contact me:
KRZYSZTOF NAWRATEK
  • Home
  • about
  • blog
  • TEXTS/RECORDINGS

791. etyka i efektywność (list do narodowców i konserwatystów)

5/31/2015

0 Comments

 
Działające w Polsce partie i organizacje polityczne można z grubsza podzielić na dwa obozy - są partie i organizacje (przede wszystkim różne mutacje korwinistów, włączając do tej grupy również nowe stowarzyszenie Petru/Balcerowicza), które odwołują się do indywidualnego egoizmu jednostek, oraz  takie, które w różny sposób szukają tego co wspólne. Ten drugi obóz jest znacznie większy i o wiele bardziej zróżnicowany - mamy tu takich, co odwołują się do wspólnoty ufundowanej na tożsamości narodowej (czasem wręcz plemiennej), mamy takich, co fundamentu tego co wspólne szukają w religii. Lewica (czyli Razem, Zielonii, RSS, PPS, PPP etc.) również do tego co wspólne się odwołują, jednak jest to zupełnie inna wspólnota. Z jednej strony bardziej abstrakcyjna - bo uniwersalna, 'słaba' wspólnota ludzi, mieszkańców Polski, pracowników czy prekariuszy; z drugiej jednak o wiele bardziej konkretna - to wspólnota dzieląca codzienne doświadczenie tu i teraz. Indywidualistyczna antropologia ma swoją polityczną użyteczność - pomaga dysydentom w opresyjnych, autorytarnych społeczeństwach bronić swej odrębności, prawa do nie-przynależności, jednak jako dominująca politycznie, państwotwórcza siła jest absurdem, a praktyka takiego działania może być tylko destrukcyjna. Nikogo nie trzeba chyba przekonywać, że jedynym powodem istnienia Platformy Obywatelskiej - która z takiej indywidualistycznej antropologii fantazmatycznej klasy średniej się narodziła - jest strach przed opresyjnymi rządami Prawa i Sprawiedliwości. Przez osiem lat swoich rządów, PO nie była w stanie stworzyć jakiegokolwiek - czy to symbolicznego czy instytucjonalnego - mechanizmu wzmacniającego więzi społeczne, budującego jakąkolwiek wspólnotę. To przerażający symptom słabości Polaków jako zbiorowości, że przez tak długi czas chcieli, by rządy sprawowali cyniczni egoiści. Te osiem lat (a może raczej 25, bo PO nie jest tu jedynym winnym) to czas niszczenia wszystkiego co w nowoczesnych państwach (nowoczesnych - czyli późno XIX i XX wiecznych) bywa nazywane 'społeczeństwem obywatelskim'. Sam tego pojęcia za bardzo nie poważam, ale dla mnie to jest za mało, dla polskich rządów po 1989 roku to było o wiele za dużo, mimo tego, że to pojęcie było przez większość rządzących Polską partii odmieniane na wszelkie możliwe sposoby. NIszczenie tego co wspólne i społeczne musiało skończyć się powrotem tego co przednowoczesne - odwołań do prostackiego nacjonalizmu i plemiennej religijności. To nie jest przypadek, że program gospodarczy nacjonalistów z RN jest podobny do tego, który proponuje Balcerowicz czy Korwin - dalsze niszczenie tego co wpólne jest im potrzebne, by jedynym spoiwem słabych, oddzielonych od siebie jednostek pozostał bóg, wódz, ojczyzna.     
Indywidualizm jest jednak nie tylko nieetyczny - widzi ludzi jako konkurujące ze sobą jednostki, egoistyczne i agresywne - ale również nieefektywny. Niszczenie tego co łączy ludzi na poziomie osobistego doświadczenia, niszczenie przyjaźni, zaufania i współczucia osłabia tą wspólnotę, którą drodzy narodowcy i konserwatyści chcecie ochronić. Rozumiem, że to dla Was trudne, bo łatwiej jest odwoływać się do abstrakcyjnych idei, ale jeśli rzeczywiście zależy Wam na Polsce - odrzućcie egoizm. Zarówno ten indywidualny jak i narodowy czy religijny. Próba definiowania wspólnoty narodowej, zawsze prowadzi do destrukcyjnego poszukiwania 'prawdziwego Polaka'. To niszczycielski proces, który wspólnotę okrawa z coraz to nowych grup i jednostek, które do ideału 'prawdziwego Polaka' nie pasują. To dobra droga dla elitarnej sekty, ale nie dla państwa. Jeśli już musicie, odwołujcie się do idei imperium, jako agresywnie inkluzywnego, ekspansywnego tworu. 
Odwołanie się do osobistego doświadczenia, do 'społecznej empatii' wobec sąsiada, kuzynki, wujka przyniosło radykalną zmianę w Irlandii i przegłosowanie przez ponad 60% społeczeństwa prawa zrównującego wszystkich Irlandczyków bez względu na orientacje seksualną. Wiem, że to Was narodowcy i konserwatyści przeraża, ale znaczy to, że Wy po prostu nie lubicie innych ludzi. Nie ma w was miłości ani nawet sympatii dla waszych braci i sióstr. Odrzuciliście chrześcijaństwo i zastąpiliście je plemiennym kultem polkatolicyzmu. To osobiste doświadczenie wspólnoty losu ludzi żyjących tu i teraz jest fundamentem na którym buduje swą antropologię i praktykę polityczną obóz społeczno-postępowy. Z narodowcami i konserwatystami łączy go akceptacja dla wspólnoty, choć różni radykalnie to, jako owa wspólnota jest definiowana. Z egoistami spod znaku Petru/Korwina/Balcerowicza czy PO nie łączy go prawie nic. Mogłaby łączyć troska o autonomię jednostki, jeśli jednak narodowcy i konserwatyści egoistycznie zamykają wspólnoty, o jakie chcą się troszczyć w oparciu o zestaw 'idealnych' cech, indywidualistyczni liberałowie wprost budują hierarchiczne relacje tych, którzy odnieśli sukces (finansowy) i tych, którzy wierzą, że też im się uda. Stowarzyszenie Petru to kolejna polityczna efemeryda, która używa kultu Cargo. Dlaczego ich ideologia jest oparta na fundamentalnym kłamstwie możecie zobaczyć tutaj.
Tym, co wyróżnia (może wyróżniać) obóz postępowo-społeczny, moim zdaniem, jest mechanizm budowy i negocjacji infrastruktury/interfejsu. Jeśli wspólnota jest budowana o doświadczenie wspólnego życia tu i teraz, oznacza to, że tym co nas łączy jest infrastruktura, którą wspólnie używamy. Tą infrastrukturą są (między innymi) język i przestrzeń symboliczna (kultura), drogi, powietrze, sieci energetyczne, szkoły i szpitale... Świadomość tego, że nic nie należy do jednostki lecz jest współdzielone przez wielu ludzi jest fundamentalne dla lewicowej wyobraźni i praktyki. Infrastruktura nie jest jednak dana ('naturalna') jest konstruktem - o rzeki trzeba dbać i starać się by nas nie zatapiały, kultura pozwala łączyć to co społecznie rozproszone, szkoły pomagają wyrównywać nierówny poziom kapitału kulturowego w rodzinach, i tak dalej, i tak dalej. Świadomość ciągłego budowania infrastruktury/interfejsu czyni z lewicy siłę prawdziwie nowoczesną, otwartą na zmiany i chętną by świat czynić wciąż lepszym. Jeśli tym co czyni nas ludźmi są narzędzia, które wytwarzamy (w co gorąco wierzę), lewica jest najbardziej świadomą tego siłą polityczną. Wybór lewicy (obozu postępowo-społecznego) jest więc nie tylko wyborem etycznym, wyborem empatii i solidarności; lecz jest wyborem najbardziej efektywnego modelu społeczno-ekonomicznego. Partia Konserwatywna w Wielkiej Brytanii, wciąż zaczadzona neoliberalną trucizną, potrafi jedynie sprzedawać to co Partia Pracy w swoich najlepszych latach zbudowała. Polska po roku 1989 wciąż tylko sprzedaje (czasem za bezcen) to co zbudował PRL (a wcześniej IIRP). Jeśli Polska ma mieć przed sobą przyszłość, droga budowania i negocjonowania wspólnoty i tego co wspólne jest jedyną drogą. RAZEM damy radę!
:)
0 Comments

790. postkapitalistyczna taktyka i strategia: Razem damy radę [wstęp do rozważań nad 'infrastrukturą jako interfejsem']

5/25/2015

0 Comments

 
Jak być może niektórzy wiedzą, zapisałem się (drugi raz w życiu) do partii politycznej. Pierwszy raz, chyba w roku 1990, zapisałem się do ZChNu (z którego wystąpiłem w lipcu 1992 roku), tym razem wstąpiłem do partii Razem. Oczywiście te dwie partie różnią się od siebie niemal wszystkim - tak jak i ja różnie się od siebie samego sprzed dwudziestu pięciu lat (niektórzy z was nawet tyle nie żyją, więc mogą mieć problem ze zrozumieniem tak drastyczniej zmiany poglądów ;)) - istnieje jednak pewien element, który łączy moją chęć zaangażowania wtedy i dziś. To przekonanie, że należy stać po stronie pogardzanych. Impulsem, który zadecydował, że wstąpiłem do ZChNu była debata (oglądałem ją w telewizji) pomiędzy Adamem MIchnikiem a Markiem Jurkiem w 1989 roku. Debatę tę zapamiętałem zupełnie inaczej niż Wojciech Orliński, nie pamiętam pytania o 'prawdziwe nazwisko Michnika', pamiętam za to pogardę, jaką wobec Jurka i wszystkiego w co on wierzył, zaprezentował Michnik. Ta pogarda wobec inaczej myślących jest zresztą w działalności publicznej Michnika i tych którzy mu kibicowali i kibicują obecna przez ostatnie 25 lat. Moje zapisanie się do ZChNu było więc podobną reakcją jak głosowanie na Kukiza i Dudę w tegorocznych wyborach (jestem pewien, że 20sto letni 'ja' dziś tak właśnie by głosował). Ja, w przeciwieństwie do WO, lewicowego inteligenta z dużego miasta, uwierzyłem Jurkowi w jego zapewnienia o inkluzywnym charakterze projektowanego przez niego państwa narodowego. Myliłem się, jednak warto pamiętać, że Michnik ze swojej Polski Jurka i jemu podobnych po prostu wykluczył - nie było nawet próby udawania, że Polska ma być dla wszystkich. Ja więc wciąż wierzę w inkluzywizm, akolici Michnika praktykują walkę klas (różni ich jedynie to z jaką klasą się dziś identyfikują).
Ten przydługi wstęp prowadzi do przykrótkiej notki głównej.
Z jedne strony wspomniany wyżej WO uznał a priori, że ja i kilka innych osób będą na Razem kręcić nosem, z drugiej portal Socjalizm Teraz rzeczywiście zarzuca brak 'radykalizmu' tej partii, z trzeciej zaś, pojawiają się głosy ludzi z prawicy, że fajnie, że powstała wreszcie lewicowa partia bardziej skupiona na sprawach socjalnych, niemal zupełnie ignorująca tzw. sprawy światopoglądowe. Nie jest to do końca prawdą, bo jest w programie Razem jasno określony stosunek do kwestii antykoncepcji i aborcji, prawdą jest jednak ustawienie tych kwestii bardziej jako problemu społecznej i ekonomicznej nierówności, niż wojny kulturowej. Co fanatycznych katolików oczywiście do Razem to i tak skutecznie znięchęci, lecz dla 'katolewu' Razem zostawia w swoich szeregach - moim zdaniem - całkiem sporo miejsca. Ten inkluzywny charakter Razem powoduje, że nawet ludzie o - jak sądziłem - republikańskich i liberalnych poglądach zaczynają na tę partię patrzeć z sympatią i nadzieją, jako na siłę zainteresowaną żywotnie wyrównywaniem nierówności społecznych, demokratyzacją oraz emancypacją marginalizowanych warstw społecznych (ja sam uważam się za nie-marksistowską, post-chadecką lewicę i - jak na razie - 'razemiacy' nie mają z tym problemu). Nie ma więc co się obrażać i wszystkich wyrażających się o partii pozytywnie - bez znaczenia, jakie są ich intencje - należy (moim zdaniem) witać z radością. 'Fałszywych przyjaciół' też. Nie ma co na dzień dobry odrzucać potencjalnych sympatyków czy sojuszników. Warto jednak (znów - moim zdaniem) zastanowić się nad generalną taktyką i strategią polityczną mojej nowej partii.
Mój przyjaciel PK zwrócił mi  wczoraj uwagę, że w programie Razem w zasadzie nie pada słowo 'zmiana' i że brak jest w jej przekazie (a przekaz w technologii demokratycznej polityki - zdaniem PK - jest wszystkim) elementów 'nowoczesności'. Zaraz przyjdzie Balcerowicz-Petru z swą NowoczesnaPL i 'aspirujący' elektorat zainteresowany modernizacją Polski sobie zabierze. Podobnie 'zmiany' domaga się elektorat Kukiza. Razem odwołuje się oczywiście przede wszystkim do tych, którzy w obecnej Polsce nie mogą sobie znaleźć miejsca na dobre życie, wchodzi więc na pole pozostawione przez SLD oraz konkuruje z PiSem. Czy jednak znaczy to, że - co tak bardzo podoba się WO - powinna stać się partią odwołującą się do 'złotych czasów socjaldemokracji'? Czytając program Razem wyraźnie widać 'etatystyczne' skrzywienie - to państwo jest głównym egzekutorem proponowanych reform. Oczywiście odbudowa instytucji państwa ma dziś fundamentalne znaczenie, ciekawe jest jednak, że wbrew polityce Podemos czy SYRIZA, Razem stosunkowo mało nadziei pokłada w samoorganizującym się społeczeństwie. Oczywiście rozumiem skąd to się bierze - za Razem nie stoi ani ruch oburzonych, ani milionowe manifestacje. Mimo tego jednak, trochę szkoda, że anarchosyndykalizm jest w Razem niemal nieobecny (choć fascynacja Muszynianką pokazuje właściwy kierunek).
Wydaje mi się bowiem, że ów inkluzywny charakter jest siłą taktyki Razem - chcemy silnego, socjalnego państwa, ale chcemy też, by się ono 'posunęło' i zrobiło miejsce saoorganizującemu się społeczeństwu - związkom zawodowym, spółdzielniom. Nie jestem też pewien, że nie powinniśmy o przyszłości po-kapitalizmie mówić... Może rzeczywiście nie trzeba o tym pisać w programie partii, wydaje mi się jednak, że ta debata o przyszłości jest potrzebna. Jak przypomniał mi PK - Janek Sowa słusznie twierdzi, że w odwoływaniu się do przeszłości z konserwatystami nie wygramy... (nie do końca się zgodzę, bo bez zrozumienia historii, szczególnie początków kapitalizmu, trudno jest dziś z kapitalizmem walczyć). Debata czy rozmowa o tym 'dokąd zmierzamy', jeśli traktowana jako 'rozpoznawanie horyzontu', jest moim zdaniem kluczowa zarówno dla 'aspirujących' potencjalnych zwolenników partii jak i dla jej 'zdrowia intelektualnego'. Świat się zmienia i wszyscy to wiemy lub czujemy - odwołanie do socjaldemokratycznej przeszłości to o wiele za mało. Nie jesteśmy w stanie przyszłości przewidzieć, ale - jako partia polityczna - powinniśmy aktywnie w budowaniu przyszłości uczestniczyć. Kapitalizm się kończy - pytanie co nadejdzie po nim, czy jakiś autorytarno-feudalny model oparty o 80 najbogatszych rodzin na świecie, kontrolujących niemal wszystkie zasoby i kanały komunikacji, czy też model rozproszonej kontroli i bogactwa, model odwołujący się do 'komunistycznego horyzontu' (jakkolwiek by to w uszach współczesnych Polaków przerażająco nie brzmiało).
Tym co mnie do Razem zaprowadziło jest z jednej strony etyczna niezgoda na ekskluzywny model społeczno-gospodarczy, z drugiej przekonanie o fundamentalnie nowoczesnym i modernizującym programie tej partii. I tak chciałbym o Razem myśleć i pisać - z jednej strony o tym, że nikt nie jest samotną wyspą i że mamy obowiązek dbać i troszczyć się o naszych sąsiadów, naszych braci i siostry (w taki sposób - jako troskę o znajomych i znajome, o 'rozszerzoną', republikańską rodzinę - przedstawia się sukces ostatniego referendum w Irlandii zrównującego w prawach osoby hetero i homoseksualne), z drugiej strony, że to właśnie Razem (jako My-wszyscy) mamy największą szansę zmodernizować Polskę i ochronić nas wszystkich przed koszmarem nowego feudalizmu.
Związek pomiędzy emancypującą demokratyzacją a modernizacją zapisałbym jako 'infrastruktura/interfejs' (w uzupełnieniu pojęcia 'granica/instytucja', którego używałem w 'Dziurach w Całym'), ale o tym to już w kolejnej notce.
0 Comments

789. krótka notka o nielubieniu

5/18/2015

0 Comments

 
Towarzysz Orliński Wojciech wymienił mnie obok m.in Środy i Kapeli jako tych, którzy na partię Razem kręcą nosem. Trafił - nie pierwszy raz i pewnie nie ostatni - kulą w płot. Choć stanie w jednym szeregu obok Orlińskiego jest równie nieprzyjemne jak stanie obok Hartmana, nie zniechęca mnie to by Razem zdecydowanie wspierać. Jak powtarzam od dawna, nie muszę lubić ludzi, na których głosuję, nie muszę przyjaźnić się z tymi, którzy mają podobne poglądy. Orliński nie rozumie, że istnieje różnica pomiędzy popieraniem partii czy obozu politycznego a pracą intelektualną polegającą na kontekstualizowaniu praktyki czy budowaniu teorii. No ale nie wymagajmy od towarzysza WO zbyt wiele.
Notka WO oraz dyskusje wokół statusu Jasia Kapeli, który obraził się bo go 'razemowcy' na swój kongres nie zaprosili pokazuje potencjalną słabość politycznego zaangażowania prekariatu (fakt że WO jest etatowcem tu ma drugorzędne znaczenie). Praca w fabryce czy w dużym zakładzie pracy nie wymaga, byśmy swoich kolegów i koleżanki lubili. To w dzisiejszych korporacjach potrzebne są wspólne imprezy integrujące - kopalnie miały swoje orkiestry i kluby sportowe. Relacje międzyludzkie w kapitalizmie fordystowskim mogły być zapośredniczane przez organizacje i wspólne działanie, relacje międzyludzkie budowane przez pracujących nad projektami prekariuszy bardzo często wymagają budowanie bardzo bliskich, wręcz intymnych relacji międzyludzkich. Bardzo łatwo to co społeczne i polityczne staje się tym co prywatne. Paradoksalnie, sieć, która miała nam dawać swobodę i wolność, staje się emocjonalnie wyczerpującą pajęczyną, która zmusza nas by wielokrotnie przekraczać granice oddzielającą współpracownika - definiowanego poprzez to co robi - od osoby - definiowanej poprzez to kim jest. To jest - jak sądzę - największe organizacyjne wyzwanie dla Razem i każdej lewicowej inicjatywy organizującej prekariat. Moja rada - nie mam pojęcia czy dobra - dotyczyłaby budowania mocnej instytucji, takiej, która jest w stanie stworzyć przestrzeń pomiędzy działaczkami i działaczami partii, pozwalając im ze sobą efektywnie pracować, równocześnie nie zmuszając ich by się ze sobą przyjaźnili. Jeśli do pracy dochodzi przyjaźń - świetnie, ale jeśli będziemy od wszystkich działaczy czy pracowników wymagali by stali się wielką kochającą rodziną, będziemy tworzyli sektę, która oczywiście prędzej czy później się rozleci z hukiem.
Nie zabierajmy sobie prawa do nielubienia i do niechęci.

0 Comments

788. smutna historia Georga Gallowaya czyli o niebezpiecznej męskości

5/17/2015

0 Comments

 
George Galloway, jedyny parlamentarzysta lewicowej partii Respect przegrał wybory i przestał być posłem. I to jest bardzo dobra wiadomość.
George Galloway był działaczem i posłem brytyjskiej Partii Pracy, zaangażowanym bardzo w ruch antywojenny, zdecydowanie i głośno krytykujący udział Wielkiej Brytanii w wojnie w Iraku. Między innymi dlatego, posłem Labourzystów być przestał. Razem z
Salma Yaqoob i Georgem Monbiotem założył Respect - lewicową, antywojenną, propalestyńską partię polityczną. Bardzo szybko z partii odszedł Monbiot, a potem Yaqoob. W międzyczasie Respect zaliczył krótki flirt z  trockistowską SWP i choć Galloway się wkrótce z ludźmi SWP pokłócił, dla tej notki ten krótki flirt ma znaczenie. SWP była przez lata znaczącą siłą na skrajnej lewicy, jednak kilka lat temu ujawnione zostały skandaliczne praktyki władz tej partii, związane z próbą ukrycia oskarżeń o gwałt. To jest o tyle istotne, że odejście Salmy Yaqoob z Respect było również związane z komentarzami Galloway'a na temat Juliana Asange'a i oskarżeń o gwałt. W tym roku Galloway przegrał wybory z kandydatką Partii Pracy, Naz Shah. Przegrał bardzo wyraźnie, a kampania była bardzo brutalna - Galloway oskarżył Shah o kłamstwo, gdy twierdziła ona, że została zmuszona do małżeństwa w wieku lat pietnastu - Galloway twierdził, że stało się to rok później.
Historia Galloway'a jest opowieścią o mężczyźnie żądnym władzy i uznania, agresywnym i brutalnym. Jego sprzeciw wobec wojny w Iraku łączył się z flirtami z bliskowschodnimi autorytarnymi reżimami, a poparcie Palestyńczyków z balansowaniem na granicy antysemityzmu. Bliskie związki ze społecznością brytyjskich muzułmanów - którzy stracili wiarę w Partię Pracy  po pierwszej i drugiej wojnie w Iraku popchęły go w kierunku flirtu z konserwatywną obyczajowo Islamską Partią Wielkiej Brytanii (partia ta uważa, że homoseksualizm można leczyć, choć trzeba dodać, że sam Galloway nigdy nie sprzeniewierzył się poparciu dla praw LGBT). Powszechne były głosy, że Galloway opiera swój polityczny byt na współpracy i poparciu zachowawczych i konserwatywnych kręgów społeczności muzułmańskiej. Można powiedzieć, że George Galloway się pogubił - w swych politycznych planach i sojuszach, w definiowaniu wrogów i przyjaciół. Jest jednak coś specyficznie mizoginistycznego w tym jak prowadził swą kampanię przeciwko Shah i we wcześniejszym konflikcie z Yaqoob.
Polityka oparta na machaniu przyrodzeniem nie jest czymś niezwykłym - każdy i każda z nas może podać wiele przykładów, gdy doświadczaliśmy maczyzmu. I choć nie jest on niemożliwy w wykonaniu kobiecym, to jednak najczęściej jest po prostu męską chęcią dominacji. Maczyzm może być prostacki, jak rechoty prawicy czy niesławne 'czy można zgwałcić prostytutkę', może być bardziej wyrafinowany jak wystawienie Magdaleny Ogórek jako kandydatki na prezydenta lub też może być nie wymierzonym wprost w kobiety, chłopięcym żalem Jasia Kapeli, dotkniętego tym, że nie był specjalnym gościem kongresu partii Razem. To domaganie się uznania ze względu na samo istnienie, jest rdzeniem problemu. To chłopięce przekonanie, że mi się należy i że mam prawo obrażać i wyśmiewać jest wciąż powszechnie spotykane wśród zarówno prawicowych jak i lewicowych internetowych szympansów.
Dziś swój kongres miała partia Razem, partia której po raz kolejny (po Zielonych i Ruchu Sprawiedliwości Społecznej) chcę uwierzyć. Podobnie jak w przypadku Zielonych, znam kilka osób z zarządu i bardzo im ufam. Są tam (w partii i w okolicach) też ludzie, z którymi kiedyś dawno czołowo się zderzyliśmy lecz uraz został do dziś. Jak już wielokrotnie pisałem, nie muszę jednak lubić polityków, by na nich głosować, nie muszę zgadzać się z partią w 100% bym uważał ją za 'swoją'. Razem nie musi mnie przekonywać do siebie - ja i tak na nich zagłosuję. Nie oczekuję więc od tej partii w zasadzie niczego specjalnego - niech się trzyma z grubsza tych postulatów programowych, które głosiła od dłuższego czasu; fajnie byłoby, gdyby przed wyborami połączyła siły z RSS i ZIelonymi, może też z PPP i innymi grupkami. Jednak swoją rolę 'lewicowego intelektualisty' widzę w krytycznym wspieraniu tej inicjatywy. Przede wszystkim we wspieraniu - owa krytyczność to nie krytykanctwo, to nie atakowanie za drobiazgi to nie czepianie się szczegółów. Jest mi z Razem zdecydowanie po drodze i nie mam zamiaru marudzić, że ktoś ma kolor spodni jakiego nie lubię. Mam nadzieję, że będzie to partia bardziej 'kobieca' niż większość istniejących w Polsce i że nigdy nie pójdzie drogą George Gallowaya. Z najlepszymi życzeniami powodzenia i ze szczerą intencją wspierania tego co chcecie osiągnąć - słuchajcie Tracy:
0 Comments

787. dwadzieścia procent wściekłości

5/10/2015

1 Comment

 
Dziś co drugi/a spieszy by się o wynikach wyborów wypowiedzieć, spieszę i ja.
Kto to powiedział, że faszyzm jest dowodem na zmarnowany rewolucyjny potencjał? Wyniki Brauna, JKM czy Kowalskiego pokazują, że ten potencjał nie został jeszcze zmarnowany. Dwadzieścia procent Kukiza (przy okazji - Kukiz jest starszy nawet ode mnie, więc fakt, że głosowała na niego gremialnie młodzież mnie strasznie bawi. Szczęgólnie, że innym popularnym wśród tej grupy wiekowej kandydatem jest mocno leciwy JKM), to najlepsza wiadomość dla lewicy na jaką moglibyśmy  liczyć (to oczywiście wciąż bardzo zła wiadomość, ale staram się ustawić ją w szerszym kontekście ;)).
Wszyscy kandydaci i kandydatka mówili prawicowym językiem - rynek, bóg, ojczyzna. Jak wiemy, nikt nie chciał podniesienia podatków dla najbogatszych, nikt w zasadzie nie wspominał o TTIP. Tu nie trzeba geniusza, by zdać sobie sprawę, że dla lewicowego projektu w Polsce jest miejsce - choćby dlatego, że jest to w Polskim kontekście kulturowym dziś projekt tak 'egzotyczny'. Szkoda, że Krystian Legierski roztrwonił swój potencjał, bo przystojny, wygadany czarnoskóry gej będący drobnym przedsiębiorcą miałby dziś wielką szansę (Grodzkiej moim zdaniem przeszkodziła przeszłość w PZPR i u Palikota). Lewica jest egzotyczna i świeża, ma język, którym jest w stanie wypowiedzieć to co Polaków boli (nieźle robi to Razem, w postaci łatwoprzyswajalnych memów).
Warto porównać sukces Torysów i UKiP w Angli oraz SNP w Szkocji. Z jednej strony strach i resentyment, z drugiej nadzieja i godność. To są dwie strony tej samej monety - tylko tak można dziś przemówić do ludzi, tylko tak można wygrać wybory, apelując do poczucia godności oraz bezpieczeńtwa. Były w Polsce badania postaw ludzi, którzy wzieli kredyt hipoteczny - w Cardiff konserwatysta wygrał w okręgu, w którym mieszkają przede wszyscy pracownicy sektora publicznego. Zdziwienie Partii Pracy, która uważała, że ma zwycięstwo w kieszeni. Przegrała, bo to jest okręg o najwyższym poziomie domów z hipoteką. Strach i niepewność to powszechne uczucia po zwycięstwie Torysów - i to również wśród (a może wręcz przede wszystkim) tych, którzy na nich głosowali. Myślę, że dokładnie ten sam mechanizm działa i w Polsce. Jeśli więc lewica chce w Polsce nie tylko zaistnieć - to już dziś nie wystarczy - ale wygrać, powinna znaleźć przekonującego, antysystemowego, 'egzotycznego' kandydata / kandydatkę (Biedroń powinien wejść do komitetu poparcia i udzielać rad, ale nie może zdradzić swej obietnicy złożonej mieszkańcom Słupska, straciłby wiarygodność), który da poczucie godności słabym i wykluczonym oraz wiarę w to, że może być lepiej i bezpieczniej. Wiarygodność jest tu słowem kluczowym. Musi to być ktoś, komu bedziemy mogli wierzyć.
Lewica ma prawie wszystko - ma program, ma idee, ma język. Nie ma pieniędzy i struktur (ale Kukiz też nie miał) i nie ma lidera. Wiem, że wychodzi ze mnie prawak, ale w świecie spektaklu wyrazisty lider/ka jest kluczem do sukcesu. Boleśnie przekonali się o tym Labourzyści, wystawiając sztywnego geeka z Oxfordu na premiera. Mamy jakieś cztery, może sześć tygodni. Nie potrzebujemy zgłaszania kandydatur, potrzebujemy kogoś, kto się w pozycji lidera sam (z pomocą struktur, mediów, pieniędzy etc.) ustawi. Potenjał rewolucyjny jeszcze nie został zmarnowany, ale za chwilę będzie. A mi zostanie już tylko ucieczka do Grecji (wybór ideowy), Malezji czy Chin (indywidualistyczna strategia przetrwania).
1 Comment

786. masakra lewaków

5/8/2015

0 Comments

 
To był ciekawy, obiecujący czwartek i niezwykle smutny (lecz wciąż inspirujący) piątek. Torysi wygrali wybory, masakrując (nie do końca, ale nie ma sensu opowiadać o niuansach klęski) zarówno swojego koalicjanta jak i Partię Pracy. Wyniki wyborów są zaskoczeniem – wszystkie sondaże wskazywały na to, że żadna partia nie zdobędzie większości i że różnica pomiędzy dwiema największymi partiami wyniesie kilka, maksymalnie kilkanaście mandatów. Klęska Partii Pracy jednak nie zaskakuje – co prawda twierdzenie premiera Camerona, że Torysi prowadzili pozytywną kampanię można uznać za kłamstwo tygodnia (Torysi użyli 'manewru Netanyahu' strasząc wyborców hordami głodnych Szkotów), jednak prawdą jest, że Labourzyści byli dla wielu wyborców wyborem mniejszego zła – różnica pomiędzy tym co proponowała Partia Pracy a Konserwatyści wydawała się przede wszystkim retoryczna. I jak to zwykle bywa, jeśli mamy do wyboru zło znane i mało przekonującą kopie zła, wybieramy to drugie tylko gdy naprawdę dogłębnie nienawidzimy tego pierwszego. Takich wyborców było jednak około miliona mniej, niż tych, którzy wierzą Torysom lub zagłosowali na znane zło. Największym więc grzechem Labour było to, że jest nijaka.

Najbliższe tygodnie przyniosą wybory nowego szefa Labourzystów oraz generalne rozliczenie z przeszłością. Spór pewnie będzie się koncentrował na tym czy partia ta poszła za bardzo na lewo, czy za mało. Moi zdaniem, odpowiedź leży po skosie.

W piątek miałem wielką przyjemność brać udział w sympozjum poświęconemu oszczędności (thrift) i myślę, że politykom Partii Pracy wysłuchanie kilku wystąpień bardzo by pomogło w zrozumieniu powodów swojej klęski. Zaczął Alan Bradhsaw rysując szerokie tło kultury długu i jej psychologicznych konsekwencji – przede wszystkim w budowanie poniżającego obrazu tych, którzy sobie nie radzą. Ta kultura poniżania słabszych jest zinternalizowana przez samych poniżanych. Dług ustanawia hierarchię, na którą wszyscy się dobrowolnie godzą. Idea równości leży w gruzach. Ten wątek znalazł bardzo ciekawe (i niezwykle depresyjne) rozwinięcie w badaniach przeprowadzonych w Wielkiej Brytanii i we Włoszech dotyczących matek w rodzinach z niższej klasy średniej z trudnością radzących sobie z kryzysem, o których opowiadała Benedetta Cappellini. Dwa wnioski z tych badań wydają mi się szczególnie ważne – po pierwsze, że matki wyznają swego rodzaju 'kult radzenia sobie', który ma swoje święte – celebrytki prasy kolorowej. W trudny do pojęcia na pierwszy rzut oka sposób kobiety, które w codziennych zakupach zwracają uwagę na różnice cen w wysokości jednego pensa uważają, że celebrytki i milionerki mają takie same jak one problemy. Ten mechanizm utożsamienia jest możliwy poprzez abstrakcyjny obraz 'rodziny'. Mamy więc przyjęcie za pewnik, że bycie żoną i matką jest zawsze takie samo i że to właśnie bycie żoną i matką są najważniejszymi cechami definiującymi kobietę. Konserwatywna narracja całkowicie wyparła narrację klasową. Co gorsza, owo 'bycie kobietą' nie buduje więzi czy solidarności w kłopotach – kobiety (wciąż mówię oczywiście jedynie o przebadanej grupie) uważają za całkowicie naturalne, że same muszą radzić sobie ze wszystkimi problemami. Ze swej heroicznej zaradności czynią cnotę, która pozwala im całkowicie odpolitycznić swoją sytuację. Nie ma mowy o tym, by winić rząd czy 'kapitalizm'. Istnieje też bardzo jasny model – kreowany w mediach masowych i powszechnie przyjmowany przez ich czytelniczki – jak ma wyglądać i jak ma się zachowywać matka. To jest niemal religijny kult, pozytywna religia, dyktująca jak myśleć i jak postępować.

Jedna z uczestniczek sympozjum sama jest matką, pracująca na kontrakcie (bez stałego kontraktu), wraz z mężem i dzieckiem mieszkając w jednopokojowym mieszkaniu i generalnie odrzucająca model 'idealnej matki'. Zawiązała razem z innymi matkami rodzaj spółdzielczego przedszkola, w którym każda rodzina opiekuję się dziećmi 'spółdzielni' przez pół dnia w tygodniu. Swoją alternatywną strategię radzenia sobie z biedą tłumaczyła tym, że jest doceniania w pracy, ma więc stosunkowo wysokie poczucie własnej wartości, co pozwala jej bronić się przed dyscyplinującymi matki mechanizmami kontroli społecznej (rodzina i dzieci są najważniejsze – wszystko musi być im podporządkowane).

Wydaje mi się, że sukces Torysów – i generalnie neoliberalnej ideologii, również (a może przede wszystkim w Polsce?) należy więc tłumaczyć zinternalizowaniem winy z własnej słabości. Słabość i problemy z jakimi sobie musimy radzić nie budują poczucia solidarności z innymi cierpiącymi (co chyba stało się w Grecji), lecz powodują skrajną indywidualizację i wstyd, że nie jesteśmy tacy, jak wzorcowi obywatele. Powszechnie używana w Polsce fraza 'roszczeniowi' (np. górnicy lub nauczyciele) ukrywa fundamentalną manipulację, polegającą na ignorowaniu głębszych mechanizmów i struktur społecznych uprzywilejowujących określone (i nie są to ani nauczycielki ani górnicy) grupy społeczne, budując niechęć czy wręcz nienawiść słabych wobec słabych. Charakterystyczne jest również przeciwstawianie grupy (np. pielęgniarze) indywidualnym sukcesom tzw. przedsiębiorców.

Jeśli więc Partia Pracy poważnie myśli o wygraniu następnych wyborów, powinna przedstawić strategię opartą o budowaniu wspólnoty i solidarności - w Polsce nieźle robi to PiS. Jest to co prawda wykluczająca wspólnota 'prawdziwych Polaków' i solidarność w nienawiści wobec liberałów/homoseksualistów/lewaków, trudno więc by dawać ją za wzór, jednak intuicja jest oczywiście słuszna. Dziś podobnie jak przed miesiącem, rokiem i pięcioma latami będę się upierał, że najważniejsza walka toczy się o zdefiniowaniu fundamentu etycznego, który wyborcy przyjmą za swój. Torysi przekonali do konserwatywnej etyki winy i samoponiżenia słabych (nauczyli się tego w szkołach, bijąc i prześladując słabszych kolegów – bullying jest w Wielkiej Brytanii powszechny) swoich wyborców. Bez odbudowania poczucia własnej wartości słabych i bez zbudowania fundamentów solidarności i empatii lewica nigdy tu nie zwycięży.

Projekt lewicowy jest przede wszystkim projektem etycznym – polityka zawsze idzie później.
0 Comments

785. z okazji 3 maja

5/3/2015

0 Comments

 
I u nas też długi weekend. NIestety najbliższy tydzień mam dość pracowity (i w rozjazdach) więc notka będzie krótka i dość niespójna (swoją drogą - ciekaw jestem kim jesteś szanowna czytaczko mojego bloga i dlaczego tu przychodzisz? Czytasz regularnie, czy trafiłaś/eś tu przez przypadek?).

W piątek byłem na wykładzie Saski Sassen (w ramach konferencji MediaCity) - w naszym plymuckim uniwersytecie to nie lada wydarzenie. Jeteśmy daleko od wszystkiego, mało komu chce się do nas przyjechać. Wykład nie był najlepszym jaki słyszałem w życiu, większość kwestii o jakich Saskia mówiła słyszałem lub czytałem gdzieś wcześniej. Przekaz był jednak ważny - technologia idzie za tym co społeczne. To nie technologia jest rewolucyjna, lecz to jak się ją stosuje. Nic nowego, ale na konferencji dla geeków ważne przypomnienie. Saskie mówiła o badaniu / eksperymencie społecznym, którego niestety nie jestem w stanie zweryfikować (nie podała wielu szczegółów). Polegał on na tym, że posadzono przed komputerami dzieciaki z z klas niższych i wyższych - te z niższych zafascynowały się technologią, te z wyższych zainteresowały się kto siedzi obok nich. Wniosek - co najmniej kontrowersyjny - jest taki, że to klasy wyższe budują relacje społeczne, podczas gdy klasy niższe są nakierowane na swój własny, indywidualny sukces. To stoi w oczywistej sprzeczności z tym, co o dynamice społecznej do tej pory czytałem (oczywiście - to tylko jeden, wątpliwy, eksperyment). Gdyby to jednak miała być prawda, to jesteśmy zgubieni. Kropka. Trochę tu pobrzmiewa Junger z Robotnika, gdy pisał, że masy nie znaczą dziś (w 1932 roku) nic, że pluton żołnierzy z karabinem maszynowym, znaczy więcej niż tysiące robotników z gołymi rękami. Stoi to też w sprzeczności z innym projektem o którym profesor Sassen mówiła - z wykorzystywaniem aplikacji 'emergency nanny' (o której też za dużo nie wiem) do budowania więzi społecznych opartych o wzajemnym szacunku i poczuciu własnej wartości wśród biedniejszych warstw społecznych. A może tu nie ma sprzeczności, może istnieje potrzeba odbudowy jednostkowej godności po to by odbudować solidarność?
Jeśli tak, to plan działania (istniejącej w postaci intencjonalnej) polskiej lewicy wydaje się oczywisty. I przy okazji - ci, którzy uważają się za lewice, powinni przestać trollować, przestać zachowywać się jak kuce w swej - najczęściej męskiej - frustracji wynikającej z tego jak nieznaczący wszyscy jesteśmy. Ale o tym już kiedyś dawno temu pisałem, stając się na chwilę wrogiem pewnej internetowej grupy szympansów. Mimo wszystko warto powtarzać - frustracja nie buduje, koledzy kolegi.

W Polsce za chwilę wybory i cieszę się, że nie muszę się zastanawiać na kogo nie głosować - standardowy kandydat 'mniejszego zła' w Latarniku Wyborczym pokazał mi się jako osoba, z którą łączy mnie najmniej. Nawet z tym napakowanym facetem z siłki mam o kilka procent więcej wspólnych przekonanń niż z obecnym prezydentem. Trochę straszne.
Bardziej jednak - z oczywistych względów - obchodzą mnie wybory w UK. Już w czwartek. Wciąż jest spora szansa, że Torysi + LibDem+UKiP+DUP nie będą mieli dość mandatów by utworzyć rząd. Są jednak takie chwilę, gdy - przesiąknięty do kości spiskowymi teoriami - myślę, że oni wcale nie nie chcą już rządzić. Że sytuacja w państwie jest tak zła, a oni nie mają żadnych pomysłów by ją naprawić, że chętnie oddadzą władzę Partii Pracy, która nic przecież nie zmieni. SNP - mimo całej sympatii dla szefowej tej partii - siedzi w kieszeni Murdocha (i kilku innych biznesmanów), więc obawiam się, że anty-neoliberalne pochrząkiwania są tylko na pokaz. Generalnie jakby ktoś chciał mi dać pracę w Szwecji, to biorę od ręki ;)

Czytam sobie z przyjemnością kilka książek o Heglu - poczynając od Althussera, przez Żiżka po Avineri'ego. Ta ostatnia książka wciągnęła mnie najbardziej. Nie tylko dlatego, że dość przekrojowo prezentuje poglądy Hegla (z zawsze aktualnymi atakami na kościół i instytucjonalne religie) ale ze względu na główny przedmiot tej książki - państwo. Dobrze, że PWN wydał tę książkę jako ebook, myślę, że namysł nad nowoczesnym (czyli XXIto  a nie XIXto wiecznym) państwem jest w Polsce dziś absolutnie fundamentalną koniecznością. Zabawne byłoby zapytać kandydatów i kandydatkę na prezydenta czym jest dziś państwo - mielibyśmy z tego kupę śmiechu. Śmiechu przez łzy. Ale nikt ich o takie sprawy pytać nie będzie, nikogo to przecież nie interesuje. Ten brak zainteresowania łeż nam jednak nie oszczędzi.
Mam nadzieję, że miło się wam dziś świętowało.
0 Comments

    Archives

    November 2018
    May 2018
    December 2017
    November 2017
    October 2017
    August 2017
    March 2017
    January 2017
    December 2016
    November 2016
    October 2016
    September 2016
    August 2016
    July 2016
    June 2016
    May 2016
    April 2016
    March 2016
    February 2016
    January 2016
    December 2015
    October 2015
    September 2015
    August 2015
    July 2015
    June 2015
    May 2015
    April 2015
    March 2015
    February 2015
    January 2015
    December 2014
    November 2014
    October 2014
    September 2014
    August 2014
    July 2014
    June 2014
    April 2014
    March 2014
    February 2014
    January 2014
    December 2013
    November 2013
    October 2013
    September 2013
    August 2013
    July 2013

    Categories

    All
    Marginalia
    Wyprodukować Rewolucję

    RSS Feed

Proudly powered by Weebly