Ostatnio pojawiło się trochę tekstów o młodych ludziach, częściowo przy okazji pandemii (nie ma wątpliwości że Gen Z ucierpiało strasznie) częściowo (ostatnie dni) w szerszych dyskusjach wokół decyzji Naomi Osaka o wycofaniu się z French Open. To nie tylko otwarta rozmowa o zdrowiu psychicznym, ale generalnie mocne zakorzenienie w sobie, radykalny selfcare. Nie jest to jednak egoizm, wręcz przeciwnie. Obserwuje moich studentów i studentki i widzę jak się nawzajem wspierają, jak budują sieci oporu i samopomocy. W brytyjskiej architekturze pojawił się FA Front walczący o prawa najmłodszego pokolenia. Splata się tu walka o godne zarobki z walką o prawa kobiet (#metoo) oraz BLM. Ciekawa jest też narracja Ewy Majewskiej (znów, Majewska to Xienial), wyrastająca z radykalnie feministycznych pozycji, o słabości i o (kobiecej) intymności. Różne emancypacyjne dyskursy się w działaniach Gen Z przenikają (Extinction Rebellion to przecież również to pokolenie - choć oczywiście nie tylko), ale wszystko wydaje się wyrastać z poczucia obowiązku troski. Troski o siebie i o innych - pojawia się pojęcie 'militant care' które moim zdaniem chyba najlepiej oddaje 'ideologiczne inklinacje' Gen Z. Hannah Black, do której prezentacji linkuję, to też Xenial - Gen Z jest jeden krok przed teoretyczną konceptualizacją swojej pozycji, na razie więc korzysta z teoretycznych konstrukcji wypracowanych przez lekko starszych kolegów i koleżanki.
W polskim kontekście symboliczna i znacząca wydaje mi się postać Margot, z którą (nawet gdybym był w podobnym wieku) raczej bym się nie zaprzyjaźnił, ale którą bardzo podziwiam. To co ona mówi i robi wpisuje się również w ową 'militant care', warto obserwować co wyrasta z 'radykalnych' narracji ujawnionych w czasie czarnych marszów.
Jednak obraz Gen Z jaki wyłania się z moich anegdotycznych obserwacji to nie jest nowe pokolenie anarchistycznych alterglobalistów. To nie są aktywiści, którzy za chwilę osuną się w NGOsy. To obraz który dobrze, moim zdaniem, uchwycił Paul Mason (i oczywiście, jak wszyscy, Mason trochę projektuje swoje nadzieje na swoje analizy) opisując wypowiedzi przedstawicieli i przedstawicielek Gen Z zebrane przez Guardiana. Powołując się na Andreasa Malm, pisze on o 'eco-leninizmie' (oczywiście, w Polsce samo wspomnienie Lenina wywołuje wśród wielu ludzi spazmy, czas by zacząć to ignorować), o świadomości tego że (scentralizowana) władza jest niezbędna by dokonać prawdziwej zmiany. Gen Z zobaczyło, że nagle Konserwatywny rząd w Wielkiej Brytanii może 'magicznie' znaleźć miliardy funtów by zapłacić ludziom 'zasiłek kowidowy'. Nagle centrysta Biden chce wydać miliardy na inwestycje w infrastrukturę. Gen Z na Zachodzie zobaczyło jak skutecznie z pandemią poradziły sobie Chiny - gdzie Chińczycy to nie jest jakiś egzotyczny naród na drugim końcu świata, ale ich koledzy i koleżanki za studiów. Przyjaciele i przyjaciółki, romantyczni partnerzy i partnerki.
Pandemia z jednej strony zamknęła Gen Z w domach, ale z drugiej otworzyła globalne kanały komunikacji i wymiany myśli. Być może jestem zbyt optymistyczny, ale widzę nadchodzący świat, w którym robi się użytek z władzy by zmienić świat na lepsze. Świat w którym instytucje i infrastruktura to słowa - klucze, świat globalnej 'militant care' (nie potrafię znaleźć dobrego tłumaczenia, najbliżej byłaby może 'troskliwa samoobrona'?), gdzie Gen Z nie ucieka z niesmakiem od polityki i władzy, ale bierze władze i wykorzystują ją by zagwarantować światu przetrwanie i uczynić go miejscem, w którym wszyscy będziemy mieli szanse na dobre życie. Nie wiem, czy ja tego świata dożyje, ale dobrze jest mieć nadzieję, że to co moje (i starsze) pokolenie zniszczyło, młodzi naprawią. Wydaje mi się, że zaczynają mieć coraz wyraźniejszą wizję jak tego dokonać i chyba stracili cierpliwość by zbyt długo czekać.