Burza powoli zdawała się cichnąć, gdy Bratkowska poruszyła wrażliwe serduszka mieszczańskiego centrum po raz kolejny, deklarując, że komunizm to jest szlachetna idea, której ona jest zwolenniczką.
I znów zabrzmiał chór prawicy i mieszczańskiego centrum. I znów pojawił się obraz 'dwu totalitaryzmów', zrównujący nazizm i komunizm (prawica podejmuje co jakiś czas próby usankcjonowania tej symetrii, dzięki Trybunałowi Konstytucyjnemu a ku zgrozie antykomunistów, nie do końca skutecznie).
Na to oburzenie można spojrzeć z kilku perspektyw. Można się zastanawiać nad odpowiedzialnością słów i myśli za czyny i tego jak daleko ta odpowiedzialność sięga - związek Mein Kampf ze zbrodniami nazistów jest oczywisty, ale czy rzeczywiście powinniśmy też obwiniać Nietzschego? Czy rzeczywiście, jak chciałby Popper, Platona należy uważać za ojca 'komunistycznego totalitaryzmu'. Nawet jednak z tej perspektywy, lektura 'Manifestu Komunistycznego' tylko dla wyjątkowych fanatyków jest zapowiedzią Gułagów, dla mniej zacietrzewionego czytelnika / czytelniczki jest fascynującym dokumentem rodzącej się podmiotowości wyzyskiwanych i uciskanych. Krytycy Bratkowskiej są zaniepokojeni gloryfikację przemocy w Manifeście Komunistycznym - czy jednak stopień deklarowanej w Manifeście przemocy rzeczywiście różnił się od manifestów powstańczych choćby i z polskiej historii? Czy w ogóle ktokolwiek może pomyśleć emancypację, która nie jest oparta lub nie prowadzi do (jakiegoś rodzaju) przemocy? Bardzo ciekawie analizuje ten problem Etienne Balibar porównując Lenina i Gandhiego, którego "Rewolucyjna „metoda”, która w sposób decydujący przyczyniła się do stworzenia warunków niepodległości, znana na Zachodzie jako „brak-przemocy” [non-violence] albo „opór bez przemocy” [resistance non-violente], okazała się niezdolna do zapewnienia jej treści, której była nosicielką, a polityka nacjonalistyczna przekształciła się w swoje przeciwieństwo – przemoc wspólnotową [une violence communautaire], która dzisiaj, pięćdziesiąt lat później, grozi obaleniem państw i społeczeństw na subkontynencie indyjskim." Ale to dygresja. Poczytajmy raczej wspólnie Manifest Komunistyczny w poszukiwaniu zapowiedzi gułagów:
"1. Wywłaszczenie własności ziemskiej i użycie renty gruntowej na wydatki państwowe. 2. Wysoki podatek progresywny. 3. Zniesienie prawa dziedziczenia. 4. Konfiskata własności wszystkich emigrantów i buntowników. 5. Centralizacja kredytu w rękach państwa za pomocą banku narodowego o kapitale państwowym i o wyłącznym monopolu. 6. Centralizacja środków transportu w rękach państwa. 7. Zwiększenie liczby fabryk państwowych, narzędzi produkcji, udostępnienie dla uprawy i ulepszenie gruntów według jednolitego planu. 8. Jednaki przymus pracy dla wszystkich, utworzenie armii przemysłowych, zwłaszcza w rolnictwie. 9. Zespolenie rolnictwa z przemysłem, działanie w kierunku stopniowego usunięcia różnicy między miastem a wsią. 10. Publiczne bezpłatne wychowanie wszystkich dzieci. Zniesienie pracy fabrycznej dzieci w jej dzisiejszej postaci. Połączenie wychowania z produkcją materialną itd."
Jak widać z powyższego, mamy tu do czynienia z dość scentralizowaną wizją państwa, nie jest to jednak państwo ani totalitarne ani zbrodnicze. Przymus pracy nie brzmi aż tak przerażająco - choć oczywiście korwinistom przymus płacenia podatków też się jawi niemal jak zapowiedź komunizmu. Inne fragmenty 'Manifestu...' i dziś wydają się zachowywać - przynajmniej częściową - aktualność, na przykład ten o stopniowym zaniku klasy średniej.** Warto przeczytać również uważnie fragment dotyczący własności:
"Tym, co wyróżnia komunizm, jest nie zniesienie własności w ogóle lecz zniesienie własności burżuazyjnej, ale nowoczesna burżuazyjna własność prywatna jest ostatnim i najdoskonalszym wyrazem takiego wytwarzania i przywłaszczania produktów, które oparte jest na przeciwieństwach klasowych i na wyzysku jednych ludzi przez drugich. W tym sensie mogą komuniści zawrzeć swą teorię w jednym zdaniu: zniesienie własności prywatnej. Przeraża was to, że chcemy znieść własność prywatną. Ale w waszym dzisiejszym społeczeństwie własność prywatna jest zniesiona dla dziewięciu dziesiątych jego członków. Istnieje ona właśnie dzięki temu, że nie istnieje dla dziewięciu dziesiątych. Zarzucacie więc nam, że chcemy znieść własność,.której niezbędnym warunkiem jest brak własności dla olbrzymiej większości społeczeństwa. Słowem, zarzucacie nam, że chcemy znieść waszą własność. Tego istotnie chcemy. Komunizm nie odbiera nikomu władzy przywłaszczania sobie produktów społecznych, odbiera jedynie władzę ujarzmiania, cudzej pracy za pomocą tego przywłaszczania. Wysuwano zarzut, że ze zniesieniem własności prywatnej ustanie wszelka działalność i zapanuje powszechne próżniactwo. W takim razie społeczeństwo burżuazyjne dawno musiałoby zginąć wskutek lenistwa; ci bowiem, co w nim pracują, nie dorabiają się niczego, ci zaś, co się dorabiają, nie pracują."
Czy więc rzeczywiście powoływanie się na idee komunistyczne jest tak straszną rzeczą?
Oczywiście, zawsze w tym momencie ląduje na stole 'Czarna księga komunizmu' (lub bardziej rzetelne opracowania) i miliony ofiar praktycznej realizacji programów partii komunistycznych na całym świecie. Jeśli jednak oskarżamy komunizm, to dlaczego milczymy o zbrodniach kapitalizmu? Dlaczego wciąż tylko półgębkiem mówi się o zbrodniach Belgów w Kongo? O tym co dziś dzieje się w Afryce czy Ameryce Południowej? Nawet gdy mieszczańskie media opisują zbrodnie, to mają ogromny problem, by zobaczyć je jako wynik działania określonej polityczno-ekonomicznej struktury. To zawsze są tylko wypaczenia systemu, nie jego immanentna cecha.
Cóż więc tak naprawdę uwiera naszych liberalnych mieszczan, co ich oburza (a może przeraża?) w wypowiedziach Bratkowskiej? Ci i te, którzy się oburzyli funkcjonują w określonej pozycji hierarchii władzy - albo ekonomicznej, albo symbolicznej. Obydwie wypowiedzi - i ta o usunięciu ciąży w Wigilię i ta o komunizmie - były aktem odrzucenia konsensusu. Konsensusu, którego strażnikami są liberalne elity - to one strzegą 'kompromisowej' ustawy antyaborcyjnej, to one chronią sferę publiczną przed 'lewicowym i prawicowym ekstremizmem'. Problem w tym, że obowiązująca ustawa antyaborcyjna jest jedną z najbardziej restrykcyjnych a przez to anty-kobiecych rozwiązań w Europie, a polski dyskurs publiczny jest radykalnie wychylony w prawo (i nie trzeba powoływać się na wyroki sądów o swastyce jako symbolowi szczęścia czy o okrzykach poznańskich kiboli "waszym domem jest Auschwitz", których sąd nie uznał za antysemickie. Dodatkowo obrzydliwego smaczku dodaje tej poznańskiej aferze fakt, że urzędnik miejski, który cieszy się z takiego rozstrzygnięcia, to ten sam, który ochoczo posyła ludzi do kontenerów). Tym, co ujawniła Bratkowska - i za to jej chwała - jest fakt, że znacznie łatwiej stanąć owemu mieszczańskiemu centrum w jednym szeregu z prawicową ekstremą niż z feministką o komunistycznych poglądach.
Żydowski teolog Jacob Taubes utrzymywał po wojnie (wrogie) relacje z nazistowskim jurystą Carlem Schmittem, z pogardą odnosił się natomiast do niemieckich demokratycznych liberałów, do ludzi, którzy nie byli w stanie zatrzymać brunatnej fali, a gdy nadeszła godzina próby, wielu z nich wycofało się na pozycje wrażliwych mieszczan, schowanych we własnych domowych pieleszach. Polskie liberalne centrum łasi się do każdej siły - czy to państwowej czy religijnej, mamione nadzieją zachowania uprzywilejowanej pozycji w hierarchicznym społeczeństwie. Lewicowy egalitaryzm jest tym, co przeraża je najbardziej, odebrałby mu możliwość pogardliwego łajania tych, którzy mają mniej pieniędzy lub słabszy kapitał kulturowy.
Czy jesteście pewni, że wrażliwe serduszka mieszczańskich elit w godzinie próby nie staną się brunatne?
___
* Niechętnie używam słowa 'histeria', ale może niesłusznie - jedna z wybitnych polskich feministek nie wahała się użyć tego słowa by spostponować inną kobietę, która miała nieszczęście mieć inne poglądy.
** "Dotychczasowe drobne stany średnie – drobni przemysłowcy, kupcy i rentierzy, rzemieślnicy i chłopi, wszystkie te klasy staczają się do szeregów proletariatu, po części dlatego, że ich drobny kapitał nie wystarcza do prowadzenia wielkiego przedsiębiorstwa przemysłowego i nie wytrzymuje konkurencji z większymi kapitalistami, po części zaś dlatego, że ich zręczność traci na wartości wobec nowych sposobów produkcji. W ten sposób proletariat rekrutuje się z wszystkich klas ludności." (Marks pisał o proletariacie, dziś można by napisać "prekariat rekrutuje się z wszystkich klas ludności". Mechanizm jednak pozostaje ten sam). I dalej: "Stany średnie: drobny przemysłowiec, drobny kupiec, rzemieślnik, chłop, wszystkie one zwalczają burżuazję po to, by uchronić od zagłady swoje istnienie jako stanów średnich. Są więc nie rewolucyjne, lecz konserwatywne. Więcej nawet, są reakcyjne, usiłują obrócić wstecz koło historii."