra kultury, dobra 'niematerialne' mogą być konsumowane bez końca (wszyscy ludzie na Ziemi mogą słuchać tej samej symfonii a to słuchanie nijak jej nie umniejszy). To wykraczanie poza skończoność świata jest ważne, jest warunkiem rozwoju i emancypacji. Warto jednak zauważyć, że fundamentalnym problemem współczesnej ekonomii jest jej podporządkowanie chrematistics - czyli odwrócenie do góry nogami tego, jak gospodarkę widział Arystoteles. Nie chodzi jednak o to, by do jego myśli wracać, lecz by przemyśleć ją w kontekście współczesnego świata. Pieniądz można potraktować jako narzędzie, jako byt równocześnie związany z działaniem (a więc z 'dobrą' ekonomią), jak i z posiadaniem dla samego posiadania (chrematistics). Pieniądz jest więc zarówno elementem 'ekonomii spekulacji', która jest skrajnie indywidualistyczna, amoralna i ignorująca ograniczenia kontekstu (społeczne i środowiskowe), ale przede wszystkim jest czymś co można by nazwać 'ekonomią masturbacyjną'; pieniądz jest jednak również elementem 'ekonomii mocy', jest związany z działaniem, które wykracza poza czystą reprodukcję kapitału. Pieniądz jest językiem, którym porozumiewają się aktorzy gospodarczy (to właśnie 'zakłamanie' tego języka zniszczyło gospodarki krajów bloku socjalistycznego), jest też jednak sposobem akumulacji mocy, obietnicą działania (to polityka kredytowa państw zachodu była gwoździem do trumny 'państw socjalistycznych'). Te dwie podstawowe funkcje pieniądza muszą zostać przemyślane na nowo, lecz ich istnienie jest niezbędne - również dla przyszłej, post-kapitalistycznej gospodarki. W 'Dziurach...' pisałem o 'zabrudzaniu pieniądza', o tym, że podatki są oczywiście dobre, lecz są wobec pieniądza zewnętrzne, co pozwala silnym graczom od podatków-pułapek się wykręcać. To czemu służą podatki - związaniu gospodarki obietnicy z gospodarką rzeczywistości - powinno stać się integralną częścią pieniądza. Współczesny pieniądz - i w tym tkwi zarówno jego siła jak i problem, jaki stanowi - redukuje cały świat do abstraktu. Pieniądz - zanim stanie się przedmiotem obrotu - rodzi się w niezliczonej mnogości translacji i uproszczeń. Gdy więc nim się posługujemy, czynimy to niemal w całkowitym oderwaniu od kontekstu jaki nadał mu wartość. Wyobraźmy sobie więc pieniądz, który nie jest redukcją, lecz jest akumulacją wiedzy o produkcie. Pieniądz, który zawiera w sobie cierpienie i trud robotnika, radość twórcy, nadzieje właścicieli zakładu. Zawiera w sobie zniszczenia środowiska, koszty społeczne i plany rozwoju. Czyż taki pieniądz nie stanowiłby lepszego języka? Pozwalającego znacznie precyzyjniej porozumiewać się gospodarczym aktorom? Byłby też językiem wymuszającym transparentność i szeroką demokracje - każda i każdy byłby jego twórcą i użytkownikiem. Taki post-pieniądz stałby się elementem ekonomi mocy, ekonomi nastawionej na działanie a nie spekulacje, ekonomii celu. W owej celowości, głębokim etycznym sensie istnienia człowieka i świata tkwi aktualność i siła arystotelesowskiej wizji polityki i gospodarki: "Każda rzecz ma dwojakie zastosowanie; oba dotyczą jej samej, lecz nie są do siebie podobne, jedno jest właściwym jej zastosowaniem, a drugie nie. Na przykład but może być użyty by go założyć na nogę, lub też może zostać użyty jako element wymiany (...) choć celem jego istnienia nie jest bycie elementem wymiany." Celem domu jest by był zamieszkiwany, a nie by był elementem spekulacji. Puste budynki w Dubaju jedynie pomnażają fikcję nieskończonej akumulacji obietnic, są aberracją, bezcelowym zapętleniem. Ekonomia przyszłości, ekonomia mocy i celu nadejdzie, jeśli mamy przetrwać jako ludzkość. Alternatywą jest Kilamba-Świat.