contact me:
KRZYSZTOF NAWRATEK
  • Home
  • about
  • blog
  • TEXTS/RECORDINGS

811. bardziej o narodzinach niż o śmierci

2/29/2016

0 Comments

 
Siedzę w moim mieszkaniu na trzynastym piętrze, będąc pewnym, że nie spadnę za chwilę, że budynek się nie zawali. Tysiące ludzi, setki regulacji, norm, przepisów (splecionych z żelbetem - który sam też jest przecież wynikiem splotu pracy myśli i materii) utrzymują mnie bezpiecznie ponad trzydzieści metrów nad ziemią.
Jeśli w Heideggerowskiej tradycji świadomość śmiertelności jest momentem konstytuującym moją ludzką podmiotowość, to czyż jeszcze mocniejszym dla niej fundamentem nie jest utrzymywanie mnie przy życiu? Owszem, śmierć jest ostatecznym Panem, ale śmierć/nicość już była - narodziny nas z niej wydobyły. Ten moment w którym przezwyciężamy śmierć/nicość, w którym żyjemy jest możliwy (dziś niemal wyłącznie) dzięki innym ludziom. To nasza cywilizacja - szczególnie jej socjaldemokratyczne zdobycze, takie jak powszechna opieka zdrowotna, urlopy, regulacje BHP - są fundamentem naszego istnienia, to cywilizacja czyni nas ludźmi. Bez tego zbiorowego wysiłku staczamy się z powrotem do stanu natury. Stanu natury, który dziś jest najlepiej wyrażany przez neoliberalny kapitalizm. Katastrofy w których giną setki i tysiące ludzi - takie jak Rana Plaza (ale też katastrofa w Smoleńsku) - są momentami, w których cywilizacja się cofa, w którym nasze człowieczeństwo zostaje zakwestionowane - stajemy się tylko grupą bardziej lub mniej zaradnych jednostek. Amerykańskie post-apokaliptyczne filmy kłamią, starając się pokazać heroizm jednostki jako wyznacznik jego/jej człowieczeństwa. To się oczywiście świetnie sprzedaje, pasuje bowiem do naszego intuicyjnego przeświadczenia, że podmiotowość jest tożsama z naszą jednostkową świadomością. Nic bardziej błędnego - nasza podmiotowość jest sama w sobie wielością. Inny ja istnieje dziś i inny istniał dziesięć lat temu - istnieje pewna ciągłość, ale nie identyczność. Nasza podmiotowość nie jest też skupiona jedynie w nas - zarówno to co umożliwia nasze istnienie (inni ludzie, cywilizacja) jak i to co my robimy, by inne podmiotowości mogły istnieć rozszerza nas, rozcapierza naszą podmiotowość. Kiedyś, w tekście dla Znaku o aborcji usiłowałem (dość nieporadnie) pisać o "podmiotowości+" kobiet w ciąży - znacznie ciekawiej pisze o tym Bracha L. Ettinger, pisząc o fragmentarycznych podmiotach w tym samym kontekście.
Wbrew temu co w swoim komentarzu do mojej poprzedniej notki sugerował AN, że kwestionując konflikt osuwam się w narrację 'nowotworowego wzrostu', to o czym piszę nie ma z nowotworem nic wspólnego. Wzrost dotyczy skomplikowania i uporządkowania, dotyczy poznania, jest rodzajem coraz bardziej złożonej instytucji społecznej. Organiczne metafory są tu nieadekwatne.
Historyczny moment w którym się dziś znajdujemy jest więc momentem wyboru nie tylko modelu cywilizacji, ale wyboru samego człowieczeństwa. Wybór kapitalizmu dziś, to odrzucenie samej istoty bycia człowiekiem.
___
Notka inspirowana (między innymi) dwoma artykułami ABR:
https://www.academia.edu/9074773/The_Thanatic_Strain._Koj%C3%A8ve_and_Rosenzweig_as_Two_Readers_of_Hegel
https://www.academia.edu/20324806/Love_Strong_as_Death_Jews_against_Heidegger_On_the_Issue_of_Finitude_
0 Comments

810. ostatnia reduta obrony przed barbarzyństwem

2/24/2016

1 Comment

 
"Widzicie, problem polega na tym, że ja zupełnie nie wierzę w ten 'corbynism-sanderism', który wydaje mi się rozpaczliwą próbą powrotu do socjaldemokracji lat 70ych, niewykonalną w warunkach globalizacji. Nie twierdzę, że ja mam pomysł - ale też uczciwiej byłoby przyznać, że nikt go nie ma (a już na pewno nie Varufakis...) Ale że socjal w Polsce wzmacniać trzeba, tego nie przeczę." Agata Bielik-Robson

Od pewnego czasu trwa nierówna walka samotnej ABR (+ Dunin + Środy) przeciwko tyralierom Razemów, rzucających coraz to nowych bojowników, w szaleństwie apokaliptycznej żądzy zniesienia resztek IIIRP. Trudno nie czuć sympatii dla desperackiej, przypominającej Westerplatte zmiksowane z Termopilami, próby powstrzymania nadchodzącej zagłady. Próby skazanej na niepowodzenie, a przez to naznaczonej heroizmem. ABR nie wierzy z program Razem, nie wierzy w jakiekolwiek próby socjaldemokratycznej korekty zdziczałego kapitalizmu, wierzy jedynie w liberalne minimum.
Dlaczego jednak 1% władców świata miałby jakiegokolwiek liberalnego minimum przestrzegać? Skąd owe instytucje, których ABR broni, miałyby brać siłę, jeśli masy są konserwatywne i żądne liberalnej krwi? Zadziwiający wydaje się pomysł, by partyjka, która w ostatnich wyborach nie zdobyła nawet czterech procent miała siłę, by niezbędne do obrony liberalnego minimum masy zmobilizować... Z czysto pragmatycznego punktu widzenia, nawet jeśli ABR nie wierzy w program Razem, nawet jeśli nie wierzy, że Razem może 'PiSowski lud' przekonać do siebie, powinna chyba cieszyć się, że Razem chce w ten lud iść, by siłę PiSu i konserwatywnej prawicy trochę osłabić.
Problem w tym, że ABR nie ufa Razem, uważa, że prędzej sprzymierzy się z PiS, niż z 'socjalliberalnym centrum'.
Wydaje mi się jednak, że to nie Razem źle definiuje swą strategię i wrogów, co właśnie ABR i ludzie z liberalnego centrum popełniają - nie po raz pierwszy zresztą - strategiczny błąd. Przed zdziczałym kapitalizmem nie obroni Polski Petru, on ten kapitalizm w Polsce jeszcze wzmocni. I to tego zdziczałego kapitalizmu powinniśmy się naprawdę bać.
Tu będzie osobista dygresja.
Jako wykładowca na brytyjskim uniwersytecie zarabiam dość pieniędzy, by wieść w miarę spokojne, w miarę bezpieczne życie - bez ekscesów, ale też bez liczenia każdego funta. Nie uważam się za człowieka zamożnego, raczej widzę się gdzieś w górze dolnej połowy.
Prawda jest jednak taka, że średnia zarobków w UK wynosi 26.5 tysiąca funtów a moje zarobki lokują mnie w górnych 20%. Oznacza to, że w kraju globalnego centrum 'liberalne minimum' nie gwarantuje żadnej socjalnej korekty, wręcz przeciwnie, przepaść pomiędzy bogatymi  a biednymi się powiększa a prawicowy rząd na każdym możliwym kroku w biednych i słabych uderza. Mnie to przeraża - bo widzę cierpienie moich bliźnich i widzę jak łatwo walec globalnego kapitalizmu nas wszystkich miażdży. Od śpiwora na ulicy dzieli mnie kilka wypłat.
A mówimy o kraju bogatego centrum - wobec którego Polska nie może się porównywać. Jeśli spojrzymy tylko odrobinkę dalej - w stronę nie ogarniętych przecież wojną Albanii, Czarnogóry czy Maroka bieda staje się coraz większa. Nie trzeba nawet spoglądać na Północną Afrykę czy Środkowy Wschód, by zdać sobie sprawę jak niewiarygodnie opresyjnym systemem jest współczesny kapitalizm, jak olbrzymie cierpienia powoduje, ilu ludzi zabija. Zamknięci w bańce ponadprzeciętnych zarobków (lub jedynie fantazji o nich) zwolennicy liberalnego centrum tego nie widzą i nie chcą zobaczyć. Jeśli kogoś będą winić, to 'dziki tłum' - czy to PiSowski czy muzułmański, ale nigdy nie kapitalizm, który jest dla nich siłą natury, przed którą nie ma ucieczki, z którą nie ma dyskusji. Z mojego punktu widzenia, fascynującym jest widzieć ABR w tym obozie, gdy z jej książek wyciągam wnioski zupełnie przeciwne - wyciągam wezwanie do przezwyciężenia tego co naturalne, odrzucenia 'pogaństwa'.
Tu dochodzę do najważniejszego punktu sporu, który jest moim zdaniem oparty na fundamentalnym nieporozumieniu - ów 'corbynism-sanderism' jest przede wszystkim odruchem etycznej niezgody na zło, na cierpienie, na śmierć, na pogardę. Program polityczny i ekonomiczny (który wcale nie jest próbą powrotu do socjaldemokracji lat 70tych, lecz raczej przemyśleniem przykładów przymykania gospodarek Azji oraz eksperymentów opartych na kooperacji, demokratyzacji i budowanie sieci współzależnych aktorów. To jest polityka i gospodarka XXI wieku, po neoliberalizmie, po Occupy, po przesunięciu się środka ciężkości globalnej gospodarki poza Europę) przychodzi potem. Podobny wymiar ma powstanie Razem - jako niezgody na zło.
Oczywiście, Razem to nie banda aniołów. Jest tam wielu ludzi skażonych ttdknowskim hejtem, bezwzględnym internetowym trollingiem. Jest to też - przynajmniej jak na razie - partia przede wszystkim pokoleniowa, która nie ma żadnej ochoty budować sobie eksperckiego zaplecza i która pewnie jeszcze długo nie będzie w stanie odpowiedzieć na pytanie: kto będzie ministrem obrony w waszym rządzie? Etyczny odruch niezgody na zło, na niesprawiedliwość i na prześladowanie mniejszości jest tam jednak elementem fundującym. Nawet więc jeśli Razem nie odniesie sukcesu jako ruch polityczny, ABR (i podobnie myślący przedstawiciele liberalnego centrum) powinna kibicować Razem w ich próbach zmiany języka, w próbach budowania 'innej polityki'. Nawet jeśli ich od śpiwora na ulicy dzieli kilkanaście czy kilkadziesiąt wypłat...
Pamiętajmy, że to Zandberg w słynnej telewizyjnej debacie najmocniej mówił o etycznym obowiązku pomocy uchodźcom i że to na manifestacji KODu wzywano do chowania tęczowych flag. Ja nie mam wątpliwości, gdzie znajduje się ostatnia reduta oporu przez barbarzyństwem.

1 Comment

809.  o antytotalitarnym totalizmie czyli o sprzecznościach

2/20/2016

0 Comments

 
“The truth is the whole. The whole, however, is merely the essential nature reaching its completeness through the process of its own development.” G. W. Hegel

Nasz język, nasze myślenie przeżarte jest obsesją sprzeczności i przeciwieństw - zimne/ciepłe, woda/ogień, dobro/zło. Te przeciwieństwa w istocie rzeczy wcale nimi nie są - zimne/ciepłe dotyczy po prostu różnicy w temperaturze, woda/ogień nie ma z sobą w zasadzie nic wspólnego, dobro/zło... no sami wiecie. Heglowska dialektyka usiłuje się z owego absurdalnego dualizmu wywinąć (słynna 'heglowska triada' jest specyficzną - wulgarną - interpretacją myśli Hegla) i według Badiou niemal mu się to udaje. Marksistowska dialektyka jest cała na temat sprzeczności (znów - Mao trochę się tu różni, taoistowski duch gdzieś tam się jednak chyba czai - mimo tego, że się Mao oczywiście od niego odcina. Mimo wszystko trudno zrozumieć to co po jego śmierci zdarzyło, to czym Chiny są dziś, bez zrozumienia sporu o dialektykę z 1964 roku). Na poziomie ontologii nie jest mi więc z Razem (ani z żadną inną partią) po drodze. Na poziomie taktyki politycznej zdecydowanie bardziej.
Czytam Badiou który czyta Hegla z mojej post-chrześcijańsko-uniwersalistycznej samotni, odwracam więc "the truth is the whole" w "the whole is the truth"*, nie-prawda jest więc niepełnością, jest pełnią skażoną negacją. Wszystko jest więc 'kłamstwem' - ale w różnym stopniu. Tego stopnia nie można jednak ocenić z wewnątrz - z miejsca i czasu w którym jesteśmy, ocena przychodzi z zewnątrz, ponieważ zewnętrze (czasu i przestrzeni) dopełnia wnętrze i staje się całością. Totalność całości jest horyzontem, którego nigdy nie jesteśmy w stanie osiągnąć, owa totalność pozbawia jednak wszelkie cząstkowe narracje mocy - chroni więc przed totalitaryzmem. Postęp i ruch (zmiana w czasie i przestrzeni) pozwala kwestionować wszelkie hierarchie, akceptując ich istnienie - jako czasoprzestrzennych fenomenów. Tu wraca mesjanizm i historia.

Marzy mi się takie fundamentalne przemyślenie ludzkiej (albo i nie - mogą być kosmici, mogą być słonie czy delfiny) cywilizacji - od matematyki po sztukę, w której nie ma przeciwieństw, nie ma dualizmów, jest negacja która nadaje strukturę continuum. Może to ktoś kiedyś zrobi - śni mi się matematyka radykalnego inkluzywizmu...
___
* Polski przekład (w tłumaczeniu Światosława Floriana Nowickiego, Fundacja Aletheia 2012, s. 23) tego fragmentu Fenomenologii Ducha brzmi: "Prawda jest całością. Całością zaś jest tylko istota, która rozwija się i dzięki temu dochodzi do zakończonej postaci. O absolucie należy powiedzieć, że jest ze swej istoty rezultatem, że dopiero na końcu jest tym, czym jest naprawdę; i na tym polega jego natura, za sprawą której jest czymś rzeczywistym, podmiotem, czy też stawaniem się sobą." Mówiąc "Całość jest prawdą" usiłuję lekko zmienić znaczenie tego stwierdzenia, zamiast procesu stawania się, który jest tu linearny i skończony ('rezultat' istnieje 'na końcu') wskazuję na niezmiennie transcendentny, stały nieskończony w swej wielości 'horyzont całości', w którym zawierają się wszelkie warianty historii, wszelkie możliwe relacje pomiędzy bytami i procesami (wszelkie możliwe zakończenia). Z perspektywy owego horyzontu (absolutu) dopiero jakakolwiek ocena 'tu i teraz' staje się możliwa. Ponieważ jednak dla nas, skończonych czasowo i przestrzennie bytów, jest to perspektywa niemożliwa do osiągnięcia, pozostaje nam jedynie radykalne kontekstualizowanie (czyli konstruowanie skończonego semi-horyzontu czasoprzestrzennego) wszelkich działań i bytów. Kontekstualizowanie, które zawsze jest ułomne i fragmentaryczne (a więc nie może rościć sobie prawa do absolutnej i ostatecznej oceny) jest nieskończonym procesem pogoni za Absolutem. Tu nie ma nic 'na końcu', nie ma 'rezultatu', jest nieosiągalna całość oraz proces kolejnych do niej przybliżeń.
0 Comments

    Archives

    November 2022
    July 2021
    June 2021
    March 2021
    February 2021
    November 2018
    May 2018
    December 2017
    November 2017
    October 2017
    August 2017
    March 2017
    January 2017
    December 2016
    November 2016
    October 2016
    September 2016
    August 2016
    July 2016
    June 2016
    May 2016
    April 2016
    March 2016
    February 2016
    January 2016
    December 2015
    October 2015
    September 2015
    August 2015
    July 2015
    June 2015
    May 2015
    April 2015
    March 2015
    February 2015
    January 2015
    December 2014
    November 2014
    October 2014
    September 2014
    August 2014
    July 2014
    June 2014
    April 2014
    March 2014
    February 2014
    January 2014
    December 2013
    November 2013
    October 2013
    September 2013
    August 2013
    July 2013

    Categories

    All
    Marginalia
    Wyprodukować Rewolucję

    RSS Feed

Proudly powered by Weebly