contact me:
KRZYSZTOF NAWRATEK
  • Home
  • about
  • blog
  • TEXTS/RECORDINGS

720. NGOsy, 'rewolucyjni partyzanci' i nowy miejski wallenrodyzm

7/17/2013

10 Comments

 
Problem, którym zajmuję się w dwu poprzednich (i będę się zajmował w kilku następnych) notkach dotyczy fundamentalnego - moim zdaniem - pytania o homogeniczność (kwestionowaną przeze mnie bardzo mocno w 'Dziurach...') współczesnego globalnego systemu ekonomicznego. Pytanie jest w gruncie rzeczy banalne - czy jest w tym systemie miejsce na eksperyment, który mógłby zakwestionować sam współczesny, globalny kapitalizm. Jak pisałem w poprzedniej notce, pogrobowcom Delleuzego blisko jest do wiary, że żyjemy w homogenicznej magmie, w której wszystko skleja się ze wszystkim, nie ma przerw, są tylko relacje, które wszystko ze wszystkim łączą. Ta wiara, co ciekawe, jest entuzjastycznie podzielana zarówno przez zwolenników obecnego systemu (i trudno im się dziwić - jak pokazałem w poprzedniej notce, pozwala im to nie dostrzegać wykluczenia i nierówności) jak i przez jego przeciwników.
Dzięki bogini - nie wszystkich.

Choć sam staram się zwalczać rozumienie polityki zaproponowane przez Carla Schmitta, nie znaczy jednak, bym nie rozumiał dlaczego również na lewicy ma on wielu zwolenników. Myśl Schmitta jest (bywa?) myślą przegranych, jest myślą tych, którzy już tylko chcą by ich zostawiono w spokoju (ewentualnie lokalnych satrapów, którzy chcą, by ich zostawiono w spokoju, by mogli do woli dręczyć i zabijać swoich poddanych), myślą ryjówek, schowanych w swoich przytulnych norkach. My jednak chcemy czegoś więcej (my, znaczy ja i Piotrek, który jako nauczyciel biologii - chyba go jeszcze w przyszłym roku nie zwolnią... - dorabiający korepetycjami, marzy o globalnej rewolucji, a nie o wygranej w totka). My chcemy powszechnej zmiany. Nie dla nas jedynie, lecz dla wszystkich. By jednak o takiej zmianie myśleć, musimy znaleźć miejsce w którym można by ją zacząć. My też potrzebujemy przestrzeni poza Systemem - jednak nie po to by się tam schować, lecz by się tam do walki przygotować...

W 'Teorii Partyzanta' (do której będę co jakiś czas pewnie wracał) Carl Schmitt pisze: "the [armed] partisan remains dependent on cooperation with a regular organization". Jakie 'regular organization' mogą być naszym sojusznikiem? Partie polityczne? Kościoły? Zapewne... i do nich też jeszcze wrócimy, dziś jednak pomyślmy o NGOsach, o trzecim sektorze, o tych dziwnych organizacjach, które z jednej strony mogą być koniem trojańskim neoliberalnego imperializmu wśród ruchów społecznych, lecz z drugiej, mogą być miejscem, gdzie nocni bojownicy znajdują swe schronienie w blasku reflektorów czujnych strażników systemu. Jak w niezwykle ciekawym, opublikowanym jeszcze w 2004 roku, tekście 'Creating Spaces of Resistance: Development NGOs and their Clients in Ghana, India and Mexico' pisali Janet G Townsend, Gina Porter i Emma Mawdsley: "NGOs present a fluid, contradictory web of relations, simultaneously approved by the World Bank for their supporting role in strengthening a neoliberal civil society, and endorsed by certain radical activists and revolutionary theorists as making possible an ‘‘insurrection of subjugated knowledges’’". Urzymanie subwersywnej natury NGO nie jest jednak takie łatwe, jak w tymże samym Antipode, w 2007 roku w tekście 'Between Survival and Revolution: Another Community Development System is Possible' pokazuje Robert E. Thibault opisując mechanizmy finansowania określonych organizacji i określonych projektów, w efekcie czego "...liberal foundations have helped shift the ideological landscape of the United States away from anti-capitalism and structural change and toward the avocation of expertise, leadership training, and technical assistance." Ta groźba / tendencja jest bardzo silna również w Polsce, nie tylko jednak ze względu na to kto NGOsy finansuje, lecz przede wszystkim dlatego, że polskie NGOsy (w większości - są chlubne wyjątki, których jednak na wszelki wypadek nie będę wymieniał z nazwy, zbyt dobrze im życzę) same widzą siebie (i są z tego powodu szczęśliwe!) jako organizacje działające nie dla zmiany systemu, lecz dla łagodzenia jego skutków. Musimy bowiem pamiętać z jak przebiegłym wrogiem mamy do czynienia, jak w dalszej części swego tekstu pisze Thibault: "At the present, (a to było jeszcze pisane przed wybuchem kryzysu i przed fazą 'zombie neoliberalizmu') urban neoliberalism is simply not a top-down process, it is a very adaptive process that has the ability to work its way into social policies (housing, human services), both parallel (neocommunitarianism, neocorporatism) and counter (community organizing, social justice) ideologies, and the ways in which social policies are governed.".

Z tego punktu widzenia 'Teoria Partyzanta' powinna jednak być przez nas (krytycznie) czytana. Partyzantka o której pisze Schmitt ma bowiem dwa niezwykle dla nas ważne wymiary - po pierwsze, wspomniane już organizacyjne umocowanie w 'oficjalnych' strukturach, pod drugie partyzantka jest 'telluryczna'. Dla Schmitta partyzant jest związany z tym co ziemskie, lokalne. Jeśli myślimy więc o mieście, o budowaniu miejskiej autonomii, 'Teoria Partyzanta' powinna być dla nas jedną z najważniejszych lektur! Partyzant ma jeszcze jedną, niezwykle dla nas ważna cechę - jest on ideologicznie umocowany w jakimś porządku. Albo jest to porządek z przeszłości ('reakcyjna partyzantka'), albo z innego miejsca (partyzantka komunistyczna w krajach rozwijających się w czasach ZSRR) lub też jest to porządek 'wyobrażony'. W tym ostatnim przypadku, możemy mówić o 'rewolucyjnych partyzantach', którzy i które walczą o świat, którego jeszcze nie ma, ale który można sobie wyobrazić i opisać. Ta cecha partyzantki uzasadnia i pokazuje dlaczego niezbędna jest praca myśli, pokazuje że autonomia, której potrzebujemy nie jako schronienia i ucieczki, lecz jako miejsca przygotowań, istnieje tu-i-nie-tu, istnieje teraz-i-nie-teraz. O tym między innymi będę mówił w Wiedniu.

NGOsy są w stanie - jeśli chcą - być takim miejscem. To zbliża je (może je zbliżać) do ruchów społecznych, w opisywanym przez Alberto Melucciego mechanizmie wytwarzania 'submerged networks', czyli takich przestrzeni / sfer (w sensie metaforycznym raczej niż materialnym) gdzie budują się, niewidoczne dla zewnętrznych obserwatorów, tożsamości i 'języki'. Melucci zwraca uwagę na praktykę codziennego życia, będącą płaszczyzną na której te nowe tożsamości i języki się nadbudowują. Mówiąc wprost - jeśli wiemy kto jest naszym wrogiem, codziennie - pisząc wnioski o granty, negocjując warunki finansowania i pracy - z wrogiem się stykamy, mamy tylko dwie drogi - albo, niemal jak klasyczne ofiary syndromu sztokholmskiego, zaczynamy z naszym wrogiem się utożsamiać (w końcu to są dobrzy ludzie, na dodatek profesjonaliści...), albo przyjmujemy strategię Wallenroda, budując naszą siłę i gniew z przymusu profesjonalnego i 'przyjaznego' współdziałania z naszym wrogiem. Owe 'submerged networks' budują się więc pomiędzy tymi, którzy są po naszej stronie, nawet jeśli siedzą po drugiej stronie barykady.  Pytanie oczywiście, w jaki sposób ze strategii partyzanta przejść do strategii rewolucjonisty. Ale o tym innym razem.
10 Comments
rafał link
7/17/2013 05:38:26 am

W tle, prawie jak w filmie Vinci, gdzie młoda adeptka malarstwa wyrzuca myśliwego z reprodukcji przez co zostaje usunięta z uczelni - w tle, mam wrażenie, bez względu na partyzanta i rewolucjonistę, pobrzmiewa ufność w społ. obywatelskie.

Zanim pojawi się figura partyzanta lub rewolucjonisty, dobrze byłoby jednoznacznie nakreślić to tło. Społ. obywatelskie? Moim zdaniem tylko jednostki obywatelskie.

Reply
krzysztof_nawratek
7/17/2013 05:57:52 am

@Rafał: NGOsy są elementami społeczeństwa obywatelskiego (które w PL w zasadzie nie istnieje), więc to jest takie podwójne hakowanie. Nie bardzo wiem co znaczy 'jednostki obywatelskie'...

Reply
Rafał link
7/17/2013 06:12:16 am

Rzeczywiście SO nie istnieje w PL, za to istnieją jednostki obywatelskie, garstka osób/poszczególni społecznicy/świadomi obywatele, którzy, ale w PL, fundują ułudę społeczeństwa obywatelskiego, na którym wznosi się konstrukcja NGOsów..

Jeżeli NGOsy są elementami społ. obywatelskiego, to w ramach definicji przestają być wiarygodnym elementem fundamentu SO w takich krajach jak PL.

Bo jeżeli tak, to należałoby inaczej zdefiniować NGOsy. Moim zdaniem w oparciu o właśnie termin jednostki obywatelskiej.

Być może coś ominąłem, ale bez tego rozróżnienia nie sposób wprowadzać przynajmniej w perspektywę PL nowych danych typu partyzant, rewolucjonista.

Reply
krzysztof_nawratek
7/17/2013 06:34:21 am

Nie, moim zdaniem istnienie bądź nie SO nie ma znaczenia - w każdym razie dla tego co napisałem i dla 'partyzanta'. Jedynie istnienie NGOsów ma znaczenie - nie ze względu na ich związek z SO, lecz ze względu na ich związek z władzą, z Systemem.

Reply
rafał link
7/17/2013 06:47:57 am

Ok :) przemyślę to, chociaż instynktownie czuję, że pomijanie tego co dzieje się na linii SO-NGOsy albo zakłada, że NGOs potrafił się wyalienować/uniezależnić (wtedy: kiedy, dlaczego, co z tego wynika?) albo jest to formuła (konstrukcja myślowa) derridiańska, która zakłada, że bez względu na zależności, potrafi wyrwać element ze struktury przyczynowo-skutkowej i nadać jemu (temu elementowi) jakąś osobną ontologię.

Zastanowię się i jutro się wypowiem. Dobrej nocy.

krzysztof_nawratek
7/17/2013 07:10:54 am

Tylko jeśli zakładasz, że SO jest istotne. Ja tak nie sądzę, dla mnie SO jest sztucznym neoliberalnym konstruktem, mającym zastąpić prawdziwe, realnie istniejące społeczeństwo.
Ale już późno, więc dobranoc :)

Reply
rafał
7/17/2013 07:36:27 am

Ok, jeszcze przed nocą :) nie sądzisz, że NGOsy są produktem tej neoliberalnej konstrukcji? a jeżeli tak, to stanowią błąd w rozumieniu realnego społeczeństwa. Jak pewnie wiesz w PL pisała o tym np. Agnieszka Graff dobrych kilka lat temu i wydaje mi się, że od tego czasu nic się nie zmieniło. Jakby na gruzach reliktu SO buduje się bezrefleksyjnie formułę NGO na bazie, która po prostu się nie sprawdziła.

A czym jest w takim razie realnie istniejące społeczeństwo? Bo, tutaj będę się upierał, istnieją tylko realne jednostki/liderzy społeczeństwa.

Reply
krzysztof_nawratek
7/17/2013 07:43:23 am

Tak, oczywiście NGOsy są konstruktem, tak jak SO jest neoliberalnym konstruktem. Natomiast gdy piszesz, że istnieją tylko realne jednostki, to brzmisz jak Thatcher ;) i tu oczywiście ja się nie zgodzę. Realnie istniejące społeczeństwo to i rodziny, i sieci, i grupy przyjaciół, i ruchy religijne...i wszystkie organizacje i instytucje też, ofkors... ale tego się nie da zbrykietować w SO, wtedy realnie istniejące społeczeństwo umiera. Jednostki/liderzy nie istnieją bez społeczeństwa, nawet jeśli tylko liderzy potrafią znaleźć język, by przemawiać. Ale to już jest zdecydowanie nie na komć o północy dyskusja :)

Reply
rafał
7/19/2013 06:24:58 am

Wiesz, wydaje mi się, że to nie ma znaczenia czy brzmię jak Thatcher czy Lefebvre. Wydaje mi się (bo się nie upieram :) ), że społeczeństwo w żadnej formule się nie sprawdza.

Chociaż podoba mi się i jest to inspirujący podział, o którym piszesz - rodziny, sieci, grupy różne itd., itp. Ale konstatacja, ze nie ma liderów bez społeczeństwa przypomina mi dyskusję co było pierwsze kura czy jajko.

W każdym razie zastanawiam się, a nie próbuję licytować :) Z moich obserwacji wynika, że poza przenikaniem się tych różnych sfer/grup o których pisałeś w Dziurach w całym, poza konsekwencjami, wynikającymi z tej sieci wpływów/powiązań/korzyści/zależności wynika konstrukcja, która mówi, że bez jednostek/liderów to wszystko się dzieje? Że nie musi być liderów, aby te wpływy/powiązania/korzyści/zależności miały miejsce? (pewnie nie, jasne, ale wtedy jaką mają wartość bez oczywiście wartosciowania - zastanawiam się)

Mieszkam w miasteczku, więc moje obserwacje są dość skromne :) Z mojej perspektywy po prostu jest problem jak to nazwałem jednostek obywatelskich - bez nich wydaje się nie ma nic. Dosłownie. Więc myślę sobie jak ich unicestwić :) bo być może stanowią psychologiczną przeszkodę dla miasta. Gdyby ich zneutralizować, to może ujawniłyby się jakieś ciekawe procesy.

krzysztof_nawratek
7/19/2013 07:27:45 am

Ale ja nie neguję ani istnienia ani potrzeby liderów. Moja wizja społeczeństwa jest inkluzywna ale nie horyzontalna (ktoś mnie ostatnio nazwał 'lewicowym junferystą' hehe). Ja wierzę (i pisałem o tym) w hierarchie. Natomiast bardzo ważne jest otoczenie społeczne - to jest moment w którym się rozjeżdżam z prawicą, która często wierzy w silną jednostkę, traktując otoczenie społeczne jako jakiś stan natury, ignorując całą społeczną _konstruowaną_ infrastrukturę. I tylko o uznanie dla tej infrastruktury mi chodzi.

Może jednak nie unicestwiaj nikogo, co? :)

Reply

Your comment will be posted after it is approved.


Leave a Reply.

    Archives

    November 2022
    July 2021
    June 2021
    March 2021
    February 2021
    November 2018
    May 2018
    December 2017
    November 2017
    October 2017
    August 2017
    March 2017
    January 2017
    December 2016
    November 2016
    October 2016
    September 2016
    August 2016
    July 2016
    June 2016
    May 2016
    April 2016
    March 2016
    February 2016
    January 2016
    December 2015
    October 2015
    September 2015
    August 2015
    July 2015
    June 2015
    May 2015
    April 2015
    March 2015
    February 2015
    January 2015
    December 2014
    November 2014
    October 2014
    September 2014
    August 2014
    July 2014
    June 2014
    April 2014
    March 2014
    February 2014
    January 2014
    December 2013
    November 2013
    October 2013
    September 2013
    August 2013
    July 2013

    Categories

    All
    Marginalia
    Wyprodukować Rewolucję

    RSS Feed

Proudly powered by Weebly