OSSA KRK 2015 zaczęła się od trzech wykładów. Najpierw Dorota Jędruch w bardzo dobry sposób przybliżyła problemy buntu i sprzeciwu w architekturze, potem ja mówiłem o tym co zawsze, a na końcu Francesco Marullo opowiadał o początkach architektury przemysłowej w Detroit. Jak na Włocha przystało, ramę teoretyczną jego wykładu stanowiła perspektywa operaistyczna, problem w tym, że bardzo niewielu słuchaczy miało pojęcie o czym on do nich rozmawia. Z jednej strony nie można mieć do studentów architektury pretensji, że nie mają pojęcia o teorii walk robotniczych, z drugiej jednak strony, ten brak zainteresowania teorią widać było niemal na każdym kroku. Jak zawsze powtarzam - architekci nie powinni udawać filozofów, lecz brak zaangażowania w teorię skutkuje brakiem języka, brakiem aparatu pojęciowego by o architekturze w sensowny (sensowny z mojego punktu widzenia) sposób mówić. Po raz kolejny przywołam prosty przykład - wszyscy oczywiście posługują się podziałem na przestrzenie prywatne, półprywatne, półpubliczne i publiczne, ale gdy zapytałem czy wiedzą skąd się ten podział bierze i czy ktokolwiek czytał Newmana odpowiedzią było milczenie. To bezkrytyczne przyjmowanie określonych ram pojęciowych powoduje, że architektura zostaje sprowadzona albo do rozwiązywania postawionych przez inwestora / klienta / wykładowce zadań; albo też do efemerycznych gestów, często usprawiedliwianych czy uzasadnianych ich otwartością. Architektura jest więc albo zorientowana na obiekt, albo na performance. Nie twierdzę, że jest w tych podejściach coś złego - twierdzę, że nie wyczerpują one wszystkich możliwości jakie niesie ze sobą architektura*.
W Krakowie zdecydowanie dominowała perspektywa przedstawienia / akcji, uzupełniana produkcją przedmiotów. Bardzo ciekawym przykładem była grupa ZaDarmo. Punktem wyjścia dla ich pracy było z jednej stronie 'zapomnienie' na moment o istnieniu pieniądza (pod hasłem 'nie było Fenicjan') z drugiej strony krytyczna refleksja nad komercjalizacją przestrzeni miejskiej - ze szczególnym uwzględnieniem Krakowa. Najbliżej chyba projekt tej grupy można zobaczyć jako rodzaj bachtinowskiego karnawału - zabawy, która w 'niepoważny' sposób pokazuje, że inny świat jest możliwy. Z jednej strony logika wymiany została zastapiona logiką daru, z drugiej projekt pokazał, że bardzo wiele działań jest wciąż możliwych poza logiką zysku. Zaskakująca była krytyka, z jaką się ten projekt spotkał (że jedynie zamienia to co kapitalistyczne na 'dawane', że banalizuje kwestie prywatyzacji przestrzeni, nie dostrzegając, że prywatyzacja wytwarza również to co publiczne - darmowe toalety czy wifi w centrach handlowych). Moim zdaniem na każdy postawiony zarzut projekt dawał odpowiedź, jednak studenci którzy go wykonali nie posiadali języka, by te odpowiedzi wypowiedzieć.
Ciekawie potoczyła się praca w 'mojej' grupie - lecz efekty również potwierdzają powyższą obserwację. Grupa w pewnym momencie zaproponowała projekt dla uchodźców z Syrii, co okazało się zbyt polityczne dla kilkorga studentów. Zamiast jednak zmuszać ich do zaakceptowania 'syryjskiej' propozycji lub też szukać pomysłu mniej politycznego, zaproponowałem 'wielogłos'. Pojawiły się więc trzy projekty ('trzy głosy'), które zostały umieszczone wewnątrz meta-narracji opowiadającej o konflikcie w grupie. Co ciekawe, podobno pojawiły się plotki, że ja inspirowałem i wzmacniałem konflikt; a przy prezentacji pojawił się zarzut, że owe głosy były w istocie niesprzeczne i że można było je ujednolicić.
Zarówno te plotki (pozbawione podstaw) jak i zarzuty wskazują na zadziwiającą tęsknotę za jednoczącą, niekontrowersyjną narracją. Dwadzieścia pięć lat opowieści o kompromisach (na przykład tzw. 'kompromisie aborcyjnym') zrobiło swoje. Owo marzenie o jedności i niekonfliktowości potwierdzają też znany pogląd o radykalnym konformizmie polskiej młodzieży. Z mojej perspektywy projekt wykonany przez 'moją' grupę był ciekawą próbą wielogłosowej, inkluzywnej perspektywy w jakiej można uprawiać architekturę. Różne głosy nie wchodzą ze sobą w konflikt, lecz stają się częścią większej opowieści. Tę operację należałoby następnie powtórzyć kontynuując ten projekt poza same warsztaty - wkładając go w szerszą narrację dialogu pomiedzy różnymi aktorami. Oczywiście ta perspektywa ma swoje ograniczenia, ale na podstawie podjętej próby myślę, że jest ona bardzo obiecująca (bardziej niż myślałem). Zmusza do wymyślania nowego języka i nowych pojęć, ale daje szansę wyjścia poza obiekt / performance. Mam nadzieję, że przynajmniej dla kilku uczestników/uczestniczek warsztatów to co zrobiliśmy będzie pretekstem do głębszej refleksji i dalszego rozwijania dyskutowanych wątków.
Reasumując - to był interesujący ale jednak dość samotny tydzień (nie liczę tu spotkań z krakowskimi przyjaciółmi - również nowymi, te spotkania i dyskusje były super!). Zapewne jest w tym dużo mojej winy, jak wiadomo jestem opryskliwym i nieprzyjemnym człowiekiem, więc nikt nie chciał sobie psuć wieczoru i próbować ze mną rozmawiać. Mimo wszystko trochę szkoda.
___
* Sporo dobrego zrobił wykład Joanny Erbel - ANT wydaje się dość strawny dla studentów architektury i dość łatwy do zrozumienia i zaadoptowania.