Architektura z jednej strony wydaje się pozwalać myśleć poza podziałem wróg-przyjaciel, pozwala bowiem kształtować przestrzeń tak, by stawała się funkcjonalną platformą na której mogą współistnieć bardzo różni ludzie; z drugiej jednak strony, każdy budynek jest wyborem takiej a nie innej narracji, każdy budynek zamyka możliwość zbudowania czegoś innego. Czy jednak nie jest to prawdą w każdym przypadku, gdy dokonujemy jakiegokolwiek wyboru (a więc wybieramy tylko jedną z wielu nitek rzeczywistości)? Radykalny inkluzywizm nie jest akceptacją wszystkich wariantów rzeczywistości (to byłby absurd), lecz (brutalną?) decyzją narzucającą określoną płaszczyznę/ramę organizującą relacje pomiędzy różnymi elementami rzeczywistości w taki sposób, by ich interesy i dążenia miały możliwość realizacji w największym możliwie stopniu (kto i _kiedy_ ma jednak dokonywać oceny, czy założona płaszczyzna/rama spełnia swoje zadanie?). Interwencja architektoniczna zawsze jest fragmentaryczna - to posiadająca ściśle określone granice organizacja przestrzeni i materii. Czy ta fragmentaryczność architektury jest jednak rzeczywistym problemem? Wspomniany w CfP 'Władzy Sądzenia' Orygenes nie znalazł się tam przypadkiem: "Wisdom contains, in Origen’s thought, the potentiality of all creation in its diversity."* i w innym miejscu: "Therefore, Christ is “named in different ways for the capacity of those believing or the ability of those approving it.” Attention is given to the plurality of Christ’s names in order to allow for the plurality of means by which one might come to and know the Savior."*. Pluralizm nie jest jednak absolutny, jest 'pluralizmem dobra'. Perspektywa radykalnego uniwersalizmu czerpie z Orygenesa i jego idei apokatastazy, która jest mocno osadzona w transcendencji - zakłada możliwość spojrzenia 'z zewnątrz' i 'oceny z zewnątrz'. Ta ocena łączy się z karą i oczyszczeniem: "The return of the soul to full participation in God takes place, according to Origen, over a long period of time that might involve purgation and punishment. However, this punishment is not absolute, but is instead intended to reform the soul: punishment is a mechanism of salvation, rather than the determination of condemnation."* Równocześnie jednak, etyka radykalnego inkluzywizmu w transcendencji widzi swego rodzaju 'bezpiecznik', mający uniemożliwić powstanie totalitarnej całości. Z jednej więc strony zakładamy, że wszystkie znane nam elementy rzeczywistości są częścią inkluzywnej całości, z drugiej jednak, uznajemy, że istnieją elementy nam (jeszcze) nieznane, a także, że nie jesteśmy w stanie w pełni przewidzieć konsekwencji narracji, którą budujemy. Chrześcijański uniwersalizm powszechnego zbawienia (apokatastazy) jest oparty na dwu przesłankach, które (niestety?) musimy zakwestionować (?). Po pierwsze zakłada on, że bóg nie tworzy zła, całość stworzenia jest dobra i dlatego w całości powraca do boga. Zło jednak istnieje, jest ono jednak (jedynie?) albo brakiem dobra, albo swego rodzaju jego wypaczeniem, związanym z niepełnym rozpoznaniem bożej intencji. To jednak co 'z wnętrza' może wydawać się złem, 'z zewnątrz', z bożej perspektywy nie musi wcale nim być (to samo dotyczy również 'naszego dobra', które może być - z bożej perspektywy - złem). Nasz radykalny inkluzywizm musi sobie poradzić bez boga, potrzebuje jednak jakiegoś rodzaju transcendencji. Oprócz więc Orygenesa (i innych chrześcijańskich myślicieli i myślicielek), ważnym źródłem (krytycznej) inspiracji jest myśl Bruno Latour'a. W piątym numerze pisma 'Stan Rzeczy', Ewa Bińczyk opublikowała niezwykle ciekawy tekst 'Ocalić Gaję i zbawić zbiorowość. Ekoteologiczne sugestie Brunona Latoura.' Intuicje Latoura wydają się na pierwszy rzut oka dość bliskie chrześcijańskiemu uniwersalizmowi: "Temat zbawienia według Latoura powinien dotyczyć całości Stworzenia, dzieła Bożego ujmowanego nie tylko jako przestrzeń zaludniona indywidualnymi duszami ludzkimi, ale także jako terytorium czynników pozaludzkich.", jest jednak wyraźnie pozbawiona odniesień do transcendencji: "Mowa religijna (...) nie zapewnia nam dostępu do odległej Transcendencji (...) dotyczy tak naprawdę transformacji samych interlokutorów. Mowa religijna przypomina słowa zakochanych, ich dziesiątki próśb i pytań wciąż od nowa "Czy mnie kochasz?", które wytyczają bliskość, lecz nie mają odniesienia i nie niosą informacji.". Owa bliskość, o której mówi Latour jest rodzajem relacji, jest budowaniem takiej narracji w której zakochani będą czuli się wspólnie spełnieni. Mamy tu więc z kilkoma sprzecznościami - z jednej strony etyka radykalnego inkluzywizmu opiera się na tym co tu i teraz, z drugiej jednak, etyczna ocena każdej sytuacji ulega zmianie gdy pojawiają się nowe elementy, które z kolei są wytwarzane poprzez dynamiczne konfiguracje. Nawet z naszej osobistej perspektywy często możemy wskazać wydarzenia, które ocenialiśmy jako złe w przeszłości, a których ocena radykalnie się zmieniła po upływie pewnego czasu. Ontologia Latoura jest relacyjna, i jako taka wydaje mi się jednak mocno podejrzana - owi 'zakochani' oprócz bycia zakochanymi mają przecież swoją własną 'esencję', która aktualizuje się (lub nie) w takich lub innych kontekstach. Owa esencja jest jednak heterogeniczna i ze względu na perspektywę nieskończoności (historii) podlegać będzie ciągłej ocenie. Mamy więc nieprzezwyciężalny paradoks - z jednej strony szukamy inkluzywnej pełni tu i teraz, z drugiej wiemy, że za chwilę lub w innym miejscu musi ona zostać zakwestionowana. To pozwala na tworzenie struktur inkluzywnych i hierarchicznych - hierarchie podlegają ciągłym zmianom, również radykalnemu odwróceniu. Wbrew jednak myśli Latoura (czy szerzej płaskiej ontologii) hierarchie istnieją, relacje nie są jedynie horyzontalne.
Tu możemy bezpiecznie wrócić do architektury - budynek jest za każdym razem rodzajem hipotezy, zakładamy, że będzie spełniał zadanie, jakie mu stawiamy. Wiemy jednak, że za chwilę kontekst może ulec zmianie i budynek będzie musiał albo zniknąć, albo stać się czymś innym. Architektura radykalnego inkluzywizmu stara się spełnić równocześnie trzy warunki: stara się być platformą/ramą w której jej użytkownicy będą mogli realizować w pełni swoje potencjalności. Użytkownicy są tu jednak rozumiani szeroko, jako aktorzy - ludzcy i nieludzcy. Radykalnie inkluzywny budynek jest swego rodzaju paniczną (czy wręcz histeryczną) próbą uzasadnienia każdego swego fragmentu największą możliwą ilością relacji i aktywności (ściana chroni wnętrze, ORAZ łapie wodę deszczową ORAZ produkuje energię ORAZ produkuje żywność... i tak dalej i tym podobne). Fragmentaryczność/ograniczoność budynku jest tu częściowym usprawiedliwianiem dla ograniczonej inkluzywności (budynek nie może być dla wszystkich, straciłby bowiem możliwość bycia dla kogokolwiek) - jest jednak również powodem, dla którego budynek zawsze musi być lokowany w szerszym kontekście, zarówno przestrzennym jak i społecznym, kulturowym, ekonomicznym czy politycznym. Budynek musi więc zawsze być miejscem początku - albo staje się z czasem częścią większej (inkluzywnej) opowieści, albo musi zniknąć. Owa niepewność istnienia jest drugim warunkiem architektury radykalnego inkluzywizmu. Z ową niepewnością / skończonością łączy się również warunek trzeci - odpowiedzialność za konsekwencję i koszty każdej decyzji powołującej budynek do istnienia. Jeśli używamy betonu, to musimy brać pod uwagę koszt energetyczny, środowiskowy i społeczny użytego materiału - betonowe budynki powinny trwać dłużej niż (na przykład) drewniane.
A następnym razem (ostrzegam, jeśli już macie serdecznie dość tego tematu) spróbuję zastanowić się nad najtrudniejszym wyzwaniem radykalnego inkluzywizmu - konfliktem i wojną.
------
* cytaty z "All Shall Be Well": Explorations in Universal Salvation and Christian Theology, from Origen to Moltmann by Gregory MacDonald