Wykład, który powiedziałem w Katowicach i we Wrocławiu dotyczył właśnie odwracania perspektywy. Mówiłem o idei dobra wspólnego - i architektury ufundowanej na tej idei, mówiłem o partyzantach i nomadach. Ci, którzy znają moje ostatnie teksty (między innymi dla Władzy Sądzenia czy Autoportretu) z grubsza wiedzą o co mi chodzi. Jednym z pojęć, które są dla mnie kluczowe jest idea strefy|terytorium, czyli ogółu warunków niezbędnych do ukształtowania się i rozwoju podmiotowości. Przykład Rojava, Zapatystów czy 'zwykłych' skłotów pokazuje, że niekoniecznie musimy mówić o własności przestrzeni, nie uciekniemy jednak od idei ziemi jako punktu oparcia. Jak czytamy w deklaracji ideowej YAJK (Unia Wyzwolenia Kobiet Kurdystanu): “Kobieca ideologia nie może istnieć bez ziemi. Sztuka uprawy ziemi i sztuka produkcji są związane z kobiecym artyzmem. Oznacza to, że fundamentem kobiecej ideologi jest związek z ziemią, na której to wszystko powstaje, innymi słowy, patriotyzm.” Ten patriotyzm jest oczywiście czymś fundamentalnie odmiennym od tego, jak to słowo definiują polscy narodowcy, nie ma nic wspólnego z ksenofobią, co więcej - to patriotyzm, który nie domaga się specjalnego traktowania a nawet własnego państwa. Chodzi tu o odbudowę tego co wspólne - ale jak piszą Hardt i Negri, to co wspólne jest konstruowane przez wspólnotę. A jeśli tak, to nie jest to coś danego raz na zawsze, lecz ciągły proces negocjacji i kreacji, pełen troski i szacunku. I tu możemy wrócić do naszego projektu w Katowicach i wstępnych uwag o specyfice miejskości. Nasz pierwszy komentarz do tego projektu dotyczył języka - uważamy, że zamiast mówić o dzielnicy akademickiej, lepiej znaleźć określenie, które podkreśli heterogeniczność tego miejsca, różnorodność logik, które w tym miejscu działają (ten tekst wkłada moim studentom i mnie w usta słowa, których nie powiedzieliśmy lub też wyrywa je z kontekstu, ale z grubsza opisuje co w Katowicach robiliśmy). To jest obserwacja tego co jest ale również sugestia tego co tam ma być. Nie chodzi o to przecież, by zmusić ludzi, którzy mieszkają w pobliżu uniwersytetu i wyprowadzają swoje psy wzdłuż Rawy, by zostali studentami, lecz by dać im możliwość przyjścia na wykład, posłuchać seminarium (Filozoficzne Wtorki na Wrocławskim Nadodrzu jak słyszałem okazały się sporym sukcesem frekwencyjnym). Nie chodzi jednak znów, by paternalistycznie mówić jedynie o tym co uniwersytet może 'dać' mieszkańcom, ale by szukać możliwości współpracy - na przykład zapraszając emerytowanych górników lubiących majsterkować w piwnicy by wnieśli trochę praktyki w uniwersytet. Obok fragmentów uniwersytetu rozproszonych po okolicy, warto też pozwolić różnym instytucjom i 'logikom' miejskim rozgościć się na terenie uniwersytetu. To oczywiście są propozycje wymagające znacznie więcej myślenia i pracy, niż proste zaoranie istniejących budynków i postawienie nowych. Proste rozwiązania to u korwinistów - w prawdziwym mieście trzeba trochę pogłówkować. Pierwsze efekty pracy moich studentów będziemy mogli pokazać w połowie listopada - mam nadzieję, że będą interesujące i potencjalnie użyteczne dla UŚ i mieszkańców Katowic.
I przy okazji - czy głosujesz w Warszawie czy też nie, przeczytaj Program Miejski kandydatki Zielonych na prezydentkę Warszawy bo warto. Lepszego programu raczej w Polsce nie znajdziecie - w każdym razie, ja się na taki nie natknąłem.