Kampania jaką prowadziła skrajna prawica (w Sheffield jeździł samochód UKIP, który przez megafon wzywał do zrzucenia jarzma niemieckiej okupacji) była przez lata przygotowywana przez prawicowe tabloidy, przez polityków głównego nurtu. Zabójstwo Jo Cox (o którym pisałem w poprzedniej notce) obawiam się jest zapowiedzią tego co nadchodzi (nie tylko ja się tego obawiam). Wygrana zwolenników Brexitu przestraszyła jednak nie tylko liberałów i imigrantów - przestraszyła również liderów obozu Leave. Nie tak to miało wyglądać! Planowali zbliżyć się do 50% by osłabić Camerona w Partii Konserwatywnej oraz by przygotować szturm na parlament UKIPu w 2020 - wygrana nie była ich celem. Dziś rano, gdy Cameron zapowiedział, że nie ogłosi formalnie zamiaru wyjścia z EU zostało to przyjęte z pełnym poparciem przez liderów Torysowskiej prawicy. Trudno się dziwić - wyjście z Unii to logistyczno-gospodarczo-polityczno-dyplomatyczny koszmar (jak mówił prof. MIchael Dougan - Wielka Brytania będzie musiała równocześnie negocjować ponad 60 międzynarodowych umów handlowych). Nikt nie ma bladego pojęcia jak ów Brexit miałby wyglądać.
Przeciwko Brexitowi nawoływali wszyscy brytyjscy Nobliści, rektorzy wszystkich Brytyjskich uniwersytetów, rzesze ekspertów i naukowców. Nikt tego nie chciał słuchać - polityka poza prawdą jest głęboko zakorzeniona w brytyjskim antyintelektualizmie.
Większość liberałów (demokratów, socjaldemokratów) uważa, że demos się wypowiedział i należy uszanować jego głos. To jest narracja, która mnie zupełnie nie przekonuje - a co jeśli demos uzna, że należy rozstrzelać wszystkich krótkowidzów z polskim paszportem? Traktowanie demokracji jako bożka wydaje mi się nie tylko niebezpieczne ale też przeraźliwie głupie. Demokracja, jako akt głosowania, może być (jest) tak samo opresyjna jako kaprys tyrana. Ze świadomości tego zagrożenia pochodzi idea demokratycznego państwa prawa. Instytucje wzajemnie się blokują, regulacje wymuszają powolne negocjacje. To przeszkadza Brexitowcom tak jak i przeszkadza Kaczyńskiemu (na półce leży Dyktatura Schmitta, chyba przesunęła się właśnie na liście książek do przeczytania). Cywilizacja jest skomplikowana. Postęp następuje przez budowanie wiązań i koalicji - administracja, prawo, instytucje nie są problemem, są dowodem na postęp, są jego esencją (oczywiście mogą się wynaturzać, mogą ulegać degeneracji). Neoliberalny kapitalizm nie rozmontowuje korporacji - rozmontowuje mechanizmy obrony przed nimi.
Przyszłość Wielkiej Brytanii wydaje się przesądzona - choć po nocnym spadku wartości funt trochę odrobił straty, nadchodzące miesiące i lata niepewności spowodują kryzys (za który oczywiście będą obwiniani Polacy i inni imigranci), który powoli będzie rozkładał resztki brytyjskiej państwowości. Szkocja najprawdopodobniej spróbuje wyrwać się na niepodległość i wrócić do EU (i jest spora szansa że jej się uda), Północną Irlandię czekają czasy niepewności i - być może - powrotu przemocy. Ciekawie rysuje się przyszłość Londynu, który w (w niektórych dzielnicach w przygniatającej większości) opowiedział się za pozostaniem w EU. Ciekawy jest też generacyjny rozziew - młodzież gremialnie zagłosowała za Unią.
Co stanie się z samą EU jest niemniej ciekawe. Wbrew głosom o jej rychłym rozpadzie, myślę że nastąpi proces konsolidacji. Brytyjczycy byli widziani przez Francuzów (i do pewnego stopnia również Niemców) jako psuje, po ich odejściu (które może wzmocnić centrum finansowe we Frankfurcie (Morgan Stanley już zapowiedział przenosiny 2000 pracowników do Frankfurtu i Dublina) odnowiony zostanie chadecki i konserwatywny projekt europejski (pod wodzą cesarzowej Merkel oraz powracającego do władzy Sarkozego), z elementami pseudo-socjaldemokratycznej troski społecznej. Napływ imigrantów zostanie brutalnie zatrzymany ('Fortress Europe'). Podział na centrum i peryferie (w tym Polskę - przy okazji, jakże żałośnie w kontekście Brexitu wyglądają polskie pomysły na budowanie sojuszu z UK) zostanie umocniony (jak się nie podoba, to wypad). Europa dziś ma do wyboru albo stanowczość albo zagładę - myślę, że europejscy politycy mają znacznie mniejsze skłonności samobójcze niż nieszczęsny nieudacznik Cameron.