contact me:
KRZYSZTOF NAWRATEK
  • Home
  • about
  • news
  • blog
  • books
  • other words

817. biurokracja jest dobra

4/24/2016

0 Comments

 
Perspektywa radykalnego inkluzywizmu zakłada ciągłe negocjacje pomiędzy (ludzkimi i nie) aktorami. Te negocjacje nigdy nie odbywają się bezpośrednio - zawsze istnieje potrzeba mediacji (poprzez granicę|instytucję / interfejs), czy to w postaci języka, czy konwencji (lub/i norm, regulacji, prawa) czy też w postaci fizyczno-przestrzennych artefaktów (interfejs jest najczęściej splotem tego co fizyczne, przestrzenne i społeczne). Wspólnota więc nie istnieje poza interfejsami - narracja wspólnotowa jest więc nie tylko politycznie kontrowersyjna, ale przede wszystkim intelektualnie nieskuteczna. Należy ją odrzucić.
Radykalny Inkluzywizm (RI) opisuje proces wzrostu i skomplikowania, proces, który odbywa się w dialektycznym napięciu pomiędzy jednostkowym (choć hybrydowym - kształtowanym poprzez i wraz z zewnętrzem) podmiotem a 'całością', całością, która sama również istnieje w dialektycznym napięciu pomiędzy tym co jest 'wewnątrz naszego świata' (opisane, poznane, zbudowane etc.) a tym co istnieje 'na zewnątrz'. Oczywiście należy pamiętać, że nie istnieje jeden RI, jeden uniwersalizm, jedno wnętrze czy jedno zewnętrze. Jedynie całość jest jedna - istnieje ona jako transcendentny horyzont dla wszystkich dążących do niego fragmentarycznych RI (pisałem o tym więcej tu).
Z tej perspektywy, zarówno neoliberalny 'powrót do natury', jak i pogański zwrot nacjonalistyczny ("Pogaństwo oznacza narodowość" Taubes, J (2016) Zachodnia Eschatologia, s. 22) są dwiema stronami tego samego procesu - procesu degeneracji i obumierania naszej (śródziemnomorskiej) cywilizacji ('katolicki' znaczy powszechny, podobne znacznie ma islamska umma). Zarówno neoliberalny jak i nowo-lewicowy dyskurs ma mocny rdzeń indywidualistyczny i anty-instytucjonalny; albo w nadziei na 'radykalną demokratyzację' albo w przekonaniu o nieistnieniu społeczeństwa jako takiego. Oba te prądy myślenia są w istocie zakorzenione w antropologii jednostki - Roberto Esposito słusznie krytykuje Hobbesa za wizję politycznej wspólnoty strachu (która nie jest żadną wspólnotą), jak i słabość Rousseau w nadawaniu jednostce absolutnego statusu. Esposito pisze o wspólnocie braku (o której i ja pisałem - dokładnie w tym samym czasie w 'Miasto...' pisząc o a-androgynie), konstytuując jednostkę-w-kontekście (moim zdaniem ociera się to mocno o personalizm - przynajmniej w podobnej interpretacja, którą usiłowałem przedstawić w 'Dziurach...'): "...jednostki jako takie - poza ich byciem-w-świecie-wspólnym-wszystkim - nie istnieją... (Esposito, R (2015), Pojęcia polityczne, s. 33). W tym kontekście biurokracja - którą chcieli (zawsze nieskutecznie) zwalczać zarówno Lenin jak i Reagan - powinna być widziana jako niezbędny element granicy|instytucji. (Heglowska) Biurokracja jest infrastrukturą umożliwiającą inkluzję i wzrost.
 Gdy spojrzymy na mapę współczesnego - przeoranego neoliberalizmem - świata, zobaczymy powiększające się obszary 'chaosu', cofnięcia się społecznych organizacji do stanu (postmodernistycznie konstruowanego) stanu 'natury'. Syria, Libia, Irak, Naddniestrze, wschód Ukrainy, do pewnego stopnia Kosowo, Południowy Sudan, Somalia... groźba rozpadu EU - wymieniać moglibyśmy długo. Ten proces narasta. Polityka PiSu prowadzi Polskę dokładnie w tym samym kierunku. Wielkość książki 'Fantomowe Ciało Króla', Janka Sowy polega - moim zdaniem - na próbie intelektualnej syntezy inkluzywistycznych i emancypacyjnych tradycji polskiej myśli politycznej - konserwatywnej (wywodzącej się od krakowskich Stańczyków) wizji mocnego samoświadomego państwa, (proto)endeckiej szerokiej, włączającej wizji (zakorzenionej w pozytywizmie) narodu (swoją drogą tradycja narodowego radykalizmu spod znaku ONRu jest perwersyjnym odrzuceniem tradycji 'pierwszej' endecji spod znaku Ligi Narodowej) oraz lewicowej (spod znaku Róży Luksemburg) emancypacyjnej, demokratycznej i radykalnie internacjonalistycznej. Niestety, gdyby ta książka wyszła na początku lat 90tych, być może Polska miałaby jeszcze jakąś szansę. Dziś jest już chyba za późno. Nie ma w Polsce dziś znaczącej siły politycznej (Razem też jest indywidualistyczną i nawiązującą do idei radykalnej demokracji korektą socjaldemokracji), która nie tylko byłaby w stanie ale miałaby choćby taki horyzont myślenia, odwrócić proces rozpadu i zainicjować proces wzrostu i inkluzji. Nie ma takich sił również zbyt wiele na świecie (do pewnego stopnia w takim kierunku mogłyby zmierzać działania Berniego Sandersa czy Jerremy'ego Corbyna). Choć zabrzmi to dość przerażająco, wydaje mi się, że jedyną nadzieją świata, są dziś Chiny - ale i one stoją dziś na rozdrożu, czy będą dalej szły w kierunku Lewiatana, czy też dokonają skoku w świat emancypacyjnego inkluzywizmu. Lewiatan jest katechonem (Hilary Clinton jest katechonem), który utwierdza i umacnia władzę Księcia Tego Świata. Powstrzymuje nadejście apokalipsy, która może być albo ostatecznym stoczeniem się w stan natury, albo początkiem mesjańskiego wyzwolenia. Żyjemy w końcu czasów - jak bardzo chcecie zobaczyć co będzie potem?
0 Comments

816. Gdańsk w pół drogi (jeszcze raz o obywatelu plug-in)

4/17/2016

0 Comments

 
Czytam, że Gdańsk ma strategię w jaki sposób integrować imigrantów. Opis strategii wygląda obiecująco - mają zostać stworzone mechanizmy włączania nowych mieszkańców miasta w jego struktury - jak pisze (na moim wallu) Marta Siciarek, szefowa Centrum Wsparcia Imigrantów i Imigrantek:
"Model zakłada wdrożenie priorytetowych działań na 8 obszarach na których pracowaliśmy (edukacja, mieszkalnictwo, zdrowie, zatrudnienie, pomoc społeczna, kultura, przemoc & dyskryminacja, społeczność lokalna). Generalnie chodzi o dostosowanie/rozwój kompetencji różnych instytucji do świadczenia imigrantom/kom usług równej jakości - do czego są zobowiązane w oparciu choćby o tzw. ustawę równościową. Poza działaniami jest też wizja miasta - otwartego, równościowego, różnorodnego, do której także w konsultacjach mogą się odnieść mieszkańcy/ki Gdańska."
W 'Miasto jako idea polityczna' pisałem:

"Robocza hipoteza – zawarta w haśle „Obywatel Plug-in” – jest koncepcją silnych struktur istniejących w pewnym sensie niezależnie od obywateli. Człowiek ze swej istoty ma dostęp do tej struktury. Nie istnieje sieciowo, lecz pulsuje. Pojawia się w określonych częściach sieci całą swoją istotą i całą siłą, będącą siłą struktury (a nie siłą indywidualną człowieka), w którą się włącza. To owa struktura daje mu siłę, której jednostce po prostu brakuje."
i dalej:

"...widzimy brytyjskiego policjanta, Gary’ego Pettengella, który otrzymał z rąk litewskiego prezydenta medal Anioła Stróża, został uznany przez litewskich telewidzów Osobowością Roku 2006, a przez mieszkańców brytyjskiego Norfolk – Policjantem Roku. Cóż takiego uczynił ten sympatyczny
bobby? Zobaczył w tłumnie przyjeżdżających do pracy w Norfolk niewykształconych, nie- znających języka angielskiego ani angielskich regulacji Litwinów obywateli. Nie „ludzi”, lecz obywateli właśnie. Obywateli Unii Europejskiej, a więc legalnych rezydentów Wielkiej Brytanii, którym należy pomóc stać się – na ile to tylko możliwe – częścią Systemu. Systemu społecznego i ekonomicznego Wysp. Nie tylko zobaczył – korzystając z możliwości, jakie daje bycie czę- ścią państwowej machiny – rzeczywiście tym ludziom pomógł zadomowić się w Wielkiej Brytanii. Najpierw podjął trud, by nauczyć się litewskiego, następnie doprowadził do stworzenia strony internetowej w językach, jakimi posługują się najliczniejsze grupy imigrantów w Norfolk, na której znajdują się podstawowe informacje na tematy takie jak otrzymanie National Insurance Number (osobistego numeru ubezpieczenia) czy otworzenia konta w banku. W końcu, korzystając z zaufania, jakim za te działania obdarzyli go litewscy imigranci, „uczył” nowych mieszkańców swojego miasta, jak budować kapitał społeczny, jak ufać sobie nawzajem, jak tworzyć społeczność."
i jeszcze:
"Miasto przegrywało z ideą Imperium i ideą Kościoła ze względu na swą jednostkowość, na swą partykularność. Jednakże właśnie ta cecha Miasta może stać się dziś szansą na przeciwstawienie się ujednoliconemu modelowi globalnego świata. By jednak Miasto mogło podjąć to wyzwanie, musi przekroczyć siebie, pozostając sobą. Musi stać się uniwersalnym modelem, pozostając zarazem czymś szczególnym i wyjątkowym. To sprawia, że podstawową cechą Obywatela Plug-in jest jego powszechność i otwartość. Jeśli prawa polityczne, społeczne i ekonomiczne, które przysługują dziś obywatelom, są szczególnym rodzajem przywileju, który spycha na margines wszystkich tych, którzy obywatelstwa otrzymać nie mogą, jeśli więc pozbawienie obywatelstwa tworzy rzesze Homo sacer, ludzi, którzy tracą de facto elementarne prawa człowieka (bo jak dowodzi Hannah Arendt i powtarza Giorgio Agamben, nie istnieją one poza prawami obywatela), to moją odpowiedzią, która nazywa się Obywatel Plug-in, jest system, w który włączenie się następuje zwykłym aktem woli. (...) Obywatelem Plug-in dowolnego Miasta staje się każdy, kto tego zechce. (...) Powszechna możliwość wpięcia się w system musi być oparta na istnieniu zapraszającego, zewnętrznego interfejsu, który będzie to umożliwiał, oraz na istnieniu wewnętrznych algorytmów, które funkcjonowanie Obywatela Plug-in w systemie będą regulować. (...) By jednak móc się zaangażować w obcy (w mo- mencie wpinania się) system, sam system musi przejąć kontrolę na świeżo wpiętym Obywatelem. Miasto musi mieć algorytm ad- ministrujący swoimi najcenniejszymi zasobami – a więc swoimi Obywatelami. Jeśli podstawą relacji społecznych Miasta ma stać się relacja Ja–Ty, zamiast Ja–System–Ty, administracja musi zarządzać tą r e l a c j ą właśnie. System bowiem, co oczywiste, istnieje zawsze. Zawsze potrzeba interfejsu, który relację Ja–Ty umożliwia. Pozostaje jednak pytanie o zawartość ideową, zna- czeniową takiego interfejsu. Na ile „zanieczyszcza” on relację, na ile stara się być „tym trzecim” w intymnym związku pary osób? Administracja musi być „pusta”. Administracja jest czystą tech- nologią, technologią istniejącą jedynie p o m i ę d z y partnerami relacji. System istnieje więc jedynie w relacji pomiędzy Ja i Ty. Bez Ja i Ty nie ma systemu. (...) Istnieje tylko jedno zadanie algorytmu administrującego Miasta: wymuszać relacje oraz uniemożliwiać tychże relacji blokowanie."
Przepraszam za ten długi (auto) cytat. Chciałem po prostu zwrócić uwagę, że choć to co jest planowane w Gdańsku mnie oczywiście bardzo cieszy - również dlatego, że wydaje się realizować idee obywatelstwa plug-in - to równocześnie martwi mnie połowiczność tego rozwiązania. Idea miasta, które pozwala się swoim obywatelom wpinać w miasto, dotyczy wszystkich obywateli (plug-in).
Wice-prezydent Gdańska, Piotr Kowalczuk, gdy uzasadnia wprowadzenie "modelu integracji" mówi jedynie o rynku pracy. Że bezrobocie małe, rąk do pracy brakuje, więc imigranci będą jak znalazł. To niestety jest kontynuacja neoliberalnego, skrajnie redukcjonistycznego, myślenia o mieście. Gdy w poprzedniej notce pisałem o radykalnie inkluzywnym podejściu do uchodźców i imigrantów, pisałem o tym w kontekście radykalnej przebudowy struktur EU oraz państw narodowych - tak, by nikt nie był wykluczony. Podobny jest więc mój komentarz do tego, co planuje się wprowadzić w Gdańsku - zamiast tworzyć specjalne rozwiązania dla imigrantów, Gdańsk powinien zmienić sposób traktowania wszystkich mieszkańców i użytkowników miasta. Oczywiście (jak pisałem w 'Miasto...') ten nowy sposób zarządzania miastem jest zindywidualizowany, uchodźca z Syrii potrzebuje innego interfejsu obsługi niż nastolatek z Wrzeszcza czy bezdomny ze Stoków; mają oni też (potencjalnie) inne aspiracje i co innego są w stanie miastu od siebie zaoferować. Rozpoznaniem tego właśnie powinien zajmować się algorytm administrujący' (który w 'Dziurach w Całym' doprecyzowałem jak 'granicę|instytucję'). Model integracji imigrantów w Gdańsku wygląda więc zachęcająco na pierwszy rzut oka (szczególnie gdy opisuje go Marta Siciarek), boję się jednak, że jego implementacja (szczególnie gdy będzie za nią odpowiadał prezydent Kowalczuk) może skończyć się rozczarowaniem, a w przypadku splotu niekorzystnych czynników - wzrostem ksenofobii i ogólną katastrofą.

0 Comments

815. poza politykę tożsamości - otwarta Europa, inkluzywna Polska

4/7/2016

0 Comments

 
(Pojawiają się - wciąż trochę na marginesie głównego nurtu - głosy, sugerujące 'otwarcie Europy', w kontekście milionów uchodźców z Bliskiego Wschodu (a to dopiero początek - w perspektywie kilkunastu, kilkudziesięciu lat czeka nas prawdopodobnie ogromna fala uchodźców klimatycznych) proponujące całkowite i bezwarunkowe otwarcie granic. Te głosy stoją w ostrym kontraście zarówno do narastających nastrojów ksenofobicznych europejskiej prawicy, jak i do oficjalnej polityki Unii Europejskiej. Moim zdaniem jednak, to właśnie idea otwarcia granic jest nie tylko etycznie słuszna, ale jest jedynym wyjściem by uratować projekt europejski i nas wszystkich. Alternatywą jest rozpad EU i powrót nacjonalizmów - wszystko to, co skończyło się dwiema światowymi rzeziami rozpocznie się na nowo.

Polityka tożsamości to bardzo szeroki termin. Polityka tożsamości ma swe korzenie również w marksizmie, w mocnej tożsamości klasowej (klasa dla siebie) i odegrała ważną rolę w walce o prawa różnych mniejszości - etnicznych czy seksualnych. Choć jej korzenie tkwią w postmodernistycznej polityce Nowej Lewicy, jak niemal całe jej dziedzictwo dziś z ochotą i łatwością staje się fundamentem nowej prawicy (współczesna prawica jest najbardziej postmodernistycznym nurtem politycznym - buduje z resztek, z częściowo przetrawionych fragmentów idei). Zarówno fundamentalizmy religijne (i muzułmańskie i chrześcijańskie - by zostać jedynie w basenie morza Śródziemnego) jak i nowe nacjonalizmy są oczywiście poprzedzone procesem mozolnego konstruowania określonych tożsamości. Polityka historyczna prowadzona przez cały polski solidarnościowy establishment polityczny od czasu upadku PRLu doprowadziła nas tu gdzie dziś tkwimy. Poczynając od 'homo sovieticus' a kończąc na 'żołnierzach wyklętych' polskie społeczeństwo wymyśliło się na nowo jako rzesza jednostek spojona jedynie katolicko-narodową ideologią. Konsekwencją polityki budowanej w oparciu o (wyprodukowaną) tożsamość jest niemal całkowite odrzucenie polityki budowanej w oparciu o instytucje. Heglowska idea biurokracji jako swego rodzaju emanacji ducha dziejów, neutralnej infrastruktury, która spaja społeczeństwo i państwo jest w polityce tożsamości zdecydowanie odrzucana. Katastrofa smoleńska jest więc prostym efektem polityki tożsamości - gdyby w Polsce istniały silne instytucje, mechanizmy kontroli procedur, do katastrofy by nie doszło. Dzisiejsza polityka PiSu, w której cała 'dobra zmiana' sprowadza się do zastąpienie 'ich na 'swoich' jest realizacją polityki tożsamości. Ba, na nowo obudzona w Polsce narracja pro-choice 'mój brzuch moja sprawa' jest oczywiście napędzana polityką tożsamości. I podobnie jak w przypadku analizy klasowej, to co dobrze działa na poziomie rozpoznania stanu istniejącego, okazuje się - moim zdaniem - kompletnie nieskuteczne i szkodliwe na poziomie projektu politycznego.

Alternatywą jest (niespodzianka!) radykalny inkluzywizm, skupiający się na mechanizmach włączania i interakcji. Polityka uprawiana przez interfejsy nie unieważnia tożsamości (czy to indywidualnych czy grupowych) aktorów społecznych - wręcz przeciwnie, musi je rozpoznać, by móc skuteczne interfejsy (granice|instytucje) budować, ale to właśnie instytucje (które łączą, mediują ale również zapewniają ochronę słabych tożsamości) mają tu fundamentalne znaczenie.

W radykalnie inkluzywnej Europie mieszkają więc obywatele plug-in, których tożsamości (zawsze przecież re-konstruowane) są rozpoznawane przez granice|instytucje, tak by umożliwiać im funkcjonowanie w (nowych - ciągle zmieniających się) lokalnych, regionalnych i globalnych sieciach społecznych. Nowe rzesze migrantów oczywiście zmieniają Europę, otwierając i łącząc ją ze światem, czynią Europę globalnym węzłem 'nowego uniwersalizmu'. Gdy skupiamy się na granicy|instytucji, na procesie rozpoznawania różnicy oraz mediowania / uzupełniania braków (a_androgyn), powstaje nowa jakość, nowe połączenia i synergie. Polityka tożsamości rozpoznaje i umacnia izolowane podmiotowości - polityka radykalnego inkluzywizmu tworzy podmiotowości hybrydowe, pozwala tworzyć się nowym tożsamościom a przede wszystkim nowym instytucjom. Radykalnie inkluzywna Europa to maszyna wymiany, synergii i innowacji. Tylko taka, otwarta, inkluzywna Europa może przetrwać, dając nam wszystkim jej mieszkańcom szansę na dobre i satysfakcjonujące życie. Alternatywą jest słaba Europa skonfliktowanych, opresyjnych lokalnych tożsamości - przedsmak, w postaci PiSowskiej Polski opartej na tożsamości Polaka-katolika, możemy z bliska obserwować.
0 Comments

814. o nowy matriarchat

4/3/2016

0 Comments

 
Kilka osób przypomniało ostatnio moje stare teksty (co skłania mnie do melancholijnej refleksji, że być może wszystko co ważnego miałem w życiu do powiedzenia już powiedziałem…) najpierw Kontakt przypomniał moją rozmowę z Miszą Tomaszewskim o reindustrializacji, a wczoraj Zaginam Rogi (a potem Znak) przypomniał mój tekst o polskiej wojnie aborcyjnej sprzed czterech lat. Tekst, który oburzył przedstawicieli polskiej prawicowej katolickiej inteligencji, ale też nie zyskał specjalnego uznania wśród przedstawicieli polskiej lewicy.

Dziś konflikt aborcyjny uległ radykalnemu zaostrzeniu, bardzo prawdopodobne staje się wprowadzenie prawa, w wyniku którego polskie kobiety nie tylko będą cierpieć ale i umierać. Posłowie, którzy będą głosować za tą ustawą, prezydent, który ją podpiszę ale również ci wszyscy, którzy na PiS głosowali, będą mieć krew na rękach.

Dziś więc rzeczywiście polskie kobiety walczą nie tylko o uznanie swojego człowieczeństwa, ale po prostu o przeżycie (i tym razem nie jest to przesadne dramatyzowanie), przypominanie więc mojego tekstu, w którym pisałem, że spór o aborcje jest być może najważniejszym polskim sporem politycznym może wydawać się nie na miejscu. Być może jednak jest wręcz przeciwnie – może jednak warto oprócz walki, zastanowić się co owa walka oznacza i dokąd nas prowadzi. Po każdej wojnie następuje jakiś rodzaj pokoju lub zawieszenia broni.

W tekście dla Znaku pisałem, że zarówno zwolennicy zradykalizowania ustawy antyaborcyjnej jak i zwolennicy jest liberalizacji 'na powierzchni' posługują się narracją troski (o płody lub o kobiety), jednak są to narracje – przynajmniej w pewnym stopniu – fałszywe (gdyby takie nie były, kompromis antyaborcyjny wyglądałby zupełnie inaczej – tak by rzeczywiście chronić życie i zdrowie kobiet oraz płodów), w istocie za narracją troski stoi narracja dominacji i władzy. Zdecydowanie taka jest narracja większości zwolenników zaostrzenia ustawy – co precyzyjnie wypowiedział cytowany przeze w tekście dla Znaku były polityk PiS i ojciec senatora PO, Marcin Libicki, mówiąc o tym, że kobiety należy zmuszać do rodzenia.

Na fundamentalnym poziomie spór dotyczy tego jak definiujemy podmiotowość i komu jej odmawiamy – Kościół odmawia jej kobietom, zwolennicy zliberalizowania ustawy odmawiają jej płodom - moja propozycja polega na próbie zaproponowania hybrydowej / cząstkowej podmiotowości. Kobieta w ciąży byłaby więc 'kobietą+' (to jest prawdopodobnie powód, dla którego lewica zignorowała mój tekst - przy okazji pokazując, że fundament antropologiczny polskiej lewicy tkwi mocno w liberalizmie).

Nie znaczy to, że odrzucam wolność kobiety do decydowania o własnym ciele - jestem zwolennikiem rozwiązań prawnych umożliwiających 'aborcję na życzenie', ale równocześnie jestem zwolennikiem (i w tym kierunku idzie mój tekst) obudowania zniesienia ustawy antyaborcyjnej takimi rozwiązaniami prawnymi, które zachęcałyby kobiety do pozostania w stanie 'kobieta+' a potem do stawania się matkami.

W dzisiejszej notce Edwin Bendyk pisze, że zaostrzenie sporu wokół aborcji upolitycznia kobiety i ciała, sugerując, że właśnie z tej strony – upolitycznionego kobiecego ciała – przyjdzie 'rewolucja'.
Dokładnie w tym kierunku zmierzał mój stary tekst dla Znaku – system prawny, który respektuje hybrydową podmiotowość 'kobiety+' jest możliwy jedynie w przebudowanym systemie społecznym i politycznym, systemie, który jest rodzajem 'neo-matriarchatu', gdzie fakt bycia matką (również potencjalnie) pokazuje nowe możliwości budowania wspólnoty. Wspólnoty, która nie jest patriarchalną, hierarchiczną wspólnotą autorytarnych ojców, nie jest jednak również liberalną społecznością wolnych jednostek. Taki 'nowy matriarchat' staje się rzeczywiście wspólnotą opartą na trosce i miłości, na opiece ale również poczuciu przywiązania i odpowiedzialności. Konsekwencje polityczne, społeczne i gospodarcze takiego nowego matriarchatu zmierzałyby do radykalnego przedefiniowania tego jak funkcjonuje państwo - zakwestionowania kapitalizmu, prawdopodobnie przedefiniowaniu mechanizmów demokracji przedstawicielskiej.
 
W moim tekście postulowałem by ci, którzy rzeczywiście szczerze przejmują się ochroną życia kobiety oraz życia płodu odrzucili patriarchalną opresję oraz liberalny indywidualizm, by szukali (a przede wszystkim by szukałY) porozumienia tam, gdzie ono może zostać znalezione – w empatii i wzajemnej siostrzanej miłości oraz w doświadczeniu bycia matką/córką (czy szerzej rodzicem/dzieckiem - ale to jednak kobiety musiałyby być tu głosem wiodącym).

Dawno temu, gdy byłem jeszcze młodym (i głupim) katolickim fundamentalistą, rozmawiałem z moją (zmarła parę lat temu) babcią. Babcia przeżyła wojnę a jej życie mogłoby stać się kanwą całkiem interesującego filmu lub książki. Babcia urodziła piątkę dzieci (jedno zmarło w wieku kilku lat) opowiadała mi, że sama dokonała (co najmniej jednej) aborcji. Ponieważ była jednak osobą głęboko wierzącą, udała się do spowiedzi – gdzie ksiądz, który również przeżył wojnę, nie potraktował jej jak zbrodniarki, lecz jak kogoś, kto dokonał bardzo trudnego, tragicznego wyboru – potrzebuje więc wsparcia i pocieszenia, a nie kary. Dziś wraca do mnie wspomnienie mojej babci i tego co mi mówiła – myślę, że bardzo nam dziś brakuje głosu mądrych, doświadczonych w piekle wojny, kobiet. Kobiet, dla których aborcja nie jest pałką, którą okładają się politycy, kobiet, których życie nauczyło miłości, troski i szacunku dla drugiego człowieka. To na tych wartościach musimy budować tę lepszą, post-PiSowską Polskę.
0 Comments

    Archives

    November 2018
    May 2018
    December 2017
    November 2017
    October 2017
    August 2017
    March 2017
    January 2017
    December 2016
    November 2016
    October 2016
    September 2016
    August 2016
    July 2016
    June 2016
    May 2016
    April 2016
    March 2016
    February 2016
    January 2016
    December 2015
    October 2015
    September 2015
    August 2015
    July 2015
    June 2015
    May 2015
    April 2015
    March 2015
    February 2015
    January 2015
    December 2014
    November 2014
    October 2014
    September 2014
    August 2014
    July 2014
    June 2014
    April 2014
    March 2014
    February 2014
    January 2014
    December 2013
    November 2013
    October 2013
    September 2013
    August 2013
    July 2013

    Categories

    All
    Marginalia
    Wyprodukować Rewolucję

    RSS Feed

Proudly powered by Weebly