contact me:
KRZYSZTOF NAWRATEK
  • Home
  • about
  • blog
  • TEXTS/RECORDINGS

819. w kierunku post-sekularnej teorii miejskiej (01)

5/20/2016

0 Comments

 
Jednym okiem spoglądam na to co dzieje się w Polsce i ponieważ mi to oko łzawi, więc je przymknę i od wszelkich bardziej rozbudowanych (poza wrzutkami na fb) komentarzy się powstrzymam. Chciałbym natomiast przymierzyć się do dłuższego tekstu porządkującego 'post-sekularną ramę pojęciową', którą się od dłuższego czasu posługuję. Będzie więc kilka (?) notek głośnego myślenia.
___
Post-sekularyzm w teorii miejskiej występuje (przynajmniej w tekstach które znam - wciąż szukam innych) w postaci dość literalnej, jako powrót religii (głównie jako praktyki) w przestrzeń miejską. Dwie najważniejsze książki, które się na ten temat ukazały (obie to zbiór tekstów) to Postsecular Cities. Space, Theory and Practice (Continuum 2011) pod redakcją Justina Beaumonta i Chistophera Bakera; oraz The Fundamentalist City? Religiosity and the remaking of urban space (Routledge 2011) pod redakcją Nezara AL Sayyada oraz Mejgan Massoumi. Miejski post-sekularyzm - w warstwie teoretycznej - prezentowany na różne sposoby w tych książkach (oraz w innych tekstach) jest poważnie zadłużony w interwencji Jurgena Habermasa z początków XX wieku, zmierzającej do nawiązania dialogu pomiędzy rozumem (i językiem) oświecenia a 'rozumem religijnym'. Tak rozumiany post-sekularyzm wydaje mi się jednak dość uproszczony i niezdolny do wygenerowania bardziej radykalnej (a tego radykalizmu dziś rozpaczliwie potrzebujemy) teorii miejskiej.
Zupełnie inną perspektywę pokazuje (inspirowane w tych poszukiwaniach Giorgio Agambenem, lecz nie tylko) środowisko Praktyki Teoretycznej (oraz - do pewnego stopnia - eksplorująca żydowski mesjanizm Agata Bielik-Robson). We wstępie do najnowszego numeru PT poświęconego 'teologiom ekonomicznym' Mikołaj Ratajczak i Rafał Zawisza piszą o teologii jako narzędziu krytycznym. Takie postawienie sprawy jest zaskakująco oczywiste - szczególnie gdy uświadomimy sobie moc rozróżnienia pomiędzy 'teorią' a 'krytyką'. Jednym z podstawowych elementów owej krytyki jest namysł nad językiem:
"Filozoficzne rozważania Agambena nad mową funkcjonują na samej krawędzi języka, gdzie znajdujemy to, co niewypowiadalne. To podejście łączy go z teologią. Czerpiąc ze słowników Sloterdijka i Virna, możemy powiedzieć, że dla Agambena teolodzy chrześcijańscy, poprzez teopoietyczą refleksję nad wcielonym Słowem, mierzyli się z rudymentami ludzkiego istnienia i tym, jak zostało ono uwarunkowane przez język." Podobnie odczytuje - w kontekście miasta - potencjalny 'użytek' z Agambena Camilo Boano (którego książka czytająca architekturę przez filozofię Giorgio Agambena powinna ukazać się w przyszłym roku), formułując pojęcie 'whatever architecture', rozumianego jako radykalny pluralizm istniejący tuż przed momentem 'nadaniem imienia'. Moment użycia języka (w kontekście miasta) jest momentem podziału, klasyfikacji, momentem zniszczenia potencjalności istnienia. Bardziej precyzyjnie - 'whatever architecture / urbanism' byłby więc próbą uchwycenia momentu zastygania miasta w pojęcia i kategorie. Problemem wobec którego stajemy mówiąc o mieście, jest to że nasza mowa zawsze jest spóźniona. Miasto (życie) w swojej ciągłej zmienności wymyka się językowi (to jest trop, który wiedzie nas też do tekstu Derridy o farmakonie), a język o którym mówię w kontekście miasta to przede wszystkim prawo, plany i regulacje. Pozycja architekta czy urbanisty jednak nie może ograniczać się do krytyki - jest zawsze zanurzona w praktyce. Praktyka architektoniczna (czy urbanistyczna) istnieje w napięciu pomiędzy krytyką a teorią, teoria istnieje zaś w napięciu pomiędzy krytyką o praktyką. Post-sekularna teoria miejska będzie więc starała się uchwycić ów moment zamykania żywego miasta w język, ale również moment przekraczania miasta istniejącego tu i teraz (w tym momencie porzucamy Agambena i wyciągamy rękę do Taubesa, Benjamina i Badiou) i stawania się 'nowym', odnowionym czy wręcz 'mesjańskim' miastem. W takim - podwójnym - rozumieniu postsekularyzmu pojawia się z jednej strony nieustanna chęć wychodzenia poza 'naturę', rewolucyjne napięcie zmierzające do wydostania się z krępującego gorsetu norm i prawa (Taubes pisał o teokracji jako radykalnym odrzuceniu wszelkich ludzkich roszczeń do władzy) - jednakże nie w jakimś anarchicznym geście burzenia, lecz w geście radykalnej inkluzji, dotknięcia absolutu; z drugiej zaś strony tak rozumiany postsekularyzm ma ambicje kreowania mechanizmów przed-językowej normatywności. Zamiast zapisów planów i normatywów, stara się wytworzyć 'tarczę wszech-możliwości', obszar ciągłych symulacji i testowania nowych (wszelkich możliwych) rozwiązań, tarczę która chroni miasto przed nieznaną przyszłością. Z jednej więc strony horyzont absolutnej inkluzji, z drugiej otwarcie na wszelkie możliwe warianty i scenariusze tu i teraz. (cdn)
0 Comments

818. (głupie) marzenia o (naszym) imperium

5/15/2016

0 Comments

 
W wywiadzie dla GW Timothy Snyder powiedział: "Naród jest konieczny, ale niewystarczający. Wiara w to, że historia to dzieje państw narodowych, jest błędna. Historia to dzieje większych organizmów, imperiów, może z wyjątkiem USA i Chin." (pewnie dlatego, że USA i Chiny to same w sobie imperia). Cały wywiad bardzo dobry, dotyka kwestii, które intuicyjnie przeczuwałem od dawna, usiłując ubrać je w jakąś bardziej spójną narrację. Pojęciem (jednym z kilku), który wydaje mi się kluczowym by zrozumieć kryzys dzisiejszego świata (a szczególnie Europy) jest 'imperium'. Jak pisałem w jednej ze swoich poprzednich notek - istnieje bardzo ważna różnica pomiędzy 'ideą imperialną' a 'imperializmem'. Wydaje mi się, że najnowsza książka Kojin Karatani'ego Teikoku no kōzō: Chūshin shūhen ashūhen (The structure of empire: Centre, margin, submargin), jest dokładnie o tym (dlatego mam nadzieję, że ukaże się wkrótce po angielsku). Jak czytamy w linkowanej recenzji, Karatani dokonuje też podziału na dwa nomadyzmy - co z jednej strony wydaje się ciekawym (któremu przyklaskuję) atakiem na deleuzjańską nomadologię, z drugiej jednak rozbija się o Taubesa i jego opis narodu żydowskiego zakorzenionego w historii / logosie. Zdaje sobie sprawę, że powoływanie się na książkę na podstawie recenzji może prowadzić na manowce, więc zostawię to tutaj tylko jako potencjalną ścieżkę myślenia (wrócę na nią, gdy książkę Karataniego przeczytam). Karatani pisze o 'utopijnym i milenarystycznym' wymiarze imperium, który pozwala przezwyciężać partykularyzmy wspólnot lokalnych i narodowych. Trochę innym językiem pisałem o tym samym mechanizmie 'aspiracji uniwersalistycznej' jaką zawiera w sobie idea imperialna (w przeciwieństwie do imperializmu, który jest jedynie próbą narzucenia dominacji poszczególnego państwa narodowego innym w linkowanej powyżej notce.
Imperializm i idea imperialna, przeplatały się ze sobą - jeśli Imperium Rzymskie czy też imperium Karola Wielkiego były zdecydowanie oparte przede wszystkim na idei imperialnej, to od czasu pojawienia się państw narodowych w myśleniu o imperium dominował imperializm. To powoduje, że dziś mamy problem by zobaczyć te dwa pojęcia jako rozłączne, a wręcz wzajemnie sprzeczne. Unia Europejska jest (była?) próbą powrotu do idei imperialnej, w której idea jest transcendentna wobec partykularyzmów i lokalizmów. Nie jest przypadkiem, że zbudowana na imperialistycznym resentymencie współczesna Rosja traktuje EU jako swojego najważniejszego wroga, nie jest również przypadkiem, że to w krajach o mocnych tradycjach kolonialnych (jak Francja czy Wielka Brytania) rosną w siłę ruchy nawołujące do 'niepodległości'. Anty-islamska ale jednak bardzo umiarkowanie any-europejska Pegida (co potwierdza 'Deklaracja Praska') jest tu - moim zdaniem - bytem innego rodzaju, wciąż bardziej imperialnym niż imperialistycznym (choć oczywiście skrajna prawica jest bardzo pluralistyczna i jej różne nurty wchodzą ze sobą w lokalne sojusze, a granice pomiędzy nimi nie zawsze są wyraźne). Francuski Front Narodowy oraz brytyjski obóz nawołujący do wyjścia z Unii Europejskiej (w czerwcu w Wielkiej Brytanii będzie miało miejsce referendum, które może o tym zdecydować) czyli przede wszystkim UKIP oraz prawica Partii Konserwatywnej (choć i na lewicy obecne są głosy za 'niepodległością') opierają swą narrację o marzeniu o 'własnym' imperium. Związki pomiędzy Rosją Putina a narodową europejską prawicą są więc zrozumiałe, choć świadczą o przebiegłości Putina oraz głupocie Europejczyków - po (ewentualnym) upadku EU ani Francuzi ani Anglicy nie odbudują imperium (szczególnie w przypadku Anglików to jest naiwność - po wyjściu z Unii najprawdopodobniej stracą Szkocję a być może w dłużej perspektywie Walię), lecz staną się (słabymi) przedmiotami w rozgrywkach pomiędzy USA, Chinami a przede wszystkim globalnymi korporacjami. Poparcie dla TTIP wśród 'narodowej' prawicy świadczy albo o skrajnej głupocie, albo - co znacznie bardziej prawdopodobne - o tym czyje interesy owa 'narodowa' prawica rzeczywiście reprezentuje.
Przypadek Polski jest ciekawy i wyjątkowo zabawny - narastający anty-europejski resentyment jest ufundowany na zupełnie zafałszowanej pamięci historycznej, na marzeniu o "Wielkiej Polsce" z czasów Jagiellonów, tylko "bez tych wszystkich 'niepolskich mniejszości'" (w Rzeczpospolitej Jagiellonów 'etniczni' Polacy stanowili niewiele ponad 40%). Podobnym ignorantem jest też brytyjski obóz antyeuropejski - Borys Johnson porównujący EU do wizji Europy pod rządami nazistów prawdopodobnie jest tylko cynicznym kłamcą, ale nie można wykluczyć, że przynajmniej w części, Borys wierzy w to co mówi. To zupełnie zakłamane imaginarium, będące podstawą myślenia 'niepodległościowców', jest szczególnie mocne w dyskusji o Brytyjskim Imperium, które jawi się jako wspaniały projekt cywilizacyjny, niosący kaganek oświaty, pokój i dobrobyt wszystkim podbitym ludom (warto poczytać dzienniki Mircea Eliadego - któremu niedaleko było do narodowej prawicy czy wręcz faszyzmu - w których opisuje, z mieszaniną pogardy i obrzydzenia, Anglików mieszkających w kolonialnych Indiach - ignorantów i głupców, zupełnie nierozumiejących miejsca w którym przebywają).
Unia Europejska jest (była?) projektem zbudowania Imperium Europejskiego, projektem opartym na idei imperialnej, projektem w którym słabi nie są poddanymi, projektem 'demokracji państw narodowych'. Trochę jak Republika w Gwiezdnych Wojnach, w której parlamencie były reprezentowane autorytarne królestwa. I to okazało się jej słabością. Narodowe partykularyzmy nie zostały przezwyciężone (co pokazało na przykład upokorzenie Grecji przez Niemcy), biurokracja nie stała się 'granicą instytucją' (choć traktat lizboński szedł we właściwym kierunku), będącą równocześnie na zewnątrz jak i w środku każdej lokalnej (i nie) wspólnoty. Historia świata to historia imperiów - dziś w Europie mamy do wyboru albo zbudować prawdziwe Imperium Europejskie, oparte na uniwersalistycznej i egalitarnej idei imperialnej, albo stać się pionkami w grach światowych imperializmów.
0 Comments

    Archives

    November 2018
    May 2018
    December 2017
    November 2017
    October 2017
    August 2017
    March 2017
    January 2017
    December 2016
    November 2016
    October 2016
    September 2016
    August 2016
    July 2016
    June 2016
    May 2016
    April 2016
    March 2016
    February 2016
    January 2016
    December 2015
    October 2015
    September 2015
    August 2015
    July 2015
    June 2015
    May 2015
    April 2015
    March 2015
    February 2015
    January 2015
    December 2014
    November 2014
    October 2014
    September 2014
    August 2014
    July 2014
    June 2014
    April 2014
    March 2014
    February 2014
    January 2014
    December 2013
    November 2013
    October 2013
    September 2013
    August 2013
    July 2013

    Categories

    All
    Marginalia
    Wyprodukować Rewolucję

    RSS Feed

Proudly powered by Weebly