Po pierwsze (i najbardziej oczywiste), gubi się przestrzenny wymiar architektury. Budynki i przestrzenie zostają zredukowane do dwuwymiarowych reprezentacji. Na dodatek, bardzo często, te reprezentacje rozpalają wyobraźnie jako 'wizje' by rozczarować, gdy stają się rzeczywistością - warszawski wieżowiec Libeskinda jest tego mechanizmu dobrą ilustracją (i tak, cieszy mnie bardzo, że ten projekt okazał się finansową klęską).
Po drugie, architektura zostaje sprowadzona do tego jak wygląda, ignorując wszystko inne. Od kilku lat powtarzamy naszym studentom jak mantrę - nie interesuje nas czym ten budynek jest, ważne jest co on robi. To jedno zdanie jest deklaracją wojny ze współczesną architekturą późnego kapitalizmu, której jedynym celem jest sprzedać marzenia, podnieść wartość działki: "Każdy projekt różni się od efektu finalnego. Architekt Marek Szaniawski przyznaje, że wizualizacja jest elementem marketingu który rządzi się własnymi prawami." Oczywiście to jaką budynek ma funkcję i jak wygląda ma znaczenie, ale jedynie w kontekście tego 'co robi' - dla użytkowników, dla otoczenia, dla miasta. Architektura jest dla nas narzędziem, służącym osiąganiu celów społecznych, politycznych, ekonomicznych. Architektura nie istnieje w oderwaniu od społecznego kontekstu - budynek nie jest obrazem, który można schować za szafę.
No dobrze - ale jakie konkretnie są te społeczno-polityczne cele?
Chcemy budować świat umożliwiający dobre życie wszystkim ludziom, chcemy architektury dobra wspólnego.
Punktem wyjścia była idea 'live projects', studenckich projektów powstających w odpowiedzi na realne, artykułowane przez 'świat poza murami uniwersytetu' (lokalnych mieszkańców, władze, organizacje etc.) problemy. To wciąż jednak było zbyt nieokreślone... Potem jednak zdarzył się rok 2008 i nasza wizyta w Rydze, gdzie projekt dla Andrejsali, wykonany przez Rema Koolhaasa poszedł właśnie do kosza. Wtedy po raz pierwszy, jeszcze nieśmiało, pojawił się pomysł miejskiej reindustrializacji. Jonathan Pickford zaproponował rozwój półwyspu w oparciu o jedyny surowiec naturalny który Łotwa posiada - drewno. To był bardzo ciekawy projekt - operujący w skali całego państwa (drewno miało być spławiane rzeką), w skali miasta (technikum drzewne i warsztaty służyły regeneracji i rozbudowie istniejących w Rydze - jest ich najwięcej w Europie - drewnianych domów) oraz w skali samego półwyspu, łączący przemysł z edukacją oraz z czasem wolnym (tereny składowe były równocześnie parkiem). To był też pierwszy projekt (naszych studentów), który wprost odwoływał się do idei 'cradle to cradle'. Potem był Gdańsk, gdzie Anthony Hobbs projektował 'miasto metaboliczne', Gareth Thyer proponował piracką oczyszczalnie ścieków, a Fiona Petch rozważała budynek jak barykadę. Rok później w Zielonej Górze Madhusha Wijesiri rozważał prospołeczne zaangażowanie kościoła i budynek, który narasta (w raczej pasożytniczej niż symbiotycznej relacji) na centrum handlowym. Przed rokiem w Warszawie projekty dla Ursusa wprost podnosiły już ideę miejskiej reindustrializacji, dla której ramę teoretyczną stanowiła idea ekologii przemysłowej. W tym roku nadszedł chyba czas, by spróbować podsumować nasze kilkuletnie poszukiwania i wykorzystując projekty dla Cieszyna sformułować projekt 'Radykalnego Inkluzywizmu'. Ten projekt ma swój wymiar teoretyczny, ale w wymiarze praktycznym jest poszukiwaniem architektury dobra wspólnego, czyli takiej, która w każdym akcie separacji zawiera również akt łączenia; architektury w której to co prywatne łączy się nierozdzielnie z tym co publiczne.
Chętnie będziemy odwoływać się do Opery w Oslo (ale również do biblioteki w Delft firmy Mecanoo a nawet Landscape Formation 1 Zahy Hadid) jako do budynków, które przeczuwały architekturę dobra wspólnego jaką chcemy tworzyć. Tym co w tych budynkach jest fascynującego, to gest tworzenia dachu, który chroni wnętrze (przestrzeń pół-publiczną, bo to wszystko nie są prywatne budynki), ale który tworzy równocześnie plac / park - przestrzeń publiczną. Takie działanie projektowe chcemy przyjąć jako punkt odbicia dla naszego myślenia o architekturze i je zradykalizować - każda przegroda tworząca przestrzeń prywatną (również prywatnego domu) musi równocześnie tworzyć przestrzeń publiczną. Każdy element infrastruktury, który służy 'egoistycznemu interesowi' budynku musi być wykorzystywany również dla innych (jak w przypadku pirackiej oczyszczalni ścieków Garetha), musi tworzyć dobro wspólne. Ściany budynków stają się 'interfejsami', stają się materializacją granicy / instytucji, mediującej pomiędzy tym co prywatne i tym co wspólne. Synergia i współdziałanie stają się podstawowym prawem. Jak pisałem w poprzedniej notce - budynek staje się 'przyłączem', każdy (również prywatny) budynek, staje się elementem społecznej infrastruktury. Architektura Dobra Wspólnego nie znosi oczywiście kapitalizmu, buduje jednak dla niego alternatywę. Tak jak przejęta przez robotników fabryka Vio.Me i wiele innych alternatywnych ośrodków produkcji w Grecji, Architektura Dobra Wspólnego chce przygotować zmianę, chce już teraz, nie czekając na globalną rewolucję (ale ją antycypując) budować lepszy świat. Po kilku latach poszukiwań, wiemy już (chyba dość dokładnie) gdzie chcemy iść. Na realizację konkretnych budynków przyjdzie nam pewnie jeszcze chwilkę poczekać, ale myślę, że nastąpi to znacznie szybciej niż można by się spodziewać. Ci, którzy wybierają się na naszą konferencję w maju, zobaczą jak wyobrażamy sobie taką architekturę, mam też nadzieję, że wystawa naszych prac pojawi się w Cieszynie.
Czas na nową architekturę nadszedł, chodźcie z nami ją budować!