contact me:
KRZYSZTOF NAWRATEK
  • Home
  • about
  • blog
  • TEXTS/RECORDINGS

760. proste, czyli złożone recepty na miasto

10/18/2014

6 Comments

 
Ostatnie dziesięć dni spędziłem z moimi studentami w Katowicach, gdzie na zaproszenie Uniwersytetu Śląskiego zbieraliśmy materiały do projektu strategii rozwoju dzielnicy akademickiej. To jest fascynujący projekt, w którego tle tkwi marzenie o uniwersytecie przyjaznym i otwartym (pisze o tym świetnie prof. Ryszard Koziołek). Jak jednak pokazują (wiem, że to jest zawsze anegdotyczne) komentarze pod tym tekstem, nie wszyscy marzą o tym, by studenci byli blisko nich. Podobne głosy słyszeliśmy zresztą również ze strony niektórych mieszkańców, którzy przede wszystkim chcieliby mieć 'święty spokój'. Istnieje pewien lęk przed studentami, jako grupą która przede wszystkim głośno się bawi, a nie - jak mogłoby się wydawać - się uczy. To nie jest zresztą jedynie polski lęk czy polskie uprzedzenia - podobnie jest w Plymouth, podobnie jest w innych brytyjskich miastach uniwersyteckich. Studenci to nie jest tylko piękno i dobro. Czy to jednak oznacza, że należy miasto ciąć na kawałki, segregując ludzi i funkcje? Z takiego założenia wychodzili nie tylko naziści tworząc getta, nie tylko tylko moderniści segregując funkcję czy niektórzy dziennikarze piszący o 'uwalnianiu miasta z niemiastotwórczej tkanki społecznej'. W mieście mamy jednak o wiele więcej możliwości niż zamknięcie różnych ludzi w jednym pokoju a umieszczaniu ich w getcie. Miasto pozwala na takie mieszanie różnych funkcji i różnych mieszkańców, by z jednej strony zabezpieczać ich intymność (prywatność) a z drugiej by umożliwiać im wchodzenie w interakcje. Miasto jednak to nie tylko budynki i przestrzeń, miasto to również regulacje, prawo, konwencje, kultura. To powoduje, że architekci albo koncentrują się tylko na budynkach - bo na inne rzeczy nie mają wpływu, albo stają się architektami-politykami, by ten wpływ uzyskać. My staramy się lokować gdzieś poza taką dychotomią, staramy się pokazywać architekturę i urbanistykę jako element polityki, element gospodarki i kultury. Nie staramy się zastępować innych aktorów społecznych, lecz wchodzić z nimi w sojusze i sieci. Oczywiście wszyscy to robią, mam jednak wrażenie, że różnica dotyczy świadomości oraz... no cóż, jakby to delikatnie powiedzieć? Tego jak widzimy politykę - czy tylko przez pryzmat interesów poszczególnych polityków i partii czy raczej jako 'roztropną troskę o dobro wspólne' (tak tak, przyznaję się do nieusuwalnego skażenia katolicką nauką społeczną). Projekt w Katowicach jest więc nie tylko pytaniem o 'najlepsze' rozwiązanie, ale przede wszystkim pytaniem o sojusze. Wizja uniwersytetu otwartego i przyjaznego najwyraźniej nie dla wszystkich jest do zaakceptowania. Idą jednak wybory i nagle bardzo wielu kandydatów na prezydentów i radnych zaczyna mówić rzeczy, które brzmią zachęcająco. Być może kłamią, być może jednak zaczynają sami dostrzegać, że model miasta opartego na wielkich inwestycjach jest nie do utrzymania (mówiłem o tym trochę w wywiadzie dla KryPola). Co ciekawe, zarówno w niektórych komentarzach po tym wywiadzie, jak też w pytaniach po dwu wykładach które wygłosiłem ostatnio (w Katowicach i we Wrocławiu) pojawiają się zarzuty o zbyt małą ilość konkretów oraz pytania 'co robić?'. To dziwne, bo przecież to jest dość oczywiste - zmienić perspektywę. Jeśli miasto potrafi wydać miliony na stadion czy budynek centrum konferencyjnego a nie ma pieniędzy na mieszkania komunalne i dopłaty to obiadów dla dzieci, to chyba nie jest problem 'konkretnych planów' tylko właśnie jakiejś ślepoty. Nie jest to zresztą problem polski - nasi studenci 1go roku pracują nad projektem w Londynie. I tam przedstawiciel zarządu jednej z dzielnic mówi dokładnie tym samym (neoliberalnym?) językiem - 'nie mamy pieniędzy dla istniejących małych zakładów pracy, na lokalne centra społeczne czy mieszkania socjalne'; a po dziesięciu minutach - 'musimy w budowę tego osiedla luksusowych mieszkań władować miliony funtów'. Miasta wciąż posiadają grunty, budynki, infrastrukturę; dysponują pieniędzmi z budżetu oraz możliwością nakładania lokalnych podatków. Mają armię urzędników, mają instytucje kultury. To nie jest wielka filozofia, by odwrócić priorytety i zamiast grać na zewnętrznych inwestorów, skupić się na własnych mieszkańcach (i mieszkańcach plug-in, oczywiście).
Wykład, który powiedziałem w Katowicach i we Wrocławiu dotyczył właśnie odwracania perspektywy. Mówiłem o idei dobra wspólnego - i architektury ufundowanej na tej idei, mówiłem o partyzantach i nomadach. Ci, którzy znają moje ostatnie teksty (między innymi dla Władzy Sądzenia czy Autoportretu) z grubsza wiedzą o co mi chodzi. Jednym z pojęć, które są dla mnie kluczowe jest idea strefy|terytorium, czyli ogółu warunków niezbędnych do ukształtowania się i rozwoju podmiotowości. Przykład Rojava, Zapatystów czy 'zwykłych' skłotów pokazuje, że niekoniecznie musimy mówić o własności przestrzeni, nie uciekniemy jednak od idei ziemi jako punktu oparcia. Jak czytamy w deklaracji ideowej
YAJK (Unia Wyzwolenia Kobiet Kurdystanu): “Kobieca ideologia nie może istnieć bez ziemi. Sztuka uprawy ziemi i sztuka produkcji są związane z kobiecym artyzmem. Oznacza to, że fundamentem kobiecej ideologi jest związek z ziemią, na której to wszystko powstaje, innymi słowy, patriotyzm.” Ten patriotyzm jest oczywiście czymś fundamentalnie odmiennym od tego, jak to słowo definiują polscy narodowcy, nie ma nic wspólnego z ksenofobią, co więcej - to patriotyzm, który nie domaga się specjalnego traktowania a nawet własnego państwa. Chodzi tu o odbudowę tego co wspólne - ale jak piszą Hardt i Negri, to co wspólne jest konstruowane przez wspólnotę. A jeśli tak, to nie jest to coś danego raz na zawsze, lecz ciągły proces negocjacji i kreacji, pełen troski i szacunku. I tu możemy wrócić do naszego projektu w Katowicach i wstępnych uwag o specyfice miejskości. Nasz pierwszy komentarz do tego projektu dotyczył języka - uważamy, że zamiast mówić o dzielnicy akademickiej, lepiej znaleźć określenie, które podkreśli heterogeniczność tego miejsca, różnorodność logik, które w tym miejscu działają (ten tekst wkłada moim studentom i mnie w usta słowa, których nie powiedzieliśmy lub też wyrywa je z kontekstu, ale z grubsza opisuje co w Katowicach robiliśmy).  To jest obserwacja tego co jest ale również sugestia tego co tam ma być. Nie chodzi o to przecież, by zmusić ludzi, którzy mieszkają w pobliżu uniwersytetu i wyprowadzają swoje psy wzdłuż Rawy, by zostali studentami, lecz by dać im możliwość przyjścia na wykład, posłuchać seminarium (Filozoficzne Wtorki na Wrocławskim Nadodrzu jak słyszałem okazały się sporym sukcesem frekwencyjnym). Nie chodzi jednak znów, by paternalistycznie mówić jedynie o tym co uniwersytet może 'dać' mieszkańcom, ale by szukać możliwości współpracy - na przykład zapraszając emerytowanych górników lubiących majsterkować w piwnicy by wnieśli trochę praktyki w uniwersytet. Obok fragmentów uniwersytetu rozproszonych po okolicy, warto też pozwolić różnym instytucjom i 'logikom' miejskim rozgościć się na terenie uniwersytetu. To oczywiście są propozycje wymagające znacznie więcej myślenia i pracy, niż proste zaoranie istniejących budynków i postawienie nowych. Proste rozwiązania to u korwinistów - w prawdziwym mieście trzeba trochę pogłówkować. Pierwsze efekty pracy moich studentów będziemy mogli pokazać w połowie listopada - mam nadzieję, że będą interesujące i potencjalnie użyteczne dla UŚ i mieszkańców Katowic.

I przy okazji - czy głosujesz w Warszawie czy też nie, przeczytaj Program Miejski kandydatki Zielonych na prezydentkę Warszawy bo warto. Lepszego programu raczej w Polsce nie znajdziecie - w każdym razie, ja się na taki nie natknąłem.
6 Comments
Marcin
10/18/2014 07:51:07 pm

"Nie chodzi jednak znów, by paternalistycznie mówić jedynie o tym co uniwersytet może 'dać' mieszkańcom, ale by szukać możliwości współpracy - na przykład zapraszając emerytowanych górników lubiących majsterkować w piwnicy by wnieśli trochę praktyki w uniwersytet."

Smutną ironią losu jest, że przepisy dające możliwość dydaktyki akademickiej ludziom spoza systemu naukowego są / pewnie będą stosowane głównie do cięcia kosztów wśród prekariatu i wyprowadzania kasy na prestiżowe wykłady guru biznesu.

Ale taki pomysł ma sens - w jednym z uniwerków (raczej zawodowych, nazwy nie mogę podać) w Australii hackerspace i warsztat akademicki są ściśle powiązane. Anarchiści zyskują wtedy legitymację społeczną, trochę gotówki i stabilizację sprzętu. Akademicy mogą trochę poszaleć, zobaczyć co ludzie robią z ich projektami.

Reply
Krzysztof Nawratek
10/18/2014 08:20:28 pm

Na Śląsku to mogłoby być nawet ciekawsze - po pierwsze nie anarchiści a górnicy + 'inteligencja techniczna', po drugie UŚ jest uniwersytetem nie-technicznym, więc to byłaby prawdziwa rewolucja. Wymagająca przemyślenia programów nauczania na kilku-kilkunastu wydziałach. Ale będziemy myśleć w takim kierunku.
Obiecuję!

Reply
Grzegorz Żądło link
10/18/2014 10:38:43 pm

Miło mi, że przeczytał Pan mój tekst, w którym polemizowałem m.in. z Pana opinią na temat dzielnicy akademickiej w Katowicach i tego, w jakim kierunku powinno pójść jej urządzenie/zagospodarowanie. Znacznie mniej miłe jest jednak porównanie mnie do nazistów. A de facto do tego właśnie sprowadza się fragment Pana tekstu, w którym czytam: "(...) Czy to jednak oznacza, że należy miasto ciąć na kawałki, segregując ludzi i funkcje? Z takiego założenia wychodzili nie tylko naziści tworząc getta, nie tylko tylko moderniści segregując funkcję czy niektórzy dziennikarze piszący o 'uwalnianiu miasta z niemiastotwórczej tkanki społecznej'. Zacznijmy od wiernego cytatu z mojego tekstu, który nieco Pan przekręcił: "Jakkolwiek by to brutalnie nie brzmiało, kwartał został też w dużym stopniu uwolniony z tkanki społecznej, która bynajmniej nie przyczyniała się do centrotwórczej funkcji tego miejsca." Dale piszę, że to eufemizm, bo nie chciałbym nikogo obrażać. Być może nie zna Pan całego kontekstu społecznego i ekonomicznego kwartału Pawła, Wodna, Górnicza. Przez lata było to miejsce, które nazywaliśmy katowickim trójkątem bermudzkim. Przede wszystkim z powodu mieszkających tam ludzi. Znaczną część stanowili Romowie, którzy nie potrafili (jak w wielu innych miejscach w Polsce) zasymilować się z otoczeniem. Wielu innych mieszkańców miało problemy z normalnym funkcjonowaniem w społeczeństwie. Jeszcze do niedawna największą liczbę szyldów w tym kwartale stanowiły reklamy lombardów. To dużo mówi o tkance społecznej tego miejsca. Biorąc to wszystko pod uwagę, ten kwartał właściwie samoczynnie oderwał się od części śródmieścia. Powstało pytanie co z tym zrobić? Liczyć na właścicieli prywatnych kamienic? Oni nie chcieli ich remontować, bo ówcześni lokatorzy nie udźwignęliby podniesionego czynszu, z kolei nikt inny by się tam nie wprowadził. Zapadła więc decyzja urzędników: przeniesiemy większość ludzi z miejskich budynków gdzie indziej, spróbujemy zamienić się z prywatnymi właścicielami na inne nieruchomości, sypiące się budynki zburzymy, resztę wyremontujemy i zbudujemy nowe. Teraz trzeba znaleźć sposób jak to zrobić żeby na budynkach się nie skończyło. Pisze Pan "W mieście mamy jednak o wiele więcej możliwości niż zamknięcie różnych ludzi w jednym pokoju a umieszczaniu ich w getcie. Miasto pozwala na takie mieszanie różnych funkcji i różnych mieszkańców, by z jednej strony zabezpieczać ich intymność (prywatność) a z drugiej by umożliwiać im wchodzenie w interakcje." Dokładnie o tym samym pisałem w swoim tekście. Nie chodzi mi o zbudowanie wydziałów uczelni i akademików i odgrodzenie ich płotem, tak jak to wygląda w katowickiej Ligocie. Uważam, że w tej dzielnicy jest wystarczająco wiele miejsca, żeby stworzyć przyjazne miejsce zarówno dla studentów, jak i dla innych mieszkańców.
Na koniec jeszcze przykład. Wczoraj byłem na koncercie w nowej sali NOSPR. Grała London Symphony Orchestra. Panowie i panie słuchacze elegancko ubrani. Wydawać by się mogło, że to zupełnie inny świat niż towarzystwo, które zbiera się w weekendy na ul. Mariackiej (pewnie miał Pan okazję na nią zajrzeć). A jednak po koncercie przed północą na Mariacką przyszło kilka (może kilkanaście osób) w średnim, a nawet dojrzałym wieku. Ci ,którzy przed chwilą słuchali Panufnika i Schuberta, ubrani w garnitury, muszki i krawaty pili piwo wśród młodych ludzi. Do czego zmierzam. Nową strefę kultury niektórzy też mogliby nazwać pewnego rodzaju gettem dla snobów. Podobnie jak Mariacką gettem dla małolatów i imprezowiczów. A jednak te dwa światy już się przenikają. Tak samo może być w dzielnicy akademickiej.

Reply
Krzysztof Nawratek
10/18/2014 11:30:35 pm

Logika segregacji o której Pan pisze jest obrzydliwa. Język jakiego Pan używa jest na granicy rasizmu. Być może to kwestia pewnej wrażliwości, którą na brytyjskim uniwersytecie wymusza prawo (za taki tekst w UK miałby Pan poważne problemy), której Pan po prostu nie czuje. Jesteśmy w gorącym okresie przedwyborczym i rozumiem, że nie jest Pan w stanie przed tym uciec, ale decydowanie czy nasze propozycje będą wartościowe czy nie _zanim_ one się pojawiły jest chyba trochę nie na miejscu. Przy okazji - to myśmy rozmawiali z właścicielami budynków na tym terenie, podczas gdy władze miasta tej dyskusji unikały - byłbym więc bardzo ostrożny z oceną, kto ten teren rozumie lepiej.

Reply
Grzegorz Żądło
10/18/2014 11:58:03 pm

Mam wrażenie, że nie rozumie Pan albo nie chce Pan (to bardziej prawdopodobne) zrozumieć o czym piszę. Nie dopuszcza Pan, że ktoś może mieć inne zdanie. Nie wiem też jaką logikę segregacji mi Pan zarzuca? Chodzi o to, że napisałem prawdę o nieasymilowaniu się w wielu Polskich miastach Romów z innymi mieszkańcami? Być może w UK tego problemu nie ma, u nas jest. Insynuuje Pan, że moje poglądy i opinie mają związek ze zbliżającymi się wyborami. Nie może Pan wiedzieć, że o kwartale Pawła, Wodna, Górnicza pisałem w Dzienniku Zachodnim (moim poprzednim miejscu pracy) przed poprzednimi wyborami i jeszcze przed wcześniejszymi. Śledziłem każdą informację na ten temat (jeśli będzie Pan zainteresowany mogę podesłać kilka linków) Opisywałem każdy pomysł, który wnosił coś do dyskusji na ten temat. Oczekuję przynajmniej, że nie będzie Pan manipulować fragmentami tekstu, który napisałem. A robi Pan to pisząc: "decydowanie czy nasze propozycje będą wartościowe czy nie _zanim_ one się pojawiły jest chyba trochę nie na miejscu". Nie napisałem, ani tym bardziej nie zdecydowałem (ja nie mam tu nic do gadania), że propozycje Pana studentów nie będą wartościowe. Przeciwnie, napisałem, że " Teraz studenci będą pracować w Wielkiej Brytanii nad kilkoma koncepcjami urbanistycznymi dla dzielnicy akademickiej. Oczywiście warto będzie się z nimi zapoznać (...)".Podtrzymuję jednak swoje zdanie, że nie może to być decydujący głos w tej sprawie. I jeszcze jedno. Nie jestem adwokatem miasta, przeciwnie uważam, że w sprawie tego kwartału urząd działa zdecydowanie za wolno. Niemniej pisząc, że urzędnicy rozmawiali i rozmawiają z prywatnymi właścicielami na temat m.in. zamiany budynków opieram się na sprawdzonych informacjach.

Reply
Krzysztof Nawratek
10/19/2014 12:09:19 am

Potwierdza Pan to w co zawsze wierzyłem - niektórym ludziom należy po prostu pozwolić mówić. Dziękuję.

Reply

Your comment will be posted after it is approved.


Leave a Reply.

    Archives

    November 2018
    May 2018
    December 2017
    November 2017
    October 2017
    August 2017
    March 2017
    January 2017
    December 2016
    November 2016
    October 2016
    September 2016
    August 2016
    July 2016
    June 2016
    May 2016
    April 2016
    March 2016
    February 2016
    January 2016
    December 2015
    October 2015
    September 2015
    August 2015
    July 2015
    June 2015
    May 2015
    April 2015
    March 2015
    February 2015
    January 2015
    December 2014
    November 2014
    October 2014
    September 2014
    August 2014
    July 2014
    June 2014
    April 2014
    March 2014
    February 2014
    January 2014
    December 2013
    November 2013
    October 2013
    September 2013
    August 2013
    July 2013

    Categories

    All
    Marginalia
    Wyprodukować Rewolucję

    RSS Feed

Proudly powered by Weebly