Z wykształcenia jestem architektem, co powoduje, że moje myślenie - również to związane z polityką czy ideami - jest znacznie bardziej przestrzenne, niż moich znajomych prawników, ekonomistów czy antropologów. Takie skrzywienie zawodowe. Myśląc o Froncie Ludowym, o którym pisałem wczoraj, widzę go oczywiście jako rodzaj projektu, rodzaj konstrukcji. Ale ponieważ jestem architektem-urbanistą, oprócz infrastruktury widzę też regulację i emocję. Stąd terytorium i opowieść.
Pisząc terytorium mam na myśli pewną egzystencjalną sytuację, w jakiej się znajduje człowiek. Pewnie powinienem pisać o klasie, ale łatwiej mi myśleć obrazem placu, na którym znajduje się grupa osób. Na Placu Wykluczenia i Olania przez Państwo, są tacy, którzy siedzą smętnie w ogródkach piwnych, patrząc z niechęcią (a może i pogardą) na tych, którzy siedzą na - wciąż publicznych - ławkach, ktoś naprawia chodnik, ktoś gra na gitarze, a duża grupa usiłuje się z tego placu jak najszybciej wydostać. Są tam też i chłopcy patrzący spode łba, komu (najchętniej jakiemuś 'Innemu') by tu spuścić łomot. Ludzi na tym placu nie łączy nic poza miejscem, poza lokalizacją. To olbrzymia rzesza - bezrobotni, prekariat, emeryci, pracujący zagrożeni zwolnieniem czy też pracujący w warunkach urągający przyzwoitości, za nędzną pensję. Błędem jest wierzyć, że terytorium na jakim się znajdują ma kluczowe znaczenie, ale błędem jest również ten fakt zupełnie ignorować. Budowa Frontu Ludowego przyjmuje więc istniejące terytorium za punkt wyjścia, stawia sobie za cel przebudowę Placu Wykluczenia i Olania przez Państwo, w Plac Współ-odczuwających Obywateli Odzyskujących Swoje Państwo, czy może krócej Plac Wszystkich dla Wszystkich(?). Dobry projekt placu zakłada, że będzie on służył różnym użytkownikom. Nie wszystkim w tym samym czasie i w taki sam sposób i na pewno nie może pozwolić na agresje jednych użytkowników przeciwko drugim. Tym, którzy dziś chcieliby bić 'lewackie k***' i 'pedałów' też trzeba jednak znaleźć jakieś zajęcie. Nie ze względu na ich 'poglądy', lecz ze względu na to gdzie się znajdują.
Plac jest ramą, która daje szanse współegzystencji. Budowa Frontu jest jak przeprojektowanie istniejącego placu w taki sposób, by jego dotychczasowi użytkownicy mieli się z czasem raczej lepiej niż gorzej i by plac jako taki, zyskał swój własny charakter, swoją własną opowieść. Dziś w radio, Joanna Erbel była mocno przyciskana, by zadeklarować, czy z nacjonalistami należy rozmawiać. Nie udzieliła odpowiedzi wprost, ale udzieliła jej pośrednio, a przede wszystkim udziela jej swoją działalnością - nie należy rozmawiać z faszystami, którzy odmawiają nam/wszystkim innym prawa istnienia (dlatego deklaracje niektórych dziennikarzy by więcej ich do mediów nie wpuszczać są jak najbardziej OK), można, a nawet powinno się wspólnie z tymi ludźmi kłaść nawierzchnie na placu czy sadzić kwiatki. Tak długo, jak oprócz bycia faszystą i nienawiścią do wszystkich innych, ci ludzie mają jeszcze jakiś fragment siebie, fragment opowieści, który możemy dzielić - należy próbować to czynić.
Front Ludowy nie jest tworem homogenicznym (tak jak i jego użytkownicy nie są homogeniczni), to nie jest leninowska partia karnych żołnierzy, to raczej koalicja połączona terytorium - sytuacją egzystencjalną oraz 'tożsamością placu', opowieścią i marzeniem, pewnym minimum wspólnych wartości. Struktura zarządzania FL powinna - moim zdaniem - być oparta na idei granicy/instytucji (trochę o tym pisałem tu i tu, więcej z ostatniej książce), jako organu umożliwiającego i stymulującego dialog i (współ)działanie, a nie jakiegoś 'komitetu centralnego'. Aparat administracyjny w centrum - ideolodzy na skrzydłach.
Myślę, że napisałem to wczoraj wyraźnie, ale powtórzę - wydarzenia z 11.11 mogą być katalizatorem, ale to nie RN czy nacjonaliści są naszymi prawdziwymi wrogami. Nacjonaliści to symptom, do pewnego stopnia to półprodukt w produkcji neoliberalnej i 'patriotycznej' Polski, półprodukt toksyczny i niebezpieczny dla zdrowia, ale to nie nacjonaliści ten proces projektują i nadzorują (pewnie bardzo by chcieli go przejąć, ale umówmy się, jeśli intelektualną elitę nacjonalistów stanowią tacy ludzie jak Bosak, Zawisza albo Holocher, to raczej im się nie uda). W bardzo mocnym oświadczeniu skłotów 'Przychodnia' i 'Syrena' możemy przeczytać słowa, pod którymi podpisuję się obiema rękami:
"Faszyści nie są dla nas nawet partnerami do walki. Nasze codzienne działania – blokady eksmisji, demonstracje pracownicze, wsparcie strajków głodowych imigrantów – są nakierowane na zmianę opresyjnego systemu. W tym systemie paramilitarne bojówki faszystów tylko kończą, co zaczęła władza. Zamiast delegalizować maski na ulicach, niech władze ściągną swoją maskę, niech odpowiedzą, czemu nie zajmują się przyczynami biedy, tylko ją tworzą?"*
To władza IIIRP - od pierwszego rządu Mazowieckiego i Balcerowicza poczynając, przez rząd Kaczyńskiego i Giertycha, po rząd Tuska tworzą biedę. Och, oczywiście, tworzy też bogactwo - dla nielicznych, oraz ułudę bogactwa (na kredyt) dla trochę większej liczby Polaków. Bardzo wielu obywateli IIIRP, te rządy zagoniły jednak na Plac Wykluczenia i Olania przez Państwo.
Jakie jest więc to minimum tożsamości, niezbędnej, by i ci w ogródkach piwnych i ci na publicznych ławkach, mogli stanąć obok siebie? Współczucie. Najprostsza ludzka emocja, przekonanie, że ci obok mnie to ludzie, moi bracia i siostry, moi bliźni.To odróżnia nas od wyjącego tłumu, rzucającego kamieniami i chcących nas za****ć, to różni nas od tych sytych i zadowolonych z siebie facetów w garniakach i pań w garsonkach, opowiadających bzdury, że oni to własną pracą wszystko osiągnęli, a jak ktoś biedny to jego wina. Czyż to nie zabawne (a przede wszystkim niezwykle politycznie użyteczne), że te dwie bardzo proste kategorie - wykluczenie, egzystencjalne poczucie zepchnięcia na margines oraz zdolność i chęć współczucia odróżnia wyraźnie lewicę od całej rządzącej (i opozycyjnej) klasy politycznej? (Oczywiście, jak zawsze są pojedynczy posłowie, politycy, dziennikarze czy 'gadające głowy, dlatego wczoraj pisałem - drzwi Frontu Ludowego należy pozostawić szeroko otwarte). Oczywiście rozumiem zastrzeżenia, że to za mało, by zbudować blok polityczny. Moim zdaniem to jest dobry punkt wyjścia, bo opisuje potencjalny podmiot polityczny zarówno w kategoriach klasowych jak i tożsamościowych.
Budowa Frontu Ludowego, trzymając się wciąż architektonicznej metaforyki, musi zakładać użycie wielu różnych elementów, musi zakładać działania w wielu skalach. Przede wszystkim niezbędna jest chęć - duża część ludzi przebywających na placu, te wszystkie grupy, środowiska i partyjki muszą zechcieć razem ten plac przebudować. Czy nam się to podoba czy nie, musimy mieć z jednej strony elementy oddolnej działalności w małej skali - ktoś zasadzi kwiatki, ktoś zaprojektuje ławkę, ale musimy też mieć elementy 'ikoniczne', które pomogą się zorientować w topografii placu i pomogą szybciej zbudować jego tożsamość. Potrzeba więc osób, które już są obecne w przestrzeni publicznej - polityków, dziennikarzy, naukowców czy artystów. Ich rola - i powinni mieć oni tego pełną świadomość - jest instrumentalna. Front Ludowy nie szuka wodza, lecz potrzebuje sztandarów (ale to lud będzie tymi sztandarami wymachiwał). Program gospodarczy? Można przyjąć za punkt wyjścia to co pisze Paul Magnette (dzięki Piotrze za link!), ja wciąż uparcie będę mówił o re-industrializacji jako radykalnym inkluzywizmie. Program gospodarczy jest na wyciągnięcie ręki, to co najważniejsze jest chyba jasne dla wszystkich - zatrzymanie i w pewnym sensie odwrócenie procesu prywatyzacji zysków i uspołeczniania strat, 'uspołecznienie' państwa i upodmiotowienie jego mieszkańców.
To wszystko, wbrew pozorom nie jest wcale takie trudne, Palikot (a wcześniej Lepper) pokazał, że można zbudować partię i wejść do Sejmu z ulicy. Oczywiście, Palikot miał pieniądze, których lewica nie ma. Tam jednak, gdzie brakuje kapitału finansowego, trzeba - i można - korzystać z kapitału społecznego, z sieci powiązań, z tego mrowia grup i grupek a czasem pojedynczych osób, które w szerokiej formule Frontu mogłyby się odnaleźć. Dziś to nie towarzysz Edward, lecz my sami siebie musimy zapytać - pomożecie? I sami sobie na to odpowiedzieć...
---
Środowiska skłotersów ze swej - anarchistycznej - natury do Frontu Ludowego pewnie nie wejdą, ale FL powinien wpisać do swojego credo deklaracje ich ochrony i pozostawienia im przestrzeni do działania. Tutaj starałem się wytłumaczyć dlaczego.