"Dotąd często głosowaliście na mniejsze zło, ale teraz możecie wybrać ludzi takich jak Wy, których obchodzi wspólne dobro, ponad podziałami partyjnymi, ponad lokalnymi układami." Porozumienia Ruchów Miejskich (Polska)
Ponad rok temu napisałem notkę 'Koniec ruchów miejskich' - zawarte właśnie Porozumienie Ruchów Miejskich, zdaje się ją unieważniać. Ja jednak (bo jestem stary i uparty) uważam, że postawione w niej tezy nadal są aktualne, a nawet - że powstanie PRM dowodzi, że miałem rację. Pisałem w niej po pierwsze o roszczeniu RM do apolitycznego uniwersalizmu - w czym (jak świadczą dwa powyższe cytaty) PRM wciąż trwają, zakładałem że RM mają przed sobą trzy ścieżki: pozostanie zasobem ekspertów dla partii politycznych, instytucjonalizacja w NGOsy oraz (co uważałem za najmniej prawdopodobne) utworzenie Partii Miejskiej. PRM jest moim zdaniem próbą pójścia tą trzecią ścieżką - choć jest to ścieżka lekko absurdalna, mamy bowiem do czynienia z próbą zbudowania apolitycznej partii politycznej (Jan Śpiewak użył określenia 'komitety obywatelskie' co ludziom w moim wieku przypomina niestety początek lat 90tych - retoryka używana przez PRM niepokojąco te czasy przypomina. Czym to się skończyło - wszyscy widzimy). Partia to 'część', fragment - PRM z jednej strony twierdzi, że są ludźmi takimi jak my (ale którzy 'my'?) z drugiej zaś odcina się od ludzi z partii politycznych (obawiam się, że ludzie w partiach politycznych są nawet bardziej tacy jak mieszkańcy miast, niż ludzie PRM...) w tym na przykład od Joanny Erbel, która się w PRM nie mogła zmieścić nie tylko dlatego, że nie jest mężczyzną (wiem, to jest zupełnie niepotrzebna złośliwość) ale przede wszystkim tym, ze 'zbrukała się' współpracą z Zielonymi.
Nie znaczy to oczywiście, że nie kibicuję PRM, wręcz przeciwnie - trzymam kciuki i mam nadzieję, że uda im się wprowadzić do Rad miast jak najwięcej radnych. Wtedy i tylko wtedy, plany, deklaracje i ambicje PRM zostaną zweryfikowane. Myślę bowiem, że przez ostatnie lata ludzie 'z okolic' Ruchów Miejskich wytworzyli tak dużą wiedzę dotyczącą miast i ich funkcjonowania (by wspomnieć choćby Anty-bezradnik Przestrzenny), że dalsza produkcja wiedzy musi następować w starciu w rzeczywistością, w procesie sprawowania (lub udziału) we władzy (bardzo ciekawa jest sytuacja w Łodzi, gdzie działacze miejscy weszli w struktury administracyjne miasta). Innowacje w miastach południowo-amerykańskich którymi wielu aktywistów się tak dziś ekscytuje były możliwe tylko dlatego, że postępowe siły (a często po prostu postępowi burmistrzowie) zdobyli w nich władzę i zaczęli tę władzę egzekwować. Kibicuję więc PRM, choć nie wierzę w ową deklarowaną apolityczność, nie wierzę w owo deklarowane istnienie 'ponad lokalnymi układami' - jeśli organizacje zrzeszone w PRM chcą marzyć o wprowadzeniu swych ludzi do rad miasta, muszą stać się częścią lokalnych układów, lub muszą te układy zbudować - będą to po prostu inne układy, oparte o inne elity, inne struktury władzy. Widzę PRM jako byt pre-polityczny, dobrze byłoby, gdyby w pewnym momencie uznanie swojej polityczności nastąpiło - tak jak stało się w Hiszpanii, gdzie (wreszcie!) zaczynają powstawać partie wyrosłe z Ruchu Oburzonych.
Pozostaje oczywiście pytanie, czy PRM może nie być partią, nie degenerując się w ruch technokratów lub ruch frustratów. Czy PRM może stać się tym, czym jest w deklaracjach (przynajmniej części) swoich działaczy - ruchem obywatelskim, istniejącym poza tym co podzielone? (To pytanie zadaje oczywiście jako teoretyk - bez ambicji wpływania na działalność PRM, czy też sugerowania jakichkolwiek konkretnych rozwiązań - zakładając, że ludzie PRM mojego bloga czytają).
W 'Dziurach w Całym' pisałem o granicy/instytucji, o bycie mediującym pomiędzy fragmentami, równocześnie jednak nie roszczącym sobie pretensji do uniwersalizmu, nie twierdzącym, że jest 'ponad'. Taki byt/struktura nie mógłby posiadać tożsamości, musiałby za to posiadać określoną funkcję - musiałby 'inkluzywnie mediować' pomiędzy poszczególnymi fragmentami miasta, pomiędzy różnymi aktorami. Oznacza to oczywiście, że granica/instytucja wyrasta z określonej idei - z przekonania o tym, że podział jest zły, a jedność jest groźna. Granica/instytucja jest więc polityczna, ale jest to zupełnie nowa (anty-Schmittianska) polityczność. PRM nie ma ambicji by granicą/instytucją się stać, od bycia partią polityczną się odcina. Czym więc PRM będzie? By na to pytanie odpowiedzieć, musimy na nich zagłosować. Myślę, że warto spróbować.