Jak pisałem już w czasie trwania kampanii przed referendum - obóz Leave nie miał żadnej strategii, żadnego pomysłu jak ów Brexit miałby wyglądać. Mówił to zresztą otwartym tekstem Nigel Farage. David Cameron ogłaszając referendum też wcale nie miał wyjścia z EU na uwadze - chodziło mu jedynie o wewnętrzne rozgrywki w partii oraz spacyfikowanie UKIP.
Gdy Brytyjczycy zagłosowali za wyjściem z Unii zarówno zwolennicy pozostania jak i w miarę rozgarnięci liderzy Leave.eu wpadli w panikę. Cameron zrezygnował ze stanowiska premiera, zostawiając następnemu (prawdopodobnie Borysowi Johnsonowi) decyzję o oficjalnym ogłoszeniu wyjścia z EU. Borys mu za tę decyzję podziękował. W ciągu ostatnich godzin media donoszą o panice lub wątpliwościach tych, którzy głosowali za wyjściem. Ba, nawet skrajnie prawicowy The Daily Mail opublikował wyjaśnienia co w praktyce oznacza wyjście z Unii, co spowodowało paniczne reakcje jego czytelników. Pomijam tu takie drobiazgi jak spadek wartości funta (który spowodował, że Wielka Brytania nie jest już piątą gospodarką świata, wyprzedzona - co ważne - przez Francję) czy spadki na giełdach.
Moje 'proroctwo' wygłaszane przed referendum brzmiało - Brytyjczycy zagłosują za Brexitem, ale z EU w rzeczywistości nie wyjdą. Dziś zaryzykuję podtrzymanie drugiej części tej opinii.
Wyjście z EU jest dla UK niewyobrażalnie kosztowne. Lata negocjacji zarówno z EU jak i z innymi państwami świata to z jednej strony niewiarygodne koszty administracyjne, z drugiej lata niepewności, które oznaczają wstrzymanie się z podpisywaniem umów, z inwestycjami. Do tej niepewności dochodzi zbuntowana Szkocja i Północna Irlandia, wściekły Londyn i młodzież (która w przeważającej większości głosowała za pozostaniem w EU). To nie EU jest zagrożeniem dla UK, to globalne rynki, które rzucą się na słabą brytyjską gospodarkę jak na padlinę - przypomnę nieśmiało, że 10% brytyjskiej gospodarki to banki i usługi finansowe (City) - które będą teraz bawiły się Wielką Brytanią jak koty zdychającym wróblem.
Widzę więc trzy możliwe scenariusze.
Pierwszy taki, że do ogłoszenia oficjalnego zamiaru wyjścia z EU nie dojdzie - nowy rząd ogłosi, że się do tego bardzo poważnie należy przygotować i te przygotowania potrwają do kolejnych wyborów. To jest scenariusz mało prawdopodobny, bo podtrzymujący niepewność a więc kosztowny.
Drugi scenariusz zakłada, że decyzja o wyjściu zostanie ogłoszona w październiku (lub trochę wcześniej), przy równoczesnym zapewnieniu, że UK pozostanie we wspólnym rynku. To wydaje mi się najbardziej prawdopodobne - uwzględnia bowiem 'głos ludu' (pytanie referendalne dotyczyło EU a nie EEA), pozwala więc przynajmniej częściowo zneutralizować UKIP i - co najważniejsze - uspokaja rynki. Z punktu widzenia EU to również idealne rozwiązanie - UK traci wszelkie przywileje (rabat i prawo głosu), nie osłaniając jednak gospodarczo Unii.
Trzeci scenariusz wydaje się również dość nieprawdopodobny, zakłada bowiem formalne ogłoszenie, że wyjście z EU jest zbyt kosztowne i niebezpieczne dla państwa. Mogłaby (?) taką interwencję przeprowadzić królowa. Wariantem tego scenariusza jest drugie referendum (pod wnioskiem o nie podpisało się już ponad dwa miliony Brytyjczyków).
I jeszcze jedna uwaga do wariantu drugiego - w interesie EU, szczególnie Francji, ale też Niemiec, Holandii i Włoch, jest przeciąganie momentu rozpoczęcia negocjacji (wbrew temu, co oficjalnie głoszą politycy), chodzi bowiem o to, by Wielką Brytanie jednak trochę ukarać i osłabić - niepodpisane umowy przez UK będą podpisane przez pozostałe państwa Unii. Nie można jednak poobijać Wielkiej Brytanii za bardzo, bo ucierpi na tym cała wspólnota.
Jeśli więc miałbym postawić jakieś pieniądze na któryś ze scenariuszy, to zaryzykowałbym taki, w którym nic się dramatycznego w relacjach UK i EU nie zmieni.
Demokracja demokracją, ale porządek musi być.