contact me:
KRZYSZTOF NAWRATEK
  • Home
  • about
  • blog
  • TEXTS/RECORDINGS

734. kto nie skacze...

10/27/2013

0 Comments

 
Naszą wizytę w Cieszynie zakończyliśmy warsztatami i prezentacją ich wyników mieszkańcom (i elitom) miasta. Zadanie, jakie sobie postawiliśmy brzmiało: czy można szybko i tanio zbudować tymczasowy dworzec autobusowy, tak by te dziesięć tysięcy pasażerów dziennie, które dziś z Placu Hajduka korzysta, nie musiało w zimie sterczeć na mrozie. Bezpośrednią inspiracją dla tego zadania, było nasze spotkanie z uczniami cieszyńskich szkół, którzy z komunikacji autobusowej korzystają. Większość propozycji moich studentów oprócz odpowiedzi na postawione wyżej pytanie, starała się wypracować takie rozwiązanie, w którym budowa i funkcjonowanie dworca stałyby się elementem budowy / wzmocnienia więzi społecznych i wsparciem dla budowy podmiotowości miasta. Warsztaty jako takie można chyba uznać za udane - pomysł by nie czekać kolejne lata na "bogatego inwestora", który zbuduje "dworzec z prawdziwego zdarzenia", lecz spróbować rozwiązać problem jak najszybciej, stał się elementem debaty w Cieszynie i być może (mamy oczywiście taką nadzieję) doprowadzi do powstania tymczasowego dworca może jeszcze tej zimy. Ambicje moich studentów by potraktować interwencję architektoniczną jako część szerszego projektu społeczno-kulturalnego spotkały się jednak z całkowitym niezrozumieniem. Idea, by zastosować wycofane z użytku wagony kolejowe spotkała się z zainteresowaniem, ale już pomysł by dworzec zbudować w ramach "akcji społecznej" (aż strach pomyśleć, że komuś by się mogło z czynem społecznym skojarzyć) spotkał się z niechęcią, a nawet pogardą. Komentarze w rodzaju "...ja nie chcę z nikim współpracować" lub "...od budowy dworca są władze i specjaliści, a nie ludzie" dobrze oddają mur niezrozumienia z jakim się zderzyliśmy. Dla moich studentów było to doświadczenie przykre i frustrujące, dla mnie jednak - przepraszam, za ten brak złudzeń - coś, czego się oczywiście spodziewałem. (Podkreślę jednak to jeszcze raz - uważam sam fakt wprowadzenia idei budowy tymczasowego dworca do debaty za wielki sukces.) Elementem tej frustracji i rozczarowania był również fakt, że uczniowie cieszyńskich szkół, których zaprosiliśmy na warsztaty, mimo obietnic jednak się nie zjawili. Nie pojawiła się ani jedna uczennica, ani jeden uczeń (jakimś wytłumaczeniem, może być to, ze warsztaty odbyły się w dzień nauczyciela, gdy uczniowie mieli wolne... ale czy to rzeczywiście jest usprawiedliwienie?), co oczywiście rodzi podejrzenie, że młodzi mieszkańcy Cieszyna i okolic rosną na malkontentów, którzy chętnie ponarzekają, że nikt ich nie traktuje poważnie i nikt ich nie słucha, ale gdy ktoś chce ich wysłuchać i potraktować poważnie, wtedy odwracają się na pięcie. Mam oczywiście nadzieję, że się mylę, ale generalny anty-społeczny klimat w Cieszynie pozostawił nas lekko rozgoryczonymi.
Ten brak zrozumienia dla społecznego wymiaru architektury czy generalnie działań miejskich - mimo rozkwitu ruchów miejskich - jest chyba w Polsce wciąż silny. W opublikowanym na portalu Instytutu Obywatelskiego tekście o reindustrializacji starałem się wyjaśnić właśnie owe społeczne jej konteksty, starałem się pokazać, że przemysł w mieście to tylko jeden z elementów znacznie większego i bardziej skomplikowanego projektu. Większość czytelników to zrozumiała, ale zdarzyli się i tacy, którzy w tajemniczy sposób (czy to z ignorancji, czy z powodu niechęci do mnie) okazali się na 80% tego co napisałem zupełnie ślepi. Ostatnio bardzo popularny reporter na swoim blogu z klasistowską pogardą opisywał otwarcie centrum handlowego w Poznaniu i też nie spotkało się to z reakcją, najwyraźniej większość czytelników wyżej ceni eteryczne piękno przestrzeni, architektury czy języka, niż ich społeczny wymiar i znaczenie.
Tym, co w tej dyskusji jest - moim zdaniem - najważniejsze, to pytanie o polityczny podmiot. Michał Bilewicz w świetnym tekście pokazuje, jak podziały na plemiona służą politykom niszcząc społeczeństwo i państwo. Mocne, oparte na tożsamości podziały (plemię PiS, plemię PO, plemię katolików, plemię ateistów, plemię młodych liberałów etc.) mogą prowadzić jedynie do (miejmy nadzieję - zimnej) wojny domowej. Ucieczką przed takimi tożsamościowymi narracjami jest indywidualizm. Nie należę do plemienia, jestem osobny. Pomijając fakt, że ta ucieczka nigdy się nie udaje (czym innym są hipsterzy, jak nie plemieniem indywidualistów?), wzmacnia ona mechanizm destrukcji tego co wspólne, tego co uniwersalne, tego, co mogłoby nas połączyć (politycznie jedynie Zieloni w Polsce chcą o to dobro wspólne naprawdę zawalczyć. Choćby tylko z tego powodu, należy im dać szansę). Bilewicz jako szansę na przezwyciężenie podziałów proponuje z jednej strony "uniwersalizujący autorytaryzm" (to oczywiście moje określenie i trochę jednak z przymrużeniem oka) czyli powszechne i publiczne szkolnictwo, z drugiej zaś integrację funkcjonalną zamiast tożsamościowej, czyli rozbudowany transport publiczny. Publiczna szkoła jest postulatem ze wszech miar słusznym i jej lekko autorytarny charakter, który kwestionuje (albo mówiąc bardziej delikatnie - zawiesza) to skąd uczniowie przychodzą, jakie wykształcenie mają ich rodzice, ile mają pieniędzy - jest moim zdaniem niezbędny. Napięcie pomiędzy tym co w uczniach indywidualne a tym co uniwersalne, napięcie, które jest niezbędne zarówno dla dobrej szkoły jak i dla dobrze funkcjonującego państwa i społeczeństwa, jest jednym z fundamentów, na których szkoła musi być budowana. W tym miejscu szkoła spotyka się z transportem publicznym. Postulat integracji poprzez autobusy zakłada bowiem, że istnieje zewnętrzna wobec osób rama/płaszczyzna, która umożliwia im spotkanie i integracje. To jest oczywiście coś, co jest trudne do opowiedzenia w języku sieci, asamblaży i tym podobnych modnych pojęć, zakłada bowiem przerwania ('dziury') i istnienie zewnętrza. Oczywiście, owo zewnętrze zostało wyprodukowane przez jakieś wnętrze - autobus jest produktem określonego splotu technologii i procesów społecznych, ale podział wnętrze-zewnętrze jest kluczowy. Co jednak najważniejsze, owa zewnętrzna rama (autobus, tymczasowy dworzec autobusowy etc.) istnieje w sposób przekraczający istnienie, interesy i możliwość kontroli przez poszczególnych aktorów. Gdy na placu grupa nacjonalistów krzyczy "kto nie skacze..." buduje tożsamościową narrację, wykluczającą wszystkich, którzy do ich skakania nie chcą się przyłączyć. W żaden jednak sposób nie są w stanie zmienić samego placu na którym skaczą. Placu, który nadaje wszystkim go używającym "funkcjonalną tożsamość". Użytkowników autobusów łączy fakt ich używania, mieszkańców Górnego Śląska fakt tego, że tam mieszkają (o tym był mój tekst w Nowych Peryferiach). Temu służy moje ciągłe gadanie o instytucjach, w tym kierunku musiałaby zmierzać reforma terytorialna Polski, by operować jednostkami funkcjonalnymi, których potencjał w momencie styku z inną jednostką terytorialną był podobny (granica pomiędzy miastem a gminami podmiejskimi przebiega pomiędzy różnymi potencjałami i to jest ze wszech miar szkodliwe). Temu w końcu służyć miałaby reindustrializacja.
Dlatego projekt dworca tymczasowego w Cieszynie jest czymś znacznie więcej, niż tylko budową schronienia przed deszczem i chłodem, gdyby powstał, samo jego istnienie miałoby znaczenie społeczne i polityczne. Można jednak owe dodatkowe konteksty uzyskiwać 'mimochodem', lub też starać się na nich właśnie cały projekt zbudować. Do takiego rozumienia architektury w Polsce trudno jednak przekonać użytkowników, polityków i architektów. Będziemy jednak nadal próbować.

0 Comments

733. homoseksualiści, katoliccy intelektualiści i autobusy

10/9/2013

2 Comments

 
Jestem ze studentami w Cieszynie. Mamy zastanowić się nad przyszłością terenu gdzie znajduje się (zrujnowany) dworzec PKP oraz 'coś w rodzaju' dworca autobusowego. To nie jest bowiem prawdziwy dworzec, lecz plac z kilkoma malutkimi wiatami na których nie ma nawet rozkładów jazdy. Nie ma tu bowiem komunikacji publicznej (to znaczy jest w samym Cieszynie - również nie imponuje) lecz kilku prywatnych przewoźników, którzy 'na zasadach rynkowych' dowożą do Cieszyna ludność z okolicznych wiosek i miasteczek (oraz miast). W logice rynku robią to zresztą najlepiej jak potrafią. Kolej to siedem połączeń dziennie - trudno to traktować poważnie.
Spotkaliśmy się z młodzieżą szkolną, która do Cieszyna do szkół dojeżdża. Po chwili niezręcznego milczenia (na sali byli też nauczyciele) frustracja przerwała tamy i wylała się szerokim strumieniem - marzniemy po 30-40 minut czekając na autobus (a tej zimy było po minus piętnaście), podczas gdy w mieście dyskutuje się budowę nowego stadionu! Stary dworzec autobusowy miasto sprzedało i został zburzony, obiecywali nowy dworzec, obiecywali centrum handlowe (byłoby gdzie się przed zimnem schronić) ale to były tylko słowa. Nikt nas nie słucha, nikogo nasze problemy nie obchodzą (na sali był też jeden radny, który zaraz pospieszył z zapewnieniami, że on słucha i że będzie słowa młodzieży na Radzie Miasta powtarzał). Nie chcemy nic specjalnego - miejsce gdzie nie będziemy marzli, gdzie będzie jeden sklepik spożywczy i jeden punkt gastronomiczny. To nam wystarczy.
Dziś w GW na pierwszej stronie tekst 'Znajomy Gej, Sąsiadka Lesbijka' a w nim wyniki badań opinii publicznej stosunku Polaków do homoseksualistów. Wyniki niezwykle smutne: czy zgadzasz się na prawo par homoseksualnych do związków partnerskich: tak - 40%, nie - 46%; małżeństw: tak - 30%, nie 56%; adopcji dzieci: tak - 17%, nie - 70%. Co gorsza, podobno około 30% Polaków chciałoby karać za homoseksualizm! W tle wzburzenie absolutnie skandalicznymi słowami abp. Michalika, 'przygotowanymi' tekstem mojego ulubionego katolickiego intelektualisty młodego pokolenia (to ironia). Pan doktor Michał Łuczewski w pięknie ekwilibrystyczny sposób tłumaczy (niemal tak pięknie jak abp. M) że zamiast winić kościół sami (znaczy kto 'my'?!) powinniśmy się uderzyć w piersi i oddać pokucie. Oczywiście p. Łuczewski nie uderza się we własne piersi, lecz domaga się uderzania w piersi zbiorowe; nie pisze o pedofilii księży, lecz moralizuje "Ale czy nie mówimy o tych skandalach dlatego, że sami nie chcemy dostrzec, że cała nasza kultura stała się skandalem? Czy seksualne perwersje, pornografia, pedofilia, homoseksualizm, zdrady – główne przewiny Kościoła według medialnych przekazów – nie są w istocie wszechobecne?" Mamy tu więc z jednej strony (jak zwykle u katolickich intelektualistów) zrównanie homoseksualizmu z pedofilią, z drugiej zaś relatywizację przestępstwa (jakim jest pedofilia) jako "przewiny Kościoła WEDŁUG medialnych przekazów". Oburzamy się (słusznie!) na abp. Michalika, nie dostrzegając, że katoliccy intelektualiści młodego pokolenia mówią dokładnie to samo. Że polecę generalizacją w stylu MŁ - cała nasza współczesna polska kultura jest w istocie skandalem przyzwolenia na podłość.  Nie ma tu mowy o przejęzyczeniu - to jest konsekwentne wyznanie wiary w kościół święty i świat grzeszny.
Dlaczego powołuję się na te dane oraz na katolicki fanatyzm pisząc o nierozwiązanym problemie komunikacyjnym w małym mieście na krańcu Polski? Nie, bynajmniej nie dlatego, że chciałem o tekście Łuczewskiego napisać, a nie chciało mi się poświęcać temu całej notki; lecz dlatego, że łączy te - wydawać by się mogło zupełnie oderwane sprawy - niewrażliwość na jednostkowy ('osobowy') los. Problem braku dworca autobusowego nie jest problemem prestiżowym, nie można 'zakryć' braku dworca nowym stadionem, nie wolno myśleć o nim jedynie w kontekście abstrakcyjnego 'układu komunikacyjnego'. Na brak dworca trzeba spojrzeć z perspektywy uczennicy, płacącej od 120 do 250 PLN miesięcznie na bilety, której dojazdy (wraz z oczekiwaniem na autobus) mogą zabierać nawet cztery godziny dziennie. Problem homofobii, jak pisze GW jest najmniejszy wśród tych Polaków, którzy osobiście znają osoby homoseksualne. Nie trzeba osobiście znać ludzi, którzy byli (lub są) molestowani seksualnie przez księży, wystarczy po prostu zamiast myśleć w logice instytucji, zobaczyć tragedię pojedynczego dziecka. Mocne społeczeństwo nie buduje się na abstrakcyjnych ideach, lecz na bezpośredniej i empatycznej interakcji. Perspektywa osoby - jednostki w kontekście - sprawia, że zarówno brak dworca, homofobia czy krzywda dzieci (ale też aborcja - widziana nie z perspektywy 'ochrony życia' płodu, lecz z perspektywy żyjącej i czującej kobiety w ciąży) jawi się w zupełnie innym świetle. Przyjęcie takiej, personalistycznej perspektywy, odmieniłoby Polskę. Zamiast budować kraj przedmurza i zamachu smoleńskiego, budowalibyśmy kraj w którym Paweł i Krzysiek byliby szczęśliwymi rodzicami Karola, który pociągiem dojeżdżałby do szkoły, w której wykształceni i przyzwoicie zarabiający nauczyciele w małej klasie (bo niż demograficzny) przygotowywaliby go do życia. To nie jest kwestia pieniędzy, to jest kwestia przyjęcia zupełnie innej niż obecnie w Polsce dominująca, perspektywy. Perspektywy, która wcale nie jest antykatolicka, o czym zaświadcza choćby katolicki 'Kontakt'.
2 Comments

732. konieczna śmierć jednostki

10/7/2013

2 Comments

 
Pojawienie się idei jednostki ludzkiej wyznacza przejście ze średniowiecza w renesans, czy szerzej, wejście w nowożytność. Doświadczenie wielkich totalitaryzmów XX wieku tylko umocniło jednostkę jako fundament naszej współczesnej polityki i ekonomii. Czy jesteśmy w stanie pomyśleć demokratyczną politykę, w której zasada 'jeden człowiek = jeden głos' zostałaby zakwestionowana? Jakąkolwiek próbę takiego myślenia, odrzucilibyśmy jako niedemokratyczną (nawet pomysły 'obywatelstwa miejskiego', które zakładają możliwość bycia obywatelem kilku miast, oparte są na podziale owej 'świętej jedynki' - można być obywatelem Warszawy w 30% a Kalisza w 70% i taką wagę miałyby nasze głosy). Gdy przedstawiałem pomysł 'obywatela plug-in' jego/jej jednostkowość nie była dyskutowana, choć sugestia, by człowiek wchodził w interakcję ze strukturą miasta (również polityczną) poprzez zindywidualizowany interfejs mogłaby otwierać dyskusję idącą w takim - odrzucającym zasadę równoważności jednostkowych głosów - kierunku. Nie rozwijałem tego jednak, nie chcąc ryzykować pobocznych wobec głównej idei polemik. Przyjmujemy, że zasada 1-1 jest sprawiedliwa, a gdy pojawiają się głosy ją kwestionujące, przychodzą one zazwyczaj z obszarów konserwatywnych lub / i ksenofobicznych, domagając się odebrania (lub osłabienia) prawa głosu jakimś grupom - od ekstremalnych przypadków cofnięcia prawa głosu dla kobiet, przez (ponowne) wprowadzenie cenzusu majątkowego do (najbardziej, można by powiedzieć, 'liberalnych') pomysłów wprowadzenia 'egzaminu na wyborcę'. Tylko w pierwszym wypadku kwestionują one same fundamenty liberalnej demokracji (traktując pewną grupę jako niezdolną do racjonalnej decyzji. Rozważając ten przykład dalej, łatwo zrozumieć, dlaczego feminizm może być liberalny, ale nie musi wcale być rzeczywiście postępowy), zarówno cenzus majątkowy jak i każda wersja merytokracji doskonale się w ramach liberalnej demokracji (a więc i wolnorynkowego kapitalizmu) zmieszczą. Wygląda więc na to, że zasada 1-1 staje się jednym z fundamentów progresywnego myślenia o polityce, szczególnie dziś, gdy grozi nam 'model chiński', przyjmujący możliwość istnienia kapitalizmu bez demokracji (co jeszcze 10 - 15 lat temu wydawało się zachodnim politykom i myślicielom jedynie chwilową aberracją). Jeśli więc chcemy bronić resztek naszej 'zachodniej nowożytności', do których mimo wszystko jesteśmy bardzo przywiązani, wydaje się, że musimy z całych sił bronić zasady 'jeden człowiek - jeden głos'.
Co jednak, jeśli ta obrona jest skazana na niepowodzenie i szybkim marszem zbliżamy się do (nie do końca takiego, jakie sobie Bierdiajew wymarzył) 'nowego Średniowiecza'? Co jeśli idei jednostki już się po prostu nie da obronić? Albo inaczej - gdy obrona 'idei jednostki' przynosi tejże jednostce więcej szkód niż pożytku?
Pozostaje pytanie - co ją zastąpi... Czy będzie to koszmar 'totalitarnego kapitalizmu', w którym jedynym sposobem istnienia człowieka jest bycie zadłużonym? Czy jakaś nowa wersja faszystowskiego (bo komunizm nam w dzisiejszej Europie nie 'grozi') zglajchszaltowania? Czy też jesteśmy w stanie pomyśleć inny, alternatywny model, który ochroni to co z nowożytności warto przenieść dalej - przede wszystkim naszą osobową prywatność?
W dzisiejszym świecie potężnych globalnych korporacji i starających się im podlizać rządów, idea jednostki jako pewnej integralnej i autonomicznej całości wydaje się po prostu głupstwem. Na jakiej podstawie liberałowie uważają, że jednostka ma jakiekolwiek szansę w starciu z instytucją? Ta iluzja jednostkowej wolności i podmiotowości jest oczywiście niebezpieczna, tym bardziej jest więc podtrzymywana przez wszystkich tych, którym jest to na rękę. Alternatywą nie jest dziś jednak 'masa', choćby dlatego, że bardzo trudno wyobrazić sobie w jaki sposób mogłaby ona wygrać starcie z korpo-państwem. Oczywiście przyznaję, że ulegam tu wizji tłumu, którą narzucił Le Bon, a którą starają się odrzucić zwolennicy samo-organizujących się asamblaży, lecz Occupy! mnie raczej zbliża do Le Bona niż do DeLandy. Tak jak jednak bliżej mi do schmittianskiego partyzanta niż deleuzjanskiego nomady, tak też (jak pewnie czytelnicy moich tekstów wiedzą) na asamblaże patrzę w wielką nieufnością. Figura partyzanta (tak, nie czuję się do końca komfortowo powołując się na Schmitta) wydaje się bardzo użyteczna i ciekawa, pokazuje bowiem symbiotyczną relację pomiędzy instytucjami a bojownikami o lepszy świat (bardzo ciekawym przykładem - z mojej działki - był proces 'oddolnego' budowania kościołów w Polsce w latach 80tych); jednak w poszukiwaniu tego lepszego świata (co też nie jest żadnym sekretem) z nadzieją patrzę na Ernsta Jungera. Jego 'Totalna Mobilizacja dla Pokoju' wyznacza - moim zdaniem - kierunek, którym warto podążać. Przede wszystkim dlatego, że (przynajmniej w moim Jungera odczytaniu) nie mamy tu do czynienia z poddaną totalizującej obróbce masą, lecz ze swego rodzaju 'wielowymiarowym podmiotem', pozwalającym jednocześnie być częścią większej całości oraz ochronić własną intymność.
Myślę, że nie mamy wyjścia i jeśli chcemy przetrwać nadchodzący czas, musimy poszukiwać sposobów 'bycia razem'. Liberalizm ze wszystkim co nam przynosi jest bardziej trucizną, niż lekarstwem. Personalizm (choćby i 2.0) wydaje się lepszą opcją.
2 Comments

    Archives

    November 2018
    May 2018
    December 2017
    November 2017
    October 2017
    August 2017
    March 2017
    January 2017
    December 2016
    November 2016
    October 2016
    September 2016
    August 2016
    July 2016
    June 2016
    May 2016
    April 2016
    March 2016
    February 2016
    January 2016
    December 2015
    October 2015
    September 2015
    August 2015
    July 2015
    June 2015
    May 2015
    April 2015
    March 2015
    February 2015
    January 2015
    December 2014
    November 2014
    October 2014
    September 2014
    August 2014
    July 2014
    June 2014
    April 2014
    March 2014
    February 2014
    January 2014
    December 2013
    November 2013
    October 2013
    September 2013
    August 2013
    July 2013

    Categories

    All
    Marginalia
    Wyprodukować Rewolucję

    RSS Feed

Proudly powered by Weebly