Jako wykładowca na brytyjskim uniwersytecie przyjmuje zapowiedzi pani premier z radością. Oczywiście nie ma gwarancji, że wybitnie zdolni polscy studenci przyjadą akurat do Plymouth (pewnie nie), ale też nikt nie powiedział, że ja tu zostanę na zawsze. Mogę więc się z polskimi studentami spotkać na jakimś innym uniwersytecie. Nie w Polsce.
Jak wiadomo, studia w UK są płatne. Płatne, a co ważniejsze, w zasadzie pozbawione innych źródeł dochodów niż czesne, które przynoszą studenci (są jeszcze oczywiście pieniądze na badania, ale jest to dość niepewne źródło dochodu, często zresztą powodujące, że różnica pomiędzy uniwersytetem a prywatną firmą konsultingową staje się trudna do zdefiniowania). Co wpływa z jednej strony na to czym brytyjskie uniwersytety się stają (o wychowaniu przez dług możecie sobie przeczytać tutaj) z drugiej zaś powoduje, że uczelnie szukają zagranicznych studentów, którzy przyniosą pieniądze. Jest tajemnicą poliszynela, że nawet uznane placówki tworzą specjalne programy dla studentów w Chin i Nigerii, które niewiele uczą, ale są znaczącym punktem uczelnianych budżetów. W taką rzeczywistość wpisuje się program polskiego rządu. Mówiąc brutalnie - biedne polskie państwo będzie wspierać finansowo uczelnie w dużo bogatszych krajach.
Nie mogę nadziwić się głupocie tych, którzy podjęli taką decyzję.
Bo to przecież nie wymaga wiele wysiłku, by znaleźć znacznie lepsze sposoby by wydać 336 milionów złotych. Na przykład?
Można na przykład zbudować kilka ośrodków naukowych / instytutów, oferując stanowiska kilkunastu uznanym (lecz wciąż młodym) naukowcom ze świata. Takie rozwiązanie pozwoliłoby wzmocnić istniejące polskie ośrodki, tak by nasi zdolni studenci nie musieli wyjeżdżać. A nawet więcej - to otworzyłoby możliwości, by młodzi zdolni studenci z UK, Niemiec czy Norwegii przyjeżdżali do Polski. Inny pomysł? Stypendia doktoranckie dostępne w konkursie otwartym na cały świat. W Wielkiej Brytanii stypendium to jest około £14k, gdybyśmy chcieli zaszaleć można dać trochę więcej - i znów, nasi zdolni mogliby w spokoju pracować (i mieć za co jeździć na międzynarodowe konferencje), a 'ich zdolni' mogliby chcieć przyjechać do nas.
To takie dwa pomysły, jakie na szybko przychodzą mi do głowy. Rząd może je wykorzystać - nie oczekuję wynagrodzenia. Ci, którzy się na nauce znają, pewnie są w stanie zaproponować wiele lepszych pomysłów. Trudno mi jednak wyobrazić sobie pomysł głupszy, niż ten rządowy. Naprawdę - nie potrafię.