Dzięki bogini - nie wszystkich.
Choć sam staram się zwalczać rozumienie polityki zaproponowane przez Carla Schmitta, nie znaczy jednak, bym nie rozumiał dlaczego również na lewicy ma on wielu zwolenników. Myśl Schmitta jest (bywa?) myślą przegranych, jest myślą tych, którzy już tylko chcą by ich zostawiono w spokoju (ewentualnie lokalnych satrapów, którzy chcą, by ich zostawiono w spokoju, by mogli do woli dręczyć i zabijać swoich poddanych), myślą ryjówek, schowanych w swoich przytulnych norkach. My jednak chcemy czegoś więcej (my, znaczy ja i Piotrek, który jako nauczyciel biologii - chyba go jeszcze w przyszłym roku nie zwolnią... - dorabiający korepetycjami, marzy o globalnej rewolucji, a nie o wygranej w totka). My chcemy powszechnej zmiany. Nie dla nas jedynie, lecz dla wszystkich. By jednak o takiej zmianie myśleć, musimy znaleźć miejsce w którym można by ją zacząć. My też potrzebujemy przestrzeni poza Systemem - jednak nie po to by się tam schować, lecz by się tam do walki przygotować...
W 'Teorii Partyzanta' (do której będę co jakiś czas pewnie wracał) Carl Schmitt pisze: "the [armed] partisan remains dependent on cooperation with a regular organization". Jakie 'regular organization' mogą być naszym sojusznikiem? Partie polityczne? Kościoły? Zapewne... i do nich też jeszcze wrócimy, dziś jednak pomyślmy o NGOsach, o trzecim sektorze, o tych dziwnych organizacjach, które z jednej strony mogą być koniem trojańskim neoliberalnego imperializmu wśród ruchów społecznych, lecz z drugiej, mogą być miejscem, gdzie nocni bojownicy znajdują swe schronienie w blasku reflektorów czujnych strażników systemu. Jak w niezwykle ciekawym, opublikowanym jeszcze w 2004 roku, tekście 'Creating Spaces of Resistance: Development NGOs and their Clients in Ghana, India and Mexico' pisali Janet G Townsend, Gina Porter i Emma Mawdsley: "NGOs present a fluid, contradictory web of relations, simultaneously approved by the World Bank for their supporting role in strengthening a neoliberal civil society, and endorsed by certain radical activists and revolutionary theorists as making possible an ‘‘insurrection of subjugated knowledges’’". Urzymanie subwersywnej natury NGO nie jest jednak takie łatwe, jak w tymże samym Antipode, w 2007 roku w tekście 'Between Survival and Revolution: Another Community Development System is Possible' pokazuje Robert E. Thibault opisując mechanizmy finansowania określonych organizacji i określonych projektów, w efekcie czego "...liberal foundations have helped shift the ideological landscape of the United States away from anti-capitalism and structural change and toward the avocation of expertise, leadership training, and technical assistance." Ta groźba / tendencja jest bardzo silna również w Polsce, nie tylko jednak ze względu na to kto NGOsy finansuje, lecz przede wszystkim dlatego, że polskie NGOsy (w większości - są chlubne wyjątki, których jednak na wszelki wypadek nie będę wymieniał z nazwy, zbyt dobrze im życzę) same widzą siebie (i są z tego powodu szczęśliwe!) jako organizacje działające nie dla zmiany systemu, lecz dla łagodzenia jego skutków. Musimy bowiem pamiętać z jak przebiegłym wrogiem mamy do czynienia, jak w dalszej części swego tekstu pisze Thibault: "At the present, (a to było jeszcze pisane przed wybuchem kryzysu i przed fazą 'zombie neoliberalizmu') urban neoliberalism is simply not a top-down process, it is a very adaptive process that has the ability to work its way into social policies (housing, human services), both parallel (neocommunitarianism, neocorporatism) and counter (community organizing, social justice) ideologies, and the ways in which social policies are governed.".
Z tego punktu widzenia 'Teoria Partyzanta' powinna jednak być przez nas (krytycznie) czytana. Partyzantka o której pisze Schmitt ma bowiem dwa niezwykle dla nas ważne wymiary - po pierwsze, wspomniane już organizacyjne umocowanie w 'oficjalnych' strukturach, pod drugie partyzantka jest 'telluryczna'. Dla Schmitta partyzant jest związany z tym co ziemskie, lokalne. Jeśli myślimy więc o mieście, o budowaniu miejskiej autonomii, 'Teoria Partyzanta' powinna być dla nas jedną z najważniejszych lektur! Partyzant ma jeszcze jedną, niezwykle dla nas ważna cechę - jest on ideologicznie umocowany w jakimś porządku. Albo jest to porządek z przeszłości ('reakcyjna partyzantka'), albo z innego miejsca (partyzantka komunistyczna w krajach rozwijających się w czasach ZSRR) lub też jest to porządek 'wyobrażony'. W tym ostatnim przypadku, możemy mówić o 'rewolucyjnych partyzantach', którzy i które walczą o świat, którego jeszcze nie ma, ale który można sobie wyobrazić i opisać. Ta cecha partyzantki uzasadnia i pokazuje dlaczego niezbędna jest praca myśli, pokazuje że autonomia, której potrzebujemy nie jako schronienia i ucieczki, lecz jako miejsca przygotowań, istnieje tu-i-nie-tu, istnieje teraz-i-nie-teraz. O tym między innymi będę mówił w Wiedniu.
NGOsy są w stanie - jeśli chcą - być takim miejscem. To zbliża je (może je zbliżać) do ruchów społecznych, w opisywanym przez Alberto Melucciego mechanizmie wytwarzania 'submerged networks', czyli takich przestrzeni / sfer (w sensie metaforycznym raczej niż materialnym) gdzie budują się, niewidoczne dla zewnętrznych obserwatorów, tożsamości i 'języki'. Melucci zwraca uwagę na praktykę codziennego życia, będącą płaszczyzną na której te nowe tożsamości i języki się nadbudowują. Mówiąc wprost - jeśli wiemy kto jest naszym wrogiem, codziennie - pisząc wnioski o granty, negocjując warunki finansowania i pracy - z wrogiem się stykamy, mamy tylko dwie drogi - albo, niemal jak klasyczne ofiary syndromu sztokholmskiego, zaczynamy z naszym wrogiem się utożsamiać (w końcu to są dobrzy ludzie, na dodatek profesjonaliści...), albo przyjmujemy strategię Wallenroda, budując naszą siłę i gniew z przymusu profesjonalnego i 'przyjaznego' współdziałania z naszym wrogiem. Owe 'submerged networks' budują się więc pomiędzy tymi, którzy są po naszej stronie, nawet jeśli siedzą po drugiej stronie barykady. Pytanie oczywiście, w jaki sposób ze strategii partyzanta przejść do strategii rewolucjonisty. Ale o tym innym razem.