Kapuściński z jednej strony zauważa 'naturalne' rozpoznanie Innego jako warunek kształtowania się własnej tożsamości- starożytne greckie Polis było oparte na geście wydzielenia, mamy więc przeciwstawienie: cywilizacja i Grecy przeciw chaosowi i barbarzyńcom; z drugiej jednak nawiązuje do Tischnera i filozofii dialogu. Dialog może tu być jednak widziany jako opresyjne narzędzie, którego celem jest "wzajemne zrozumienia, celem zrozumienia - wzajemne zbliżenie". Obcość i inność są traktowane jako problem, jako zło. Tu wojenne doświadczenie Levinasa, doświadczenie getta, obozów, drutów kolczastych i napiętnowania jest oczywistym powodem strachu przed obcością. Aldo Vargas Tetmajer opowiadając o sobie również zwraca uwagę na swoje zanurzenie w dwu kulturach i dwu tradycjach (europejskiej i indiańskiej), a nie na swoją (choćby częściową) obcość w nich. Przynależność jest dobra, obcość jest niebezpieczna - powołując się na swą 'indiańską tożsamość' mówi: "...w tradycyjnych społecznościach (...) członkowie nie postrzegają siebie w oderwaniu od wspólnoty. Oderwanie takie często traktowane jest jako kara albo przekleństwo."
Zupełnie inaczej do obcości (a wręcz wrogości) podchodzi Carl Schmitt, gdy w cytowanym przez Jacoba Taubesa (pięknym!) zdaniu pisze: "Wróg jest uformowanym pytaniem, jakie sami sobie stawiamy". Tu nie mamy jedynie niechętnej konstatacji trudnej rzeczywistości (jak w komentarzach Kapuścińskiego na temat starożytnych Greków czy Rzymian), lecz radość z bycia obcym, innym, radość z wrogości. Nie należy się dziwić, że Levinas stoi dokładnie po przeciwnej stronie niż Schmitt - wszak w obozie koncentracyjnym stanęliby oni po dwu różnych stronach płotu.
Myśl Carl Schmitta jest ufundowana na idei podziału i przeciwieństwa, na celebracji różnicy i oddzielenia i choć sama idea zdefiniowania polityki na przeciwieństwie przyjaciel-wróg wydaje się niebezpiecznym uproszczeniem, to wolność by NIE być przyjacielem, by NIE wchodzić w dialog wydaje się wartą rozważenia, szczególnie dziś, w świecie "polityki miłości" i tysięcy "znajomych" na facebooku. Myślenie Schmitta zakłada kształtowanie własnej tożsamości poprzez zetknięcie z Obcym i Innym, wróg dla Schmitta jest pojęciem politycznym (w przeciwieństwie do wroga "teologicznego", którego należy unicestwić) a cała jego myśl stawia sobie za cel utrzymanie Ładu. Jak pokazała jednak historia, dla polityków III Rzeszy subtelności interpretacji myśli Schmitta nie miały znaczenia, a najłatwiejszym sposobem zbudowania nowego ładu wydawało się całkowite unicestwienie ludzi uznanych za wrogów. Znaczenie Obcego dla kształtowania naszej własnej tożsamości wciąż jednak wydaje się atrakcyjne - Aldo Vargas Tetmajer mówi o zachodnich turystach, których podróże do "egzotycznych miejsc" często inspirowane są właśnie chęcią doświadczenia obcości i poprzez to doświadczenie odkrycie w sobie czegoś nowego, ważnego, jakiejś "głębi". Jest w takich podróżach coś strasznie smutnego, jeśli bowiem bez zewnętrznej stymulacji nie jesteśmy w stanie sami się odnaleźć, czy nie znaczy to, że po prostu nic w nas nie ma? Zostawmy takie dywagacje na inną okazję...
Wydaje się, że fundamentalnym błędem Schmitta jest zafiksowanie na "płaskim" (a nie wielowymiarowym) widzeniu świata i relacji społecznych. Podziały i granice są nieprzezwyciężalne, linia na płaszczyźnie rozdziela nie pozostawiając szans na inną konfigurację, tożsamość jest integralną całością. Takie myślenie wydaje się wyrastać z doświadczeń Pierwszej Wojny Światowej, z doświadczenia wojny pozycyjnej i okopu. Jacob Taubes ze swoim żydowskim mesjanizmem i obsesją czasu/historii stanowić może ciekawą próbę rozszerzenia takiego myślenia, ale przezwyciężenie następuje dopiero w feministycznej geografii Doreen Massey, definiującej miejsce ('place') jako konstrukt społecznych interakcji, w myśli podkreślającej efemeryczność i tymczasowość wszelkiej geometrii czy też u Leonie Sandercock z jej ideą "Mongrel City" ("mongrel" to kundel, mieszaniec, w książce Sandercock ma to jak najbardziej pozytywne, admiratywne znaczenie). Myśl Massey a szczególnie Sandercock staje w oczywistej opozycji wobec rozdzielającego gestu Polis.
Postmodernizm transkulturowego miasta czy domaganie się dialogu (na przykład w przypadku "wymuszanej partycypacji") może być tak opresyjny, jak groźne może być kawałkowanie społecznej i przestrzennej tkanki miasta (choćby w postaci niesławnych zamkniętych osiedli). Ziarna prawdy znajdują się i u Schmitta i u Levinasa. Perspektywa inkluzywna nakazywałaby budować taką narrację, która pozwalałaby zachować odrębność, radość bycia Innym i Obcym, otwierałaby jednak możliwości by budować mosty i połączenia. Nie da się tego zrobić pozostając w świecie homogenicznych tożsamości i dwuwymiarowej geometrii. Jeśli jednak zobaczymy człowieka jako "opowieść obudowaną na pustce", jako byt fundamentalnie pluralistyczny, wtedy Obcość i Inność nie są już pojęciami totalizującymi ludzkie tożsamości, lecz stają się przygodnymi właściwościami, które mogą w zależności od kontekstu pojawiać się i zanikać, spełniając dowolne funkcję. Idea granicy/instytucji (która "mediuje pomiędzy fenomenami, a nie całościami") którą wprowadziłem w "Dziurach w Całym" w oparciu o taką właśnie, pluralistyczną wizją świata i człowieka jest oparta.