contact me:
KRZYSZTOF NAWRATEK
  • Home
  • about
  • blog
  • TEXTS/RECORDINGS

749. prawicowy modernizm

3/18/2014

2 Comments

 
Kilka lat temu (w 2009 roku), wraz z Aleksandrą Wasilkowską (z którą się wtedy jeszcze kolegowałem) i Krzysztofem Kafką uczestniczyłem w spotkaniu w Katowicach, które Krzysztof Kafka relacjonował tak: "Przeważały jednak głosy o wyższości planowania przestrzennego w ramach ustroju z ograniczoną (że tak powiem) demokracją. Zdaniem naszych kolegów architektów piękne miasta powstają tam gdzie architekt ma pełną swobodę twórczą, a władza daje szanse realizacji pięknych wizji." Owi 'koledzy architekci' to między innymi Henryk Buszko oraz Andrzej Duda. Pamiętam, że wystąpienie Dudy - naszego pokoleniowego guru z Politechniki Śląskiej - wstrząsnęło mną najmocniej, uświadomiłem sobie wtedy, że pępowina została przerwana i z moimi (byłymi) kolegami łączy mnie coraz mniej. To wydarzenie przypomniało mi się ostatnio, gdy Robert Konieczny, bardzo zdolny architekt, projektujący głównie dla właścicieli mercedesów klasy S, powrócił do swojego (bezsensownego) pomysłu, by 'uwolnić' - poprzez schowanie w tunelu torów kolejowych - spory fragment centrum Katowic. Gdy ten pomysł się pojawił, zestawiałem go z pomysłem innego katowickiego architekta, by zabudować Aleję Korfantego. Dziś to zestawienie wydaje mi się jeszcze bardziej oczywiste, choć z trochę innych powodów.
Marcin Szczelina i Tomasz Malkowski, występujący jako Architecture Snob, opublikowali niedawno w Gazecie Wyborczej tekst, oskarżający katowickich architektów o fanatyczne przywiązanie do modernizmu i (częściową) odpowiedzialność za problemy z przestrzenią, jakie mają Katowice. Artykuł jest z jednej strony dość długi, z drugiej jednak dość powierzchowny - zestawiając modernistów z nie-modernistami (nie definiując co to określenie znaczy), których czołowym przedstawicielem miałby być wspomniany wyżej Tomasz Konior. Wystarczy obejrzeć kilka projektów tego architekta, by zrozumieć, że jest on takim samym (może tylko troszkę bardziej koniunkturalnym) modernistą jak Duda, Konieczny czy Kubec. Wspomniany w artykule projekt zabudowy centrum Katowic opierał się na dokładnie tym samym neoliberalnym (choć sięgającym projektu przebudowy Paryża barona Haussmanna) paradygmacie miasta, co pomysł Koniecznego - miasta, które rozwija się w oparciu o spekulacje gruntem. Tu tkwi - moim zdaniem - największa słabość artykułu Szczeliny i Malkowskiego, w ślizganiu się po powierzchni problemu i unikaniu (jestem w stanie zrozumieć dlaczego) fundamentalnych pytań.
W swoim artykule Architecture Snobs powołują się na znane zdanie Adolfa Loosa: "Ornament to zbrodnia", zatrzymują się jednak na estetyce i (co najwyżej) związku architektury z uprzemysłowieniem. A przecież główna teza "Ornament to zbrodnia" dotyczyła marnotrawstwa pracy i materiału, a cały esej ma bardzo wyraźny polityczny (lewicowy) pazur:

"Even greater is the damage ornament inflicts on the workers. As ornament is no longer a natural product of our civilization, it accordingly represents backwardness or degeneration, and the labour of the man who makes it is not adequately remunerated.
Conditions in the woodcarving and turning trades, the criminally low prices paid to em­broiderers and lacemakers, are well known. The producers of ornament must work twenty hours to earn the wages a modern worker gets in eight. Decoration adds to the price of an object as a rule, and yet it can happen that a decorated object, with the same outlay in materials and demonstrably three times as much work, is offered for sale at half the price of a plain object. The lack of ornament means shorter working hours and consequently higher wages. Chinese carvers work sixteen hours, American workers eight. If I pay as much for a smooth box as for a decorated one, the difference in labour time belongs to the worker. And if there were no ornament at all - a circumstance that will perhaps come true in a few millennia - a man would have to work only four hours instead of eight, for half the work done at present is still for ornamentation.
Ornament is wasted labour and hence wasted health. That's how it has always been. Today, however, it is also wasted material, and both together add up to wasted capital
."
Adolf Loos nie był jednak socjalistą, a jego postawa i działo dobrze reprezentuje sprzeczności, jakie tkwią z modernizmie. Wbrew bowiem temu, co dalej w swoim tekście piszą Szczelina i Malkowski, modernizm nie musi być wcale lewicowy i nie ma chyba lepszego dowodu na fałsz takiej tezy, jak kariera i wpływ na architekturę Ameryki i kapitalistycznych korporacji Miesa van der Rohe. Postawa śląskich architektów - politycznie prawicowa i arystokratyczna - nie jest więc niczym zaskakującym. Dobrze pokazuje ów 'prawicowy modernizm' (pisałem o tym więcej w kontekście książki Militant Modernism) debata wokół (nieistniejącego już) dworca PKP w Katowicach (jednym z jego obrońców - oprócz Tomasza Malkowskiego - był Robert Konieczny) - na zarzuty, że dworzec śmierdzi, odpowiadali 'ale to dzieło sztuki'. Nie dziwi więc, że taką postawą dworca nie obroniono, choć przecież można było przynajmniej próbować bronić dworca jako przestrzeni publicznej - dziś zawłaszczonej przez kolejną galerię handlową (pisałem o tym dawno temu). Zarzuty Architecture Snobs wobec modernizmu są oczywiście częściowo zasadne, spora ich część jest jednak nie tylko intelektualnie nieuczciwa ('blokowiska' nie były fanaberią architektów, tylko odpowiedzią - wciąż przez wielu docenianą! - na ogromny głód mieszkań po II Wojnie Światowej, ocena ich z perspektyw dzisiejszych standardów, a nie z perspektywy budynków bez toalet z jakich przenosili się ich mieszkańcy jest po prostu skrajnie nierzetelna), ale przede wszystkim gubi heroiczną esencję modernizmu - marzenia o lepszym świecie. To co w postawie modernistycznych architektów krytykują Snoby (pycha czy odhumanizowanie) to raczej dziedzictwo Beaux Arts niż immanentna cecha modernizmu. Warto tu przypomnieć napięcia które istniały w CIAM pomiędzy 'formalistami' (to z nich dziś wyrośli dzisiejsi Stararchitects) a 'funkcjonalistami', którzy szukali architektury, która będzie społeczna, która będzie odpowiadała na potrzeby ludzi - nie tylko bogatych, nie tylko właścicieli mercedesów klasy S, nie tylko klasy średniej popijającej cappuccino w modnej knajpce na katowickim rynku, lecz również biednych, tych którzy dojeżdżają do pracy czy szkoły autobusami czy pociągami. Słusznie więc Szczelina i Malkowski zarzucają architektom (nie tylko z Katowic) przywiązanie do formy i ignorowanie potrzeb mieszkańców, jednak bez dziedzictwa modernizmu, taki zarzut byłby niemożliwy do pomyślenia! Jeśli dziś żałujemy, że nie ma 'polskiego Rural Studio', to pamiętajmy, że tradycja tej architektury wywodzi się z modernistycznego marzenia o lepszym, bardziej demokratycznym i sprawiedliwym świecie. To marzenie trzeba przypomnieć, jeśli rzeczywiście chcemy by nasze miasta były 'dla ludzi.' Odrzucić trzeba zarówno prawicowy modernizm jak i (drobno)mieszczański postmodernizm. Inny, lepszy świat jest możliwy.
2 Comments

748. inkluzywizm radykalnej niepewności (notka bez konkluzji)

3/16/2014

0 Comments

 
Jak wspomniałem w poprzedniej notce - zostałem zaproszony do zredagowania kolejnego numeru 'Władzy Sądzenia', pod tytułem 'Radykalny Inkluzywizm. Orygenes zamiast Schmitta'. Ta inicjatywa jest jednak tylko częścią większego projektu, który staram się realizować w mojej macierzystej uczelni, w ramach programu Master of Architecture. Siłą rzeczy więc, teoria jest tu podporządkowana praktyce, ale z drugiej strony, to właśnie z praktyki nauczania architektury wyrosły teoretyczne pytania: "Can we imagine architecture which is truly inclusive? Architecture not only for minorities and those without voice, but architecture of and for everybody and everything, people and nature? What would an architecture and urbanism based on the idea of radical inclusivity would look like?" Na które to pytania będziemy szukać odpowiedzi w przygotowywanej przez nas książce [Architecture and Urbanism of] Radical Inclusivity. Ta książka i praktyka uczenia też są jednak jedynie częścią jeszcze większej całości - próby pomyślenia nowej polityki, nowego świata. To jest projekt pomyślany na lata i na wiele głosów, być może projekt skazany na porażkę, ale czyż to nie właśnie takie niemożliwe projekty są jedynymi, które warto próbować realizować?
Architektura z jednej strony wydaje się pozwalać myśleć poza podziałem wróg-przyjaciel, pozwala bowiem kształtować przestrzeń tak, by stawała się funkcjonalną platformą na której mogą współistnieć bardzo różni ludzie; z drugiej jednak strony, każdy budynek jest wyborem takiej a nie innej narracji, każdy budynek zamyka możliwość zbudowania czegoś innego. Czy jednak nie jest to prawdą w każdym przypadku, gdy dokonujemy jakiegokolwiek wyboru (a więc wybieramy tylko jedną z wielu nitek rzeczywistości)? Radykalny inkluzywizm nie jest akceptacją wszystkich wariantów rzeczywistości (to byłby absurd), lecz (brutalną?) decyzją narzucającą określoną płaszczyznę/ramę organizującą relacje pomiędzy różnymi elementami rzeczywistości w taki sposób, by ich interesy i dążenia miały możliwość realizacji w największym możliwie stopniu (kto i _kiedy_ ma jednak dokonywać oceny, czy założona płaszczyzna/rama spełnia swoje zadanie?). Interwencja architektoniczna zawsze jest fragmentaryczna - to posiadająca ściśle określone granice organizacja przestrzeni i materii. Czy ta fragmentaryczność architektury jest jednak rzeczywistym problemem? Wspomniany w CfP 'Władzy Sądzenia' Orygenes nie znalazł się tam przypadkiem: "Wisdom contains, in Origen’s thought, the potentiality of all creation in its diversity."* i w innym miejscu: "Therefore, Christ is “named in different ways for the capacity of those believing or the ability of those approving it.” Attention is given to the plurality of Christ’s names in order to allow for the plurality of means by which one might come to and know the Savior."*. Pluralizm nie jest jednak absolutny, jest 'pluralizmem dobra'. Perspektywa radykalnego uniwersalizmu czerpie z Orygenesa i jego idei apokatastazy, która jest mocno osadzona w transcendencji - zakłada możliwość spojrzenia 'z zewnątrz' i 'oceny z zewnątrz'. Ta ocena łączy się z karą i oczyszczeniem: "The return of the soul to full participation in God takes place, according to Origen, over a long period of time that might involve purgation and punishment. However, this punishment is not absolute, but is instead intended to reform the soul: punishment is a mechanism of salvation, rather than the determination of condemnation."* Równocześnie jednak, etyka radykalnego inkluzywizmu w transcendencji widzi swego rodzaju 'bezpiecznik', mający uniemożliwić powstanie totalitarnej całości. Z jednej więc strony zakładamy, że wszystkie znane nam elementy rzeczywistości są częścią inkluzywnej całości, z drugiej jednak, uznajemy, że istnieją elementy nam (jeszcze) nieznane, a także, że nie jesteśmy w stanie w pełni przewidzieć konsekwencji narracji, którą budujemy. Chrześcijański uniwersalizm powszechnego zbawienia (apokatastazy) jest oparty na dwu przesłankach, które (niestety?) musimy zakwestionować (?). Po pierwsze zakłada on, że bóg nie tworzy zła, całość stworzenia jest dobra i dlatego w całości powraca do boga. Zło jednak istnieje, jest ono jednak (jedynie?) albo brakiem dobra, albo swego rodzaju jego wypaczeniem, związanym z niepełnym rozpoznaniem bożej intencji. To jednak co 'z wnętrza' może wydawać się złem, 'z zewnątrz', z bożej perspektywy nie musi wcale nim być (to samo dotyczy również 'naszego dobra', które może być - z bożej perspektywy - złem). Nasz radykalny inkluzywizm musi sobie poradzić bez boga, potrzebuje jednak jakiegoś rodzaju transcendencji. Oprócz więc Orygenesa (i innych chrześcijańskich myślicieli i myślicielek), ważnym źródłem (krytycznej) inspiracji jest myśl Bruno Latour'a. W piątym numerze pisma 'Stan Rzeczy', Ewa Bińczyk opublikowała niezwykle ciekawy tekst 'Ocalić Gaję i zbawić zbiorowość. Ekoteologiczne sugestie Brunona Latoura.' Intuicje Latoura wydają się na pierwszy rzut oka dość bliskie chrześcijańskiemu uniwersalizmowi: "Temat zbawienia według Latoura powinien dotyczyć całości Stworzenia, dzieła Bożego ujmowanego nie tylko jako przestrzeń zaludniona indywidualnymi duszami ludzkimi, ale także jako terytorium czynników pozaludzkich.", jest jednak wyraźnie pozbawiona odniesień do transcendencji: "Mowa religijna (...) nie zapewnia nam dostępu do odległej Transcendencji (...) dotyczy tak naprawdę transformacji samych interlokutorów. Mowa religijna przypomina słowa zakochanych, ich dziesiątki próśb i pytań wciąż od nowa "Czy mnie kochasz?", które wytyczają bliskość, lecz nie mają odniesienia i nie niosą informacji.". Owa bliskość, o której mówi Latour jest rodzajem relacji, jest budowaniem takiej narracji w której zakochani będą czuli się wspólnie spełnieni. Mamy tu więc z kilkoma sprzecznościami - z jednej strony etyka radykalnego inkluzywizmu opiera się na tym co tu i teraz, z drugiej jednak, etyczna ocena każdej sytuacji ulega zmianie gdy pojawiają się nowe elementy, które z kolei są wytwarzane poprzez dynamiczne konfiguracje. Nawet z naszej osobistej perspektywy często możemy wskazać wydarzenia, które ocenialiśmy jako złe w przeszłości, a których ocena radykalnie się zmieniła po upływie pewnego czasu. Ontologia Latoura jest relacyjna, i jako taka wydaje mi się jednak mocno podejrzana - owi 'zakochani' oprócz bycia zakochanymi mają przecież swoją własną 'esencję', która aktualizuje się (lub nie) w takich lub innych kontekstach. Owa esencja jest jednak heterogeniczna i ze względu na perspektywę nieskończoności (historii) podlegać będzie ciągłej ocenie. Mamy więc nieprzezwyciężalny paradoks - z jednej strony szukamy inkluzywnej pełni tu i teraz, z drugiej wiemy, że za chwilę lub w innym miejscu musi ona zostać zakwestionowana. To pozwala na tworzenie struktur inkluzywnych i hierarchicznych - hierarchie podlegają ciągłym zmianom, również radykalnemu odwróceniu. Wbrew jednak myśli Latoura (czy szerzej płaskiej ontologii) hierarchie istnieją, relacje nie są jedynie horyzontalne.
Tu możemy bezpiecznie wrócić do architektury - budynek jest za każdym razem rodzajem hipotezy, zakładamy, że będzie spełniał zadanie, jakie mu stawiamy. Wiemy jednak, że za chwilę kontekst może ulec zmianie i budynek będzie musiał albo zniknąć, albo stać się czymś innym. Architektura radykalnego inkluzywizmu stara się spełnić równocześnie trzy warunki: stara się być platformą/ramą w której jej użytkownicy będą mogli realizować w pełni swoje potencjalności. Użytkownicy są tu jednak rozumiani szeroko, jako aktorzy - ludzcy i nieludzcy. Radykalnie inkluzywny budynek jest swego rodzaju paniczną (czy wręcz histeryczną) próbą uzasadnienia każdego swego fragmentu największą możliwą ilością relacji i aktywności (ściana chroni wnętrze, ORAZ łapie wodę deszczową ORAZ produkuje energię ORAZ produkuje żywność... i tak dalej i tym podobne). Fragmentaryczność/ograniczoność budynku jest tu częściowym usprawiedliwianiem dla ograniczonej inkluzywności (budynek nie może być dla wszystkich, straciłby bowiem możliwość bycia dla kogokolwiek) - jest jednak również powodem, dla którego budynek zawsze musi być lokowany w szerszym kontekście, zarówno przestrzennym jak i społecznym, kulturowym, ekonomicznym czy politycznym. Budynek musi więc zawsze być miejscem początku - albo staje się z czasem częścią większej (inkluzywnej) opowieści, albo musi zniknąć. Owa niepewność istnienia jest drugim warunkiem architektury radykalnego inkluzywizmu. Z ową niepewnością / skończonością łączy się również warunek trzeci - odpowiedzialność za konsekwencję i koszty każdej decyzji powołującej budynek do istnienia. Jeśli używamy betonu, to musimy brać pod uwagę koszt energetyczny, środowiskowy i społeczny użytego materiału - betonowe budynki powinny trwać dłużej niż (na przykład) drewniane.
A następnym razem (ostrzegam, jeśli już macie serdecznie dość tego tematu) spróbuję zastanowić się nad najtrudniejszym wyzwaniem radykalnego inkluzywizmu - konfliktem i wojną.
------
* cytaty z
"All Shall Be Well": Explorations in Universal Salvation and Christian Theology, from Origen to Moltmann by Gregory MacDonald
0 Comments

747. radykalny inkluzywizm

3/4/2014

0 Comments

 
Mam zaszczyt być w Radzie Naukowej pisma 'Władza Sądzenia'. W najnowszym numerze jest zamieszczony mój artykuł, jednak co ważniejsze, udało mi się 'wprosić' i kolejny numer będę redagował według własnego pomysłu (z pomocą Konrada Kubali). Tym razem będzie to numer pod hasłem: Radykalny Inkluzywizm. Orygenes zamiast Schmitta. Jak być może niektórzy bardziej uważni czytelnicy tego bloga i innych moich tekstów zauważyli, jest to temat, który 'obwąchuję' już od jakiegoś czasu (to o radykalnym inkluzywizmie są przecież 'Dziury w Całym.'). Nawiązywałem do 'totalnej mobilizacji' Ernsta Jungera, lecz czytałem ją w świetle jego publicystyki powojennej, owej 'totalnej mobilizacji dla pokoju'. Moja wizja miejskiej re-industrializacji (mówiłem o tym również ostatnio w Warszawie) jest częścią większego projektu, który nazywam właśnie 'radykalnym inkluzywizmem', również to co robimy z moimi studentami w Plymouth jest coraz mocniej nacechowane takim właśnie utopijno-inkluzywnym myśleniem. Nie czarujmy się - 'radykalny inkluzywizm' jest ideą (zdawać by się mogło) niemożliwą. Mimo tego jednak (a może właśnie dlatego?) uważam, że warto się z nią zmierzyć. Pytania, jakie chcę zadać (bo oczywiście znam pytania, ale nie odpowiedzi) to na przykład: Czy agonistyczny pluralizm jest jedyną alternatywą wobec post-politycznej a_demokracji? Czy jest jedynym pluralizmem, który możne organizować politykę? Czy możemy wyobrazić sobie pluralistyczny totalizm? Czy możemy pomyśleć radykalny inkluzywizm polityki w horyzoncie apokatastazy? Inkluzywizm który jest totalny, ale nie jest totalitarny?
Paradoksalnie, łatwiej pomyśleć radykalny inkluzywizm jako projekt architektoniczny czy urbanistyczny, niż jako projekt czy ideę polityczną. Miasto czy budynek, pozwala współistnieć różnym aktorom obok siebie - wciąż używają oni tej samej przestrzeni, ale albo czynią to w innym czasie, albo użytkują ją w różny sposób, zachowując swą odrębność i tożsamość (radykalny inkluzywizm w żadnym razie nie jest wizją nowego totalitaryzmu). W najbardziej dosłowny sposób, stają się pluralistyczną całością. Piszę 'paradoksalnie', bo jedną z inspiracji RI jest 'narracja konkretna' Lecha Merglera. Idea, która pozwoliła zebrać wokół konkretnych problemów (przestrzennych, fizycznych, miejskich) ludzi od (radykalnej) lewicy do radykalnej prawicy; okazała się niewystarczająca (a może po prostu Lech nie potrafił/nie chciał jej zastosować?) gdy trzeba było budować byt polityczny. Wystarczyło entuzjazmu na chwilę, na poprzednie wybory samorządowe, ale dziś przykład dzielących się (coraz bardziej) miejskich aktywistów w Poznaniu jest obrazem dramatycznie smutnym.
Mimo wszystko wciąż wierzę, że warto próbować pomyśleć (na początek) taki model polityki, którego motorem nie jest konflikt (również nie 'walka klas') lecz łączenie i współpraca. I bynajmniej nie mówię tu o jakiejś ckliwej wersji 'polityki miłości', lecz o heroizmie budowania włączającej a równocześnie szanującej odrębności narracji. Znów najłatwiej użyć metafory przestrzennej - narracja taka jest płaszczyzną, która przecina/łączy różne bryły. Mamy więc tu do czynienia z różnymi wymiarami - narracja radykalnego inkluzywizmu nie rości sobie pretensji do włączenie wszystkiego w całości, a jedynie (aż?) do tworzenia płaszczyzny / ramy w której wszystko się mieści. RI znajduję się gdzieś poza dychotomią liberalizm-totalitaryzm.
Mam nadzieję, że spłyną teksty, które będą miały odwagę pomyśleć niemożliwe - zapewne część będzie nawiązywać do odkrywanej dziś spinozjańskiej wielości, mam nadzieję, że pojawią się również teksty czerpiące z religijnych narracji uniwersalistycznych (nie tylko odwołujących się do Orygenesa, wychodzące daleko poza chrześcijaństwo). Mam nadzieję, że więcej będzie tekstów traktujących pierwszą część CfP poważnie, nie uciekających w 'niedasię', w pewne asekuranctwo części drugiej - choć oczywiście, krytyczny namysł nad warunkami RI jest konieczny, jest niezbywalną częścią poważnego namysłu nad problemem. Oczywiście zdaje sobie z niebezpieczeństwa 'faszystowskiego' potknięcia - oskarżenia o flirt z faszyzmem pewnie się pojawią (być może również o flirt ze stalinizmem), niebezpieczeństwo nie powinno nas jednak zniechęcać do myślenia. Dziś przecież nie zakładamy partii opartej o 'ideologię' radykalnego inkluzywizmu, dziś za wcześnie jeszcze na myślenie w kategoriach politycznej praxis - chyba, że przyjmiemy za swoją deklarację Laibach (swoją drogą, mam nadzieję, że ktoś napiszę dla nas również o nich): "Politics is the highest and all embracing art, and we who create contemporary music [or art, or architecture - kn], consider ourselves politicians."
0 Comments

    Archives

    November 2018
    May 2018
    December 2017
    November 2017
    October 2017
    August 2017
    March 2017
    January 2017
    December 2016
    November 2016
    October 2016
    September 2016
    August 2016
    July 2016
    June 2016
    May 2016
    April 2016
    March 2016
    February 2016
    January 2016
    December 2015
    October 2015
    September 2015
    August 2015
    July 2015
    June 2015
    May 2015
    April 2015
    March 2015
    February 2015
    January 2015
    December 2014
    November 2014
    October 2014
    September 2014
    August 2014
    July 2014
    June 2014
    April 2014
    March 2014
    February 2014
    January 2014
    December 2013
    November 2013
    October 2013
    September 2013
    August 2013
    July 2013

    Categories

    All
    Marginalia
    Wyprodukować Rewolucję

    RSS Feed

Proudly powered by Weebly