contact me:
KRZYSZTOF NAWRATEK
  • Home
  • about
  • blog
  • TEXTS/RECORDINGS

837. nadzieja po końcu świata

11/26/2016

0 Comments

 
Wyjaśnijmy sobie od razu - jestem przekonany, że żyjemy w czasach ostatecznych. Nie w sensie religijnym, choć religie dają nam język i zestaw obrazów, by o tych czasach mówić i próbować sobie z nimi jakoś radzić. Wybór Donalda Trumpa na prezydenta USA jest symbolicznym dopełnieniem kapitalizmu - systemu, który jednej strony redukuje świat do towaru (przedmiotu wymiany / konsumpcji), z drugiej zaś funduje tę konsumpcję na bezrefleksyjnej pożądliwości. Człowiek kapitalizmu to zombie. Nie ma tu miejsca na nic innego poza instynktem przetrwania oraz nieokiełznanej konsumpcji. Kapitalizm nie chce byśmy się zmieniali, nie potrzebuje naszego rozwoju, nie chce byśmy byli 'lepsi'. Kapitalizm nie ma przyszłości, to wieczne teraz. Donald Trump (a przedtem Brexit) to ostateczny trumf kapitalistycznego permisywizmu - rasizm, seksizm są OK, nie ma powodu by ograniczać ludzkie prawo do nienawiści, do pogardy, do agresji, do wyzysku.
Gdy jeden z najbliższych doradców Trumpa mówi 'darkness is good' i jednym tchem wymieniania symbole potęgi "Dick Cheney, Darth Vader, Satan", możemy tylko z zadumą pokiwać głowami nad tymi wszystkimi 'chrześcijanami' (zarówno w USA jak i w Polsce), których trumf Trumpa raduje (religia może dać odpór - Papież Franciszek wydaje się jednym z ostatnich żyjących chrześcijan).
Kapitalizm jest mechanizmem akumulacji władzy (jako zdolności kontroli i działania). Akumulacja pierwotna jest jego esencją, a nie momentem w historii. Zachodnie państwo dobrobytu było możliwe, gdy istniało zewnętrze, gdy kapitalizm mógł wysysać życie z tego co było poza nim - gdy tego zabrakło, nierówności musiały wejść 'do wnętrza' państw narodowych. Bez nierówności kapitalizm nie może funkcjonować - i na nic lamenty zwolenników Pikkety'ego. Trump i Brexiterowcy mieli znacznie bardziej przekonującą narrację - wypchnąć nierówności poza państwo narodowe. Jeśli czytaliście 'Dziury w Całym', to być może pamiętacie, że proponowałem dokładnie tą samą strategię by odzyskać podmiotowość miasta - wypchnąć granice, które dziś dzielą miasta (na strefy bogactwa i biedy?) poza miasto. Dziś trochę mi wstyd, choć nie o wypchnięcie biedy poza centrum mi chodziło, lecz o mediacje napięć. 'Dziury...', choć zawierają w sobie radykalnie inkluzywną nadzieję wyjścia poza kapitalizm, wciąż przyjmowały jego fundamentalną mechanikę jako daną. Za dużo w tej książce filozofii(?), za mało ekonomii.
Kapitalizm narodowy jednak nie może się udać (nawet w Chinach, choć Chiny wbrew pozorom robią to mądrzej - mają również większe pole manewru, dysponując istniejącym wewnętrznym mechanizmem segregacji na obywateli miast i wsi), Brexit i Trump nie są porażkami globalizacji, są jedynie końcem pewnego kłamstwa, kłamstwa, że kapitalizm może być 'miły'. Nie może - jego istotą jest wyzysk, przemoc, niesprawiedliwość. Socjalizm albo barbarzyństwo, Trump albo radykalny inkluzywizm.
Wbrew nadziejom niektórych wyborców Trumpa, mechanizmy wyzysku pozostaną na swoim miejscu, zostaną po prostu bardziej precyzyjnie zdefiniowane - głównie przeciwko imigrantom oraz innym mniejszościom. Ktoś musi być wyzyskiwany, by wyzyskiwać mógł ktoś. W demokracji wystarczy mieć poparcie 51% (pisałem już, że radykalny inkluzywizm jest fundamentalnie anty-kapitalistyczny?).
No dobrze, a gdzie ta nadzieja?
Cóż, koniec świata jeszcze nie nadszedł, więc i na zbawienie musimy jeszcze chwilę poczekać. Nie traćmy jednak nadziei - myślę, że nie będziemy musieli czekać zbyt długo.

0 Comments

836. koniec lewicowych złudzeń

11/13/2016

0 Comments

 
Tekst Aleksandry Bilewicz, Bunt Żywych Maszyn, opublikowany na portalu Nowe Peryferie (zapewne trochę na wyrost) widzę jako kulminację tendencji, które to środowisko od dawna przejawiało (przyznaję, że kiedyś myślałem, że NP, szczególnie Krzysztof Posłajko, poważnie traktuje marksizm, ale dziś wydaje mi się, że mamy tu do czynienia instrumentalizacją marksizmu jako elementu anty-establishmentowej narracji). Bilewicz pisze: "Z pewnością za dzisiejszą rosnącą społeczną frustrację odpowiedzialne są czynniki ekonomiczne, erozja usług publicznych i postępującą niepewność degradującej się eksklasy średniej. Niekiedy jednak ważniejsze niż zasoby materialne są społeczne uznanie, poczucie bezpieczeństwa, stabilności, które wiąże się z trwałością więzi społecznych (rodzinnych, sąsiedzkich), poczuciem zakorzenienia w miejscu i tradycji, tożsamością inną niż ta, która wiąże nas z przynależnością do mniejszości." I choć Nowe Peryferie i sama Bilewicz wciąż (chyba?) samo-definiują się jako lewica (ich Manifest odcina się od ideologicznej jednoznaczności, wskazując jedynie na wartości takie jak wolność, równość, podmiotowość) to ten tekst czytam jako manifest 'młodego (rewolucyjnego?) konserwatyzmu'. To nie są już zabawy znudzonych intelektualistów spod znaku Pressji czy 44 (choć te środowiska oczywiście na siebie jakoś tam wpływają, to jest to samo pokolenie), bliżej tu do poważnych, republikańskich propozycji Nowej Konfederacji. Na szacunek przede wszystkim zasługuje samo-refleksyjna ewolucja NP, wychodząca z konstatacji o peryferyjnym statusie Polski oraz z przywiązania do Polski jako narodu i państwa. Dla NP Polska ma znaczenie, trochę jak dla Piłsudskiego ze słynnego cytatu ("To­warzysze, jechałem czer­wo­nym tram­wa­jem soc­ja­liz­mu aż do przys­tanku "Niepod­ległość", ale tam wy­siadłem. Wy możecie jechać do stac­ji końco­wej, jeśli pot­ra­ficie, lecz te­raz przejdźmy na "Pan".).
NP zdają się udowadniać (jeśli ostatnie wybory pozostawiają jeszcze jakiekolwiek złudzenia), że w Polsce po prostu nie ma miejsca na lewicę. Jest miejsce na wolność jako aspirację (bo przecież nie jako rzeczywistość), umiarkowaną równość (znów jako horyzont - opartą na resentymencie), ale najważniejsza jest podmiotowość. A owej podmiotowości nie da się osiągnąć bez zmobilizowania większości polskiego społeczeństwa. Nie całości. Całość jest tu zresztą potencjalnie kontrowersyjną ideą - całość pachnie unifikacją, totalitaryzmem. Aleksandra Bilewicz w swoim tekście jasno daje do zrozumienia, że elity nie są częścią tego projektu budowania podmiotowości. Elity są kosmopolityczne, mają paternalistyczne skłonności, chciałyby mówić w imieniu ludu. A to przecież lud sam musi mówić własnym głosem.
Jest w tej postawie nie tylko posmak chłopomanii, ale i (w konsekwencji) odrzucenie wszelkich poważnych projektów emancypacyjnych. Jest też w takiej postawie wewnętrzna sprzeczność - NP to przecież środowisko intelektualnej elity, która choćby z faktu posiadania określonego kapitału kulturowego, 'naturalnie' będzie mówiła głosem wyraźniejszym niż ludzie po podstawówkach czy prywatnych 'szkołach wyższych'. Anty-establishmentowe narracje są dziś wszędzie takie same, czy używają ich wykładowcy uniwersyteccy z Podemos, czy miliarder z Ameryki, czy 'wyklęci' z polskich prawicowych gazet. To nigdy nie jest głos ludu, to jest głos jednej elity przeciwko drugiej - postmodernizm w pełnym rozkwicie.
Kierunek w którym zmierzają dziś NP (moim zdaniem) to społecznie wrażliwy republikański konserwatyzm (z lekkim rewolucyjnym posmakiem). To przyznanie się do porzucenia lewicowych złudzeń, to odrzucenie internacjonalizmu i społecznej emancypacji (jest na nią umiarkowana zgoda, ale raczej w duchu Veil-light czy wczesnej proto-endecji). NP zdają się twierdzić, że nie ma dziś w Polsce (a może i w Europie / świecie?) miejsca na lewicowe projekty. I ja się z tym poglądem do pewnego stopnia zgadzam - jeśli rozumiemy lewice jako komunistyczny czy socjaldemokratyczny projekt.
Jako transumanizujący post-chadek mam podobny stosunek do konserwatyzmu (również rewolucyjnego) jak i do socjalistów, socjaldemokratów czy komunistów - to wszystko są idee mocno wiekowe, dotykające ważnych problemów, lecz nie dające satysfakcjonujących odpowiedzi.
Tylko radykalny inkluzywizm nas uratuję! ;)

0 Comments

835. prawo do pogardy

11/10/2016

0 Comments

 
Przyznam szczerze, że coraz bardziej wkurza mnie lewicowa narracja, która za wygraną PiSu, Brexit czy prezydenturę Donalda Trumpa wini (neo)liberałów - również tych poukrywanych w partiach socjal-demokratycznych. Oczywiście, nie mam złudzeń, neoliberalna mutacja kapitalizmu jest wyjątkowo trująca i liberałowie oraz zwolennicy 'trzeciej drogi' za jej rozkwit ponoszą sporą część odpowiedzialności. Są jednak raczej pożytecznymi idiotami, niż prawdziwymi beneficjentami systemu. Och, oczywiście, mają nieporównywalnie więcej niż ci, których los poświęcają w imię swoich interesików, umówmy się jednak, ani miliony złotych Tuska, Morawieckiego czy Petru ani miliony dolarów Clintonów nie mają znaczenia, w kontekście pieniędzy i wpływów prawdziwych władców tego świata. Nie mówimy tu o górnym 1% (moje zarobki wykładowcy akademickiego w Wielkiej Brytanii powodują, że - pod względem zarobków - ląduje w górnych 0.2% świata), mówimy o tych kilkudziesięciu tysiącach ludzi, którzy mogą kupić nas wszystkich i jeszcze im zostanie. Cała ta postmodernistyczna narracja kapilarnej władzy i kwestionowania podmiotu zasłoniła brutalną akumulację kapitału i władzy - akumulację, którą nie tak trudno zobaczyć i - po nazwiskach - wyliczyć.
Tym jednak, co mnie naprawdę w owym lewicowym biadoleniu wkurza, jest paternalistyczna narracja o biednej klasie robotniczej i średniej, która zdradzona przez System z rozpaczy głosuje na Trumpa czy za Brexitem (oprócz tego, że jest to narracja paternalistyczna, jest ona po prostu fałszywa).
I jeśli absolutnie jestem w stanie zrozumieć decyzję by nie głosować na Clinton, to nie jestem w stanie usprawiedliwić głosowania na Trumpa. Nie dlatego, że Trump jest jakimś potworem w porównaniu z Clinton - jak pisałem i mówiłem, z punktu widzenia Europy, trochę bardziej izolacjonistyczna polityka Trumpa (jeśli rzeczywiście będzie ją prowadził) i oddanie Bliskiego Wschodu w strefę wpływów Rosji może - przynajmniej w krótkiej perspektywie - być lepszym rozwiązaniem (również lepszym bo mniej ludzi straci życie) niż wojenne obsesje Clinton.
Problem jest gdzie indziej - głosowanie na Trumpa jest usankcjonowaniem rasizmu i seksizmu. Jest przyzwoleniem na otwartą nienawiść i pogardę. Tak jak w przypadku Brexitu, to nie sama decyzja wyjścia z EU jest zła (ponieważ została całkowicie nieprzygotowana jest po prostu głupia - ale potrafię sobie wyobrazić 'sensowny' Brexit), lecz narracja, którą zbudowali jej zwolennicy. Dziś lewica (jej część) powtarza, że nie wszyscy, którzy głosowali na Trumpa i za Brexitem to rasiści, że musimy się pochylić nad lękami naszych współobywateli, że oni też są ofiarami. I oczywiście są. Ale pochylanie się z troską nad ludźmi wyrażającymi rasistowskie czy mizoginistyczne obsesje, prowadzi jedynie do ich akceptacji i sankcjonuje ich obecność w przestrzeni publicznej. Jeśli mówimy "musimy otwarcie rozmawiać i nie może być tematów zakazanych" (piję tu do Jonathana Pie) przyjmujemy, że wszystko jest opinią, równoprawną w sferze publicznej. Otóż nie jest. I nie tylko są jeszcze fakty, ale przede wszystkim musi istnieć etyczna rama w jakiej dyskusja musi się toczyć. Radykalny inkluzywizm nie wyrównuje wszystkich narracji, lecz wszystkie dostrzega - wartościuje je jednak na podstawie relacji wobec całości. Tylko całość jest prawdą - jeśli jakaś narracja oparta jest na wykluczeniu, staje się narracją złą. Uznanie zła, nie powoduje że ono znika ani nie zakłada na jego temat milczenia.
Głosujący na Trumpa czy za Brexitem są (w większości) ofiarami systemu, ale fakt, że nie dostałeś w przedszkolu deseru, nie oznacza że możesz koleżance rozbić głowę.
Kapitalizm jest przede wszystkim systemem politycznym, dopiero potem ekonomicznym. Innowacje i postęp są tylko efektem ubocznym ustanawiania hegemonii kapitalizmu - widać to dziś, gdy jego dojrzała faza staje się coraz mniej innowacyjna i pogrąża się w niekończącym się kryzysie. Podstawową funkcją kapitalizmu jest ustanawianie hierarchii i akumulacja władzy (po raz kolejny - ale myślę, że nigdy dość - odeślę do Nitzana i Bichlera), 'akumulacja pierwotna' czyli grabież i wyzysk połączony z polityczną i społeczną opresją jest esencją tego systemu.  Z tego powodu wygrana Trumpa jest (mam nadzieję, że ostatnią) próbą ustabilizowania rozpadającego się systemu. Systemu, który zaczął się rozpadać w dwudziestym wieku, którego rozpad nabrał przyspieszenia w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, systemu umacniającego wykluczające hierarchie - rasistowską, seksistowską, klasową. Wygrana Trumpa czy Brexit to anty-emancypacyjny backlash. Wojna kulturowa nie została przez lewice wygrana (choć kilka bitew zdecydowanie udało się wygrać), nie była też próbą całkowitego zniesienia hierarchii (co jest oczywiście niemożliwe - kwestią jest jedynie pytanie o stabilność i pluralizm wielu hierarchii). Próba podjęta przez lewice została przejęta przez liberałów (tu jest moment by ich winić), którzy przystali na odrzucenie hierarchii płci czy etniczności, wzmacniając za to hierarchię klasową. Ta próba okazała się nieudana - również ze względu na zablokowanie systemu i TINA. Dziś wszyscy, którym lewica mówiła, że nie mogą pogardzać i nienawidzić pokazali lewicy i liberałom środkowy palec. Ani Trump ani Farage nie są jednak głosem wykluczonych ekonomicznie - są głosem wzywającym do odtworzenia wykluczających hierarchii, głosem rasistów, ksenofobów, mizoginów. Głosem klasy średniej pogardzającej 'plebsem'. Oczywiście, neoliberalizm i neoliberałowie mają swój udział w procesie odbierania znaczenia olbrzymim masom społecznym i przesuwania władzy do górnego 0.1% ale - jak uczy nas Star Trek - tu nigdy nie chodzi jedynie o pieniądze. Tu chodzi o władzę i dominację. Nie chodzi o to, by dać ludziom lepiej zarabiać, chodzi o to, by mąż mógł pobić żonę i dziecko, by mógł _poczuć_ że jest lepszy bo jest biały, bo jest w określonym miejscu społecznej hierarchii. Emancypacja i egalitaryzm są tym, przeciwko czemu amerykańscy, angielscy (ale też i polscy) 'wykluczeni' głosują masowo w 2016 roku. To są głosy za prawem do pogardy.
Poparcie dla projektów emancypacyjnego inkluzywizmu Sandersa czy Corbyna wśród młodych (ale już nie w Polsce, gdzie młodzi są najbardziej reakcyjną częścią społeczeństwa) daje nadzieję, ale nie daje pewności. Młodzi nigdy nie byli w pozycji władzy (z wyjątkiem lokalnych bully), projekt odrzucenia starych hierarchii może więc wydawać się dla nich atrakcyjny. Przykład Polski (ale nie tylko - nie wszyscy młodzi protestują przeciwko Trumpowi, wielu - jak donoszą media - wykorzystuje jego wybór by podjąć próbę ustanowienia rasistowskich czy seksistowskich hierarchii) pokazuje, że 'projekt pogarda' może być kuszący i politycznie skuteczny.
Obalić kapitalizm można jedynie przedstawiając całościowy projekt emancypacyjnego inkluzywizmu. Projekt 'Jungerowski', produkujący nadwyżkę godności równo dystrybuowaną w nie-egalitarnych strukturach społecznych (nie da się utrzymać płaskiej struktury w społeczeństwach w których liczy się wiedza - obecny backlash to również 'rewolucja głupców').

0 Comments

    Archives

    November 2022
    July 2021
    June 2021
    March 2021
    February 2021
    November 2018
    May 2018
    December 2017
    November 2017
    October 2017
    August 2017
    March 2017
    January 2017
    December 2016
    November 2016
    October 2016
    September 2016
    August 2016
    July 2016
    June 2016
    May 2016
    April 2016
    March 2016
    February 2016
    January 2016
    December 2015
    October 2015
    September 2015
    August 2015
    July 2015
    June 2015
    May 2015
    April 2015
    March 2015
    February 2015
    January 2015
    December 2014
    November 2014
    October 2014
    September 2014
    August 2014
    July 2014
    June 2014
    April 2014
    March 2014
    February 2014
    January 2014
    December 2013
    November 2013
    October 2013
    September 2013
    August 2013
    July 2013

    Categories

    All
    Marginalia
    Wyprodukować Rewolucję

    RSS Feed

Proudly powered by Weebly