contact me:
KRZYSZTOF NAWRATEK
  • Home
  • about
  • blog
  • TEXTS/RECORDINGS

831. islamska Europa

8/28/2016

0 Comments

 
Krótka notka podsumowująca trzy poprzednie (tę, tę oraz tę). Pisałem w nich, że jeśli EU wybierze drogę 'fortress Europe' (co niestety jest niemal pewne), stanie się - w perspektywie nawet nie półwiecza - niewiele znaczącym graczem na światowej arenie. Ostatnio linkowałem na fb tekst o Chinach, które przejmują wydobycie ropy na Morzu Północnym (od Szkocji), nie z powodów gospodarczych (tamtejsze pola naftowe 'wysychają', a i cena ropy na światowych rynkach raczej spadnie, niż się podniesie w najbliższych latach), a w każdym razie nie z powodu ropy jako takiej, lecz jako wielowątkowy plan wejścia do Europy. Po pobycie w Azji Południowo-Wschodniej nie mam żadnych złudzeń, jakie państwo będzie hegemonem w XXII wieku (jeśli jeszcze będzie jakiś XXII wiek dla ludzkości). Jedyną drogą naprzód dla EU jest otwarcie się na Afrykę Północną i (w dalszej kolejności) Turcję (przecież jeśli mówimy o tej mitycznej cywilizacji Europejskiej, której biali heteroseksualni mężczyźni z Polski i nie tylko, chcą bronić, to jej początki były w Persji, Mezopotamii i Egipcie). Tylko taki plan polityczny da EU szansę by przetrwać jako jeden z ważnych graczy na świecie (o fantazjach polskich nacjonalistów, którzy zdają się wierzyć, że państwo o populacji trzech miast w Chinach - na przykład Pekinu, Szanghaju i Guangzhou - może być samodzielnie gospodarczą, ekonomiczną i polityczną potęgą naprawdę nie warto dyskutować). Jeśli tak, to oczywiście, wpływ Islamu w Europie musi wzrosnąć. Wybór jest prosty - albo upadek, albo otwarcie na Islam.
Pytania są dwa - po pierwsze jaki Islam? po drugie na jakich zasadach budować spoistość takiej nowej Europy, gdy najwyraźniej istnieje radykalny konflikt, pomiędzy wartościami europejskimi a Islamem.
Zacznę od tej drugiej kwestii.
Jest oczywistym, że w kwestii pozycji kobiet, konserwatywni muzułmanie bez problemów dogadają się nie tylko z konserwatywnymi Europejczykami, ale - jak pokazał spór o burkini - również z pozornie liberalnymi a nawet lewicującymi Europejczykami. W wielu kwestiach - na przykład in vitro - 'konserwatywny' Iran jest bardziej 'liberalny' niż Polska. Pisze to by pokazać, że podział na 'wartości europejskie' i 'wartości islamu' jest podziałem fałszywym. Bardziej prawdziwy byłby podział na tych, którzy kierują się szacunkiem wobec drugiego człowieka i tymi, którzy drugim człowiekiem (kobietą, homoseksualistą, imigrantem, biednym) pogardzają. Mimo jednoznacznego stosunku Islamu do homoseksualizmu, przykład Sadiqa Khana, burmistrza Londynu,  który głosował za małzeństwami jednopłciowymi w brytyjskim parlamencie, pokazuje, że w wymiarze politycznym, większym problemem w Europie może być polski kościół katolicki niż Islam. Polska prawica uwielbia straszyć nas wahabickim Islamem z Arabii Saudyjskiej, podczas gdy islamska Tunezja wydaje się być bardziej kulturowo tolerancyjna niż 4RP. Nie ma więc żadnego fundamentalnego sporu pomiędzy 'wartościami europejskimi' a Islamem. Zarówno w Europie jak i w północnej Afryce istnieją siły obskuranckie jak i emancypacyjne.
Dlatego też, spoistość takiej nowej, poszerzonej Unii Europejsko - Północnoafrykańskiej należałoby budować w oparciu o emancypacyjno-inkluzywistyczne instytucje ('granica|instytucja'), pozwalając na wewnętrzny pluralizm, widziany jako podglebie dla transkulturowych eksperymentów. Jak pisałem w poprzedniej notce - wojujący ateizm jest tylko jeszcze jedną fundamentalistyczną (anty)religią; bogactwo ludzkiej myśli jest obecne w systemach religijnych, które przez wieki usiłowały tłumaczyć i porządkować świat i pozycję człowieka w świecie. Tego bogactwa nie tylko nie można odrzucić, ale również jest to po prostu niemożliwe. Ludzka cywilizacja nie zaczyna się i nie kończy na jednostkowych świadomościach.
Tu mała dygresja (rozwinę ją pewnie w kolejnych notkach).
Obsesja jednostkowej podmiotowości, opartej na doświadczeniu jednostkowej świadomości jest irracjonalna. Nasza świadomość jest 'pasożytem' naszego ciała, którego działania nie jesteśmy w stanie ani w pełni kontrolować (nie jesteśmy w stanie manipulować 'siłą woli' swoją gospodarką hormonalną) ani zrozumieć. Droga do zrozumienia (i wpływania na) naszej jednostkowości wiedzie przez instytucje - instytuty badawcze, szpitale, szkoły. Podobnie w drugą stronę - w kontekście radykalnego wzrostu skomplikowania świata, nie jesteśmy (jako jednostki) w pełni zrozumieć świata 'zewnętrznego' (i nigdy nie byliśmy w stanie), świata który nas otacza - możemy go jedynie poznawać dzięki instytucjom. To instytucje - jako zorganizowane | zaprogramowane (wytwarzające własne algorytmy działania) zbiorowości, są ludzkością. My, jako jednostki, jesteśmy tylko pośrednim etapem ewolucji.
Trzecią kwestią (wracając do idei 'islamskiej Europy') jest pytanie o to 'jaki Islam'? jeśli - co już pisałem kilka razy - wahabicka jego wersja (obecna i w Arabii Saudyjskiej i w tzw. Państwie Islamskim) jest tylko jedną z wielu (i oczywiście moim zdaniem najgorszą z możliwych) możliwości, to co z innymi wersjami?
Wspominałem już o Tunezji, warto przyjrzeć się również Indonezji i kilku innym krajom.
Jako intelektualny projekt, Islam wydaje się co najmniej tak samo interesujący jak chrześcijaństwo. Zawiera elementy, które (post)chrześcijańską myśl są w stanie uzupełnić. Po pierwsze jego doktryna powstaje oddolnie (i w zasadzie każdy muzułmanin może zakwestionować poglądy dowolnego Imama), co otwiera ścieżki ku radykalnej demokracji. Islam nie jest jednak postmodernizmem - Koran jest świętą księgą, Islam jako taki jest doskonałą religią. Problem (i szansa) polega na tym, że (stąd też bierze się zakaz przedstawiania oblicza boga), istnieje radykalne i nieprzekraczalne cięcie pomiędzy ludzkimi interpretacjami a owym ideałem. Jak pisałem w notce o Islamie w Malezji, istnieje tradycja w Islamie wychwalająca niezgodności interpretacyjne jako dowód / potwierdzenie wielkości boga (bóg wie, my się domyślamy).
Reasumując - Europa zginie, ponieważ (co pokazało głosowanie za Brexitem w UK, co pokazały wybory w Polsce) Europejczycy w swej masie, są głupimi, przestraszonymi prowincjuszami, nie rozumiejącymi zmieniającego się świata, jak dzieci wchodzącymi po kołdrę, wierząc, że gdy zamkną oczy, to świat zniknie. Jedyną drogą ratunku jest odważne otwarcie na zmiany, inkluzywna (zarówno zewnętrzna jak i wewnętrzna - polegająca na niwelowaniu nierówności) ekspansja. Zarówno w chrześcijaństwie jak i w Islamie istnieje bardzo wyraźny rdzeń egalitarny - to jest prawdziwy fundament Europy, to jest punkt na którym opierają się 'europejskie wartości'. Możemy nie tylko przetrwać, ale możemy radośnie wzrastać. Oczywiście wybierzemy nienawiść, wojny, przemoc, nierówności i klęskę. Chciałbym, by gnicie było na tyle powolne, że dramatycznego końca nie dożyję; obawiam się jednak, że zarówno zmiany klimatyczne jak i globalne przesunięcia mocy, uderzą nas znacznie szybciej niż byśmy chcieli. Póki co, siedzimy nakryci kołdrą, ale prawdziwe potwory nic sobie z niej nie robią.

0 Comments

830. liberalizm z tatuażami

8/25/2016

0 Comments

 
Siedzieliśmy sobie wczoraj z K, O oraz z JM (w linkowanym artykule autorzy mylą się łącząc hijab z wahabitami, Arabią Saudyjską oraz uznając, że hijab oznacza własność męża. Prawdopodobnie myli im się hijab z burką) na Nikiszowcu (obok siedzieli wytatuowani młodzi Polacy i czujnie nam się przysłuchiwali - ale nie przyszli nas pobić, więc może na Śląsku nie jest tak źle. No i nie mówiliśmy nic o piłce nożnej...) i dyskusja zeszła na francuski model świeckiego państwa, walkę tegoż państwa z burkini oraz wizję 'mocnego liberalizmu'.
Poprzedni premier Wielkiej Brytanii, David Cameron, mówił o 'muscular liberalizm' ('napakowanym liberalizmie'?), stanowisko JM wydaje się podobne. W uproszczeniu sprowadza się do przekonania, że projekt liberalnej demokracji nie może cofać się przed naporem postmodernistycznego multikulturalizmu, że język 'tolerancjonizmu' jest wykorzystywany przez islamistów i faszystów by projekt liberalny zniszczyć. Z tego powodu burka powinna być w 'naszym' kręgu kulturowym zakazana, podobnie zresztą jak burkinii czy hijab. Są to bowiem elementy kultury opresjonującej kobiety, a my (biali europejscy mężczyźni) kobiety musimy bronić.
Moim zdaniem takie stanowisko jest błędne i groźne. W imię ideologicznej wojny, krzywdzone zostają owe kobiety, które (w jakże patriarchalny sposób) biali europejscy mężczyźni chcą bronić. Paradoksalnie, w jednym szeregu stają tu więc i islamiści, i faszyści / nacjonaliści i liberałowie. Tym co ich wszystkich łączy, jest instrumentalne traktowanie kobiecego ciała w prowadzonych wojnach kulturowych.
Nie mogę się z taką postawą zgodzić. Nawet jeśli przyjmiemy (cynicznie) europocentryczną, oświeceniową perspektywę, powinniśmy działać ze świadomością konsekwencji wypychania islamskich dziewczyn i kobiet ze sfery publicznej - to one przecież będą wychowywały kolejne pokolenia europejskich muzułmanów. Jeśli doznają opresji ze strony świeckiego państwa, jak myślicie, w jakim do tegoż państwa stosunku wychowają swoich synów? Z tego też powodu uważam, że polityka państwa francuskiego jest niezwykle krótkowzroczna, obliczona na podgrzewanie anty-islamskich obsesji - to się w najbliższych wyborach skończy wzmocnieniem skrajnej, ksenofobicznej prawicy - w dalszej perspektywie potencjalnie wojną domową lub (co najmniej) pogromami muzułmanów.
Ja nie mogę jednak patrzeć na to co dzieje się wokół ubioru muzułmanek jedynie jako na abstrakcyjny spór ideologiczny. Ta dyskusja dotyczy (potencjalnie) moich studentek, moich przyjaciół. I to z tej perspektywy chciałbym się w tym sporze określić - z perspektywy nauczyciela, wykładowcy, kolegi i przyjaciela. Punktem wyjścia jest więc perspektywa jednostkowa - każdej z moich studentek, która nosi (lub zdecydowała się go nie ubierać) hijab. Oczywiście zdaje sobie sprawę, że studentki, które przyjeżdżają do Wielkiej Brytanii są w uprzywilejowanej pozycji - ich rodziną zależy na ich edukacji i nie mają problemu, by posłać swoje córki do nie-islamskiego kraju. Tym bardziej jednak wiem, że ich decyzja by nosić (lub nie) chustę, wynika przede wszystkim z ich wyboru, a nie zewnętrznego nacisku - ów zewnętrzny nacisk skłaniałby je raczej do odrzucenia chusty, jej noszenie łączy się przecież często z niechętnymi komentarzami a czasem i fizyczną agresją.
Wydaje mi się, że - jak zwykle zresztą - liberalizm, który zaczyna prężyć muskuły popada w wewnętrzną sprzeczność i stacza się w opresyjny (tym razem sekularny) fanatyzm. Ostatecznie więc zawsze przegrywa. W Polsce to nie Schetyna a Kaczyński (i bardziej ksenofobiczni politycy, których nazwisk nie chcę mi się pamiętać) ma rząd dusz, we Francji to nie Holande czy Sarkozy, a Le Pen nadaje ton dyskusji. Liberalizm zawsze przegrywa. Jeśli bowiem respektuje indywidualne prawo do ubierania czego się chcę - nie ma argumentów by zakazywać hijabu czy burki, jeśli ich zakazuje, czyni to z pozycji przekraczających indywidualną wolność.
Postmodernistyczny multikulturalizm również nie daje satysfakcjonującej odpowiedzi na wyzwania opresyjnej religijności czy opresyjnych uwarunkowań kulturowych. Habermas miał rację lokując postmodernizm wśród konserwatywnych ruchów ideologicznych - nie ma w postmodernizmie przecież nic emancypacyjnego, to jest obojętna akceptacja różnorodności świata. To ta 'obojętnoistyczna' narracja zamyka oczy na małżeńskie gwałty, na przymusowe małżeństwa czy na obrzezanie kobiet.
Moja inkluzywistyczna, post-sekularna perspektywa prowadzi mnie w innym kierunku. Przyjmuję, że elementy emancypacyjne są fundującym motorem każdej religii (duży kwantyfikator jest zawsze ryzykowny - więc zostańmy w kręgu czterech największych religii świata - islamu, chrześcijaństwa, hinduizmu i buddyzmu), to wyjście poza naturę, poza ograniczenia tego świata, poszukiwanie zbawienia lub wyzwolenia jest esencją postawy religijnej (oczywiście - równocześnie każda religia zawiera elementy opresyjne i konserwatywne). Z tego też powodu, manifestowanie religii w przestrzeni publicznej nie jest bynajmniej groźne - wręcz przeciwnie - otwiera pole dialogu i sporu interpretacyjnego (co ciekawe - zgadzamy się przecież z JM, że w Polsce jedyne istniejące imaginarium jest chrześcijańskie, nie da się więc zmienić świata nie odwołując się do niego. Nie rozumiem więc jak wyobraża on sobie zmianę w krajach Islamu bez odwoływania się do muzułmańskiego imaginarium?)
Liberalizm, który usiłuje religię wyrugować (lub też - jak 'pierwszy', habermasowski postsekularyzm - wyznaczyć granicę pomiędzy językiem religijnym a świeckim) nie tylko ulega pokusie autorytarnej opresji, ale - co intelektualnie jest znacznie większym problemem - ulega pokusie redukcjonizmu. Przyjmuje jedną, opartą o indywidualistyczną wolność, narrację - która zresztą sama sobie zaprzecza, łamiąc indywidualną wolność dotyczącą ubioru w imię 'większej', społecznie definiowanej 'wolności'. Liberalizm nie ma w sobie elementu emancypacyjnego - który mają wymienione wcześniej religie. Liberalizm kulturowy jest więc łatwym, drobnomieszczańskim, indywidualistycznym konserwatyzmem, jest zaakceptowanie 'tu i teraz' ('tu' - znaczy w Europie, ''teraz - oznacza koniec XX i początek XXI wieku).
Inkluzywistyczna narracja 'drugiego postsekularyzmu', której jestem zwolennikiem, angażuje się w spory religijne, w religijne interpretacje świata, w religijnie inspirowaną emancypację. Lewica staje się słaba, gdy flirtuje z postmodernizmem, staje się arogancka gdy flirtuje z liberalizmem. Lewica ma sens tylko jako ruch mesjański, ruch wyzwalający nas wszystkich z opresji tego świata - opresji religii, opresji państwa, opresji kultury i patriarchatu.
Liberalizm prężący muskuły będzie tylko słabą kopią konserwatyzmu i zawsze będzie torował drogę ksenofobii i przemocy.

0 Comments

829. Malezja, Tajlandia i Kambodża dla klasy średniej

8/12/2016

0 Comments

 
Kłamałem, gdy na fb napisałem, że po wypowiedzi Hanny Lis o Azji nie mam nic do powiedzenia. To co chciałem (i wciąż chcę) napisać nie ma wiele wspólnego z 'duchową zmianą' jakiej doświadczyła polska celebrytka. Nie chciałbym jednak pozostawiać jej wypowiedzi jedynie jako powodu do żartów nad odklejeniem się polskich elit (każdych elit?) od życia większości społeczeństw w jakich przyszło im żyć.
To bardzo dobrze, że celebrytka zaczyna sobie zdawać sprawę z własnego uprzywilejowania - może jeszcze to do jej świadomości nie do końca dociera, może nigdy nie dotrze, ale szansa zawsze jest i życzmy Hannie Lis by kiedyś nie tylko zrozumiała swój przywilej, ale spróbowała coś z tą wiedzą zrobić. Kupienie butów za 60PLN (jak rozumiem w kontraście do cen butów jakie kupowała wcześniej) jest oczywiście dobrym powodem do strojenia sobie żartów z celebrytki, ale może gdyby jej pomóc zrozumieć szerszy kontekst produkcji i dystrybucji butów, to - wciąż płacąc 60PLN -  mogłaby rzeczywiście wybrać takie buty, które zostały wyprodukowane w etyczny sposób? Może właśnie w Laosie, ale przez uczciwie opłacanych pracowników? Z etycznie pozyskanych surowców? Może wtedy warto byłoby zapłacić za buty znacznie więcej?
Mój miesiąc w Azji spędziłem w zupełnie inny sposób niż p. Hanna. Nie jako backpacker (tak jeżdżą moi studenci - i nie ma w tym wiele złego, duża część przemysłu turystycznego Tajlandii jest nastawiona na takich podróżników, z tanimi pokojami, pralniami i tanim piwem), lecz jako średnio-klasowy turysta z rozwiniętego kraju Zachodu. Pierwsze dwa tygodnie, spędzone w Malezji, były mniej turystyczne, a bardziej nastawione na mały projekt badawczy nad którym pracuję plus spotkania ze studentami (również potencjalnymi) oraz akademikami. Więc bardziej praca niż wypoczynek (pierwsze refleksje inspirowane pobytem w KL (Kuala Lumpur) w notkach no 826 i 827). O KL będę pisał jeszcze pewnie wielokrotnie - mam do tego miasta bardzo specjalny stosunek, myślę, że się w nim ostatecznie zakochałem. Jak to zwykle ze mną bywa, jest to jednak bardziej zakochanie intelektualne - w pewnym abstrakcyjnym konstrukcie bardziej, niż w rzeczywistych ulicach, domach, pyle i smrodzie; jednakże ważnym czynnikiem jest również to, że - wydaje mi się - po Warszawie jest to miasto w którym mam najwięcej znajomych...
KL jest fascynująca dla mnie przede wszystkim ze względu na współistniejące w nim ze sobą logiki - zarówno ekonomiczne, społeczne, religijne a nawet prawne (jak wcześniej pisałem, obowiązują w nim dwa systemy prawne - jeden dla muzułmanów a drugi dla pozostałych). Oczywiście, tak jest w każdym mieście - jednak KL jest w owej 'dywersyfikacji' przykładem dość ekstremalnym. Podejmowane próby (przez architektów i urbanistów wykształconych w UK, USA czy Australii) by przemyśleć KL w duchu 'miast Zachodu', by to miasto uporządkować wydają mi się nie tylko błędne ale również niebezpieczne. I nie chodzi mi o to by popadać w romantyczną manierę fascynacji biedą, lecz by mieć świadomość, że 'zachodnio-podobna' rewitalizacja będzie oznaczała gentryfikację (która i tak już zachodzi - bez pomocy urbanistów) i swego rodzaju sterylizację ekosystemu miasta. Na takiej sterylizacji stracą przede wszystkim biedni. Celem władz miasta nie powinno być usunięcie z miasta biedy (przez transfer jej gdzie indziej), lecz jej 'transformację', by jakość życia wszystkich mieszkańców (a przede wszystkim tych najsłabszych) ulegała ciągłej poprawie. KL jest miastem wysp i sieci, miastem pełnym dziur i nieudanych inwestycji - zrozumienie logiki tego miasta i dokonanie emancypacyjnej zmiany powinno polegać na 'prywatyzacji ryzyka i upublicznienia zysków'. Paradoksalnie - lata rozwoju opartego na spekulacji gruntami (w większości należącymi do chińskiej mniejszości), rozwoju dróg dla prywatnego transportu (korki w centrum KL to koszmar), rozwoju publicznego - również szynowego - transportu by połączyć z centrum dzielnice zamieszkiwane przez Malajów stworzyły miasto o - moim zdaniem - nieprawdopodobnym wręcz potencjale rozwojowym ('dzielnice' to nie do końca właściwe określenie - pisząc KL mam na myśli bowiem zlepek szeregu miast, o autonomicznych statusach ale funkcjonujących jako jedna metropolia. Co zresztą stanowi jeden z głównych problemów KL - brak skoordynowanej polityki przestrzennej na poziomie całego obszaru funkcjonalnego. Ale znów - niekoniecznie centralizacja byłaby najlepszym rozwiązaniem). Zostawmy jednak KL - będę pisał o tym mieście jeszcze wielokrotnie.
Jak napisałem powyżej, moje zwiedzanie Azji było średnio-klasowe. Mieszkałem w cztero- i pięcio- gwiazdowych hotelach (w cenach dwu-trzy gwiazdowych hoteli w Europie), przelatywałem z miasta do miasta samolotami (tanich azjatyckich linii - Air Asia oraz Bangkok Airlines), jeździłem po miastach taksówkami, wynajmowanymi samochodami (z kierowcą) a nawet - o zgrozo - Uberem (czy jego południowo-azjatycką wersją - Grab'em). O Tajlandii nie wiem więc w zasadzie nic, oprócz tego co przeczytałem oraz to, że zdjęcia z turystycznych reklamówek nie kłamią - piękno wysp i lagun Tajlandii jest nieprawdopodobne.
O Kambodży wiem ciutkę więcej - starałem się bowiem pytać i rozmawiać z ludźmi, z którymi się stykałem. W Kambodży mieszkałem w centrum Siem Reap (pojechaliśmy tam zwiedzać Angkor Wat), pojechaliśmy też do Kulen Mountain, więc udało się podglądnąć Kambodżę trochę bardziej. Ale jeśli kogoś ten kraj interesuje, to niech pyta Pawła, który tam od pewnego czasu mieszka i zna ten kraj dobrze.
Istnieje oczywista gradacja - Malezja jest zdecydowanie najbogatszym krajem z trzech które odwiedziłem, potem Tajlandia i w końcu Kambodża. Bieda w Kambodży jest rzeczywiście wpędzająca w depresję (choć w kontekście jej niedawnej historii to jak Kambodża wygląda dziś, budzi szacunek i podziw), ale bardziej chyba depresyjne jest to, że w Kambodży służba zdrowia jest płatna (dla dzieci do lat 16tu jest darmowa) - i jak nam mówiono, lepiej i taniej jest pojechać do Tajlandii; że edukacja podstawowa nie jest obowiązkowa (poziom analfabetyzmu wynosi ponad 20%) a szkół średnich jest wciąż za mało - więc bardzo wiele dziewczynek (patriarchalna kultura robi swoje) kończy edukację w wieku 9-12 lat (różnica pomiędzy poziomem analfabetyzmu wśród kobiet i mężczyzn wynosi 13%); że uniwersytety są bardzo słabe, skorumpowane i że trzeba za nie płacić. Problemem w Kambodży nie jest więc jedynie bieda, lecz to, że nie bardzo widać jak obecny rząd chciałby z tej biedy kraj wyprowadzić. W tym kontekście oglądanie pozostałości po Imperium Khmerów było ważną lekcją - zniszczyć imperium jest stosunkowo łatwo, lecz proces rozpadu i gnicia zatruwa społeczeństwa na stulecia, uniemożliwiając mu 'normalny' rozwój. To jest los (który się dzieje na naszych oczach) pozostałości po Związku Radzieckim, to jest los (który nadchodzi) Wielkiej Brytanii. To będzie los EU, jeśli pozwolimy jej upaść.
Myślę, że moje średnio-klasowe zwiedzanie Azji, podobnie jak Hannę Lis, czegoś mnie nauczyło. Starałem się wydawać moje brytyjskie pieniądze jak mogłem świadomie (każdy funt wydany w Kambodży jest funtem nie wydanym w UK), dokonując 'transferu bogactwa' z kraju centrum do mieszkańców peryferii. Nie sądzę, by moje wysiłki były wystarczające - jeśli miałbym jechać tam następnym razem, wcześniej chciałbym dokonać lepszego rozpoznania komu płacić a komu nie - w Kambodży jest całkiem dużo aktywnych NGOsów, które prowadzą i zakłady wytwarzające turystyczne pamiątki i restauracje. Chciałbym nocować w hotelach, których pracownicy są przyzwoicie opłacani, jadać w restauracjach nie nastawionych na zysk (to w Kambodży - jak pisałem powyżej - jest dość łatwe). Turystyka jest bardzo niebezpiecznym działem gospodarki - łatwo zatrzymuje rozwój na poziomie niskich płac i prostych usług, jest to jednak istotna część budżetów zarówno Kambodży jak i Tajlandii. Będąc w tych krajach (mniej w Malezji) starłem się być post-turystą. Nie do końca jestem z moich prób zadowolony, ale wiem, że to jest zdecydowanie kierunek w którym należy podążać. Nie sztuką jest wydawać mniej - sztuką jest wydawać tak, by czynić więcej dobra a mniej zła.
___
Ponieważ każdą wolną chwilę spędzałem chodząc po mieście (to że na zdjęciach nie ma ludzi to nie dlatego, że starałem się ich nie fotografować, tylko dlatego, że mało komu chce się spacerować w prawie 40to stopniowym upale przy wilgotności około 85%), jako bonus trochę zdjęć z KL

0 Comments

    Archives

    November 2022
    July 2021
    June 2021
    March 2021
    February 2021
    November 2018
    May 2018
    December 2017
    November 2017
    October 2017
    August 2017
    March 2017
    January 2017
    December 2016
    November 2016
    October 2016
    September 2016
    August 2016
    July 2016
    June 2016
    May 2016
    April 2016
    March 2016
    February 2016
    January 2016
    December 2015
    October 2015
    September 2015
    August 2015
    July 2015
    June 2015
    May 2015
    April 2015
    March 2015
    February 2015
    January 2015
    December 2014
    November 2014
    October 2014
    September 2014
    August 2014
    July 2014
    June 2014
    April 2014
    March 2014
    February 2014
    January 2014
    December 2013
    November 2013
    October 2013
    September 2013
    August 2013
    July 2013

    Categories

    All
    Marginalia
    Wyprodukować Rewolucję

    RSS Feed

Proudly powered by Weebly