To jest jednak dość prostacka konstatacja - może Staniszkis się myli i mit o dobrych naiwniakach z Solidarności jest fundamentalnie błędny?
Krytyka Okrągłego Stołu przyjmuje, że gdy Solidarność rozpoczęła negocjacje ze stroną rządową, straciła swą niewinność i to ów fakt straty niewinności doprowadził do wszystkich, późniejszych nieszczęść. Nie było więc żadnych naiwniaków - to Solidarność była naiwna i 'czysta', ale jej elity już nie. Krytycy nie rozumieją oczywiście (nie rozumieli wtedy i nie rozumieją dziś), że to nie 'komuniści' ograli robotników Solidarności, lecz jedni i drudzy zostali ograni przez globalny kapitalizm, który post-PRLowską Polskę po prostu uczynił swoją kolonią. Pomoc 'Zachodu' dla Solidarności nigdy nie była bezinteresowna, nigdy nie była pre-polityczna. Przy Okrągłym Stole rzeczywiście doszło do 'sprzedaży Polski', ale to nie nomenklatura ani elity Solidarności na tej transakcji naprawdę zarobiły. Jedni i drudzy byli interesownymi spryciarzami, za ochłapy czy to władzy i prestiżu czy majątku i realnej władzy, gotowi na wszystko. Dziś wypada nam się z owej naiwności naśmiewać lub ją unieważniać. Mamy więc do wyboru dwie opowieści - według jednej, Solidarność to były po prostu dzieci, postulaty Solidarności były głupie i naiwne i nikt nie powinien brać ich poważnie, elity zrobiły co można było, by nadać tym postulatom minimum racjonalności; według drugiej - to było na poważnie, ale Solidarność została zdradzona przez swe elity, które uległy (bo były głupie i/lub skorumpowane) elicie władzy. Zawsze warto zapytać - kto odniósł korzyść? Czy rzeczywiście, największymi zwycięzcami 'transformacji' są ci uwłaszczeni na majątku PRLu PZPRowscy dyrektorzy? Czy są nimi właściciele najważniejszej gazety w Polsce? Czy pewien laureat nagrody Nobla, który dziś, będąc na wiecznych wakacjach, stał się symbolem głupoty i prostactwa liderów Solidarności? Czy nawet pewien były minister finansów, który nigdy w życiu nie pracował 'na swoim', co nie przeszkadza mu konkurować z Korwinem na neoliberalny radykalizm? Oczywiście, oni wszyscy są wygrani. Prawdziwi wygrani są jednak gdzie indziej.
Fundującym odruchem Solidarności było przekonanie, że 'to jest nie w porządku', ale zaraz za nim, pojawiła się próba zdefiniowania 'czyja to wina'. To spersonalizowanie problemu było - jak zawsze - siłą i słabością. Komuniści byli źli, wystarczy ich zastąpić przez 'naszych', którzy są uczciwi i profesjonalni i wszystko będzie dobrze. Narracja dzisiejszej opozycji (PiS i okolic) jest dokładnie taka sama. Lustracja, tropienie powiązań rodzinnych (czasem ześlizgujące się w oczywisty antysemityzm) są głównym sposobem opisu świata. Taki opis nie jest niczym złym sam w sobie - problemem jest to, dokąd prowadzi. We wczorajszej GW zamieszczony został wywiad z Piotrem Voelkelem (jeden z bogatszych Polaków), w którym od niechcenia rzuca on takie zdanie: "Odwiedzał nas wuj, który był przedstawicielem Sulzera na Polskę [szwajcarski koncern elektromaszynowy - przyp. red.]." by potem bez wstydu opowiadać jaki to jest zdolny i pracowity i jak to 'tymi rencami' swój sukces zbudował. Nawet bardziej zadziwiające jest, że, że ten mit 'samotnej genialnej jednostki' obowiązywał nawet w Związku Radzieckim (sam artykuł, jak widać w komentarzach, jest pełen błędów). Siła struktur, które na poziomie indywidualnym odpowiadają za kapitał społeczny ('znajomości') i kulturowy (znajomość kodów i 'języków' używanych w społeczeństwie) a na poziomie społecznym za sukces lub klęskę każdego projektu politycznego, społecznego czy ekonomicznego jest oczywista i dość powszechnie badana (choć wciąż nie w takim stopniu jak być badana powinna). W świadomości społecznej jednak, to wciąż jest neutralna rama, której się nie dostrzega, skupiając uwagę na jednostkach. W Polsce ta obsesja indywidualnego sukcesu i indywidualnej winy (jak jesteś biedny, to jest to twoja wina) jest chyba nawet mocniejsza, niż w większości krajów Europy.
Wydaje mi się więc, że problemem nie jest pre-polityczność etyki, ale nie-etyczna polityka. Gdy słucha się Yanisa Varoufakisa uderza - oprócz charyzmy i profesjonalizmu - bardzo mocne przywiązanie do etycznych standardów. Mówi on na przykład, że Syriza musi dokonać niezbędnych zmian jak najszybciej również dlatego, że jako nowa siła nie jest skorumpowana. Na razie nie jest - ale za rok, czy dwa jej uczciwość może już być mniejsza. Jeśli więc uderzać w oligarchów to teraz, póki jeszcze nie wiemy, że się nie da. (Post)solidarnościowe elity pełne są pogardy i arogancji. Czy stały się takimi niedawno, czy też zawsze takie były? Czy ten rdzeń aroganckiej pogardy był w nich od zawsze, a przez ostatnie lata miał po prostu bardziej sprzyjające warunki by zakwitnąć? Varoufakis rozumie, że etyka musi być wzmocniona strukturami i instytucjami. Syriza rozumie, ze nie da się przeprowadzić radykalnej zmiany jedynie poprzez ustawy, że niezbędna jest mobilizacja społeczna, że 'społeczeństwo solidarności' musi być budowane na wszystkich poziomach - od parlamentu po skłot. Etyczny odruch jest jednak niezbędny. W Wielkiej Brytanii surowo karze się ludzi, których wyłudzali zasiłki lecz z pobłażliwością patrzy się na bogaczy, którzy dokonują o wiele większych nadużyć. Podobnie jest zresztą i w Polsce, największe problemy z prawem mają ludzie biedni - nie dlatego, że są bardziej podatni na 'pokusy tego świata', lecz po prostu dlatego, że nie stać ich na dobrych prawników. Obowiązująca narracja przekonuje, że nie wolno krzywo patrzeć na tych, którzy mają więcej - bo to zawiść, ale wolno, a nawet należy z wyższością patrzeć na tych, którzy mają mniej - bo to słuszne poczucie satysfakcji z własnej ciężkiej pracy i zdolności. To jest jednak zwykła manipulacja etyką.
Systemy etyczne nie są neutralne i absolutne. Ten, który obowiązuje w Polsce jest kształtowany przez kościół i finansowe elity i im tylko służy. System etyczny jest systemem właśnie - to nie jest odruch, to nie jest coś co poprzedza intelektualną refleksję - system etyczny jest społecznym konstruktem. Jeśli chcemy zmienić świat, musimy zmienić obowiązujący system etyczny tak samo jak system polityczny czy gospodarczy. I wciąż wydaje mi się, że etyka jest tu fundamentalna - możemy się sprzeczać o techniczne rozwiązania dotyczące efektywnego ściągania podatków, ale musimy się najpierw zgodzić czemu podatki służą i dlaczego powinny być efektywnie ściągane. Etyka jest polityką - to na poziomie etyki toczy się dziś najważniejszy spór o Polskę, Europę i świat. Jeśli nie zdefiniujemy na nowo co jest przyzwoite a co nie, czym jest dobro a czym zło, nasza klęska będzie nieunikniona.