Z drugiej strony, najbliższe wybory samorządowe a potem parlamentarne, to będą ostatnie wybory POPiSowe. Zmęczenie tymi dwoma blokami zaczyna być oczywiste, głosowanie na plemiona jest fajne, dopóki to za dużo nie kosztuje i do czasu, gdy nie musimy się za swe plemiona wstydzić. Duma z głosowania dziś na Kaczyńskiego czy Kopacz wydaje się perwersją. Jeśli więc mogę sobie pofantazjować, to dekompozycja dwóch głównych partii wydaje mi się nieunikniona. A jeśli tak, co po POPiSie?
Przez ostatnie 25 lat, jednym z najważniejszych - a może wprost najważniejszym - aktorów w polskiej polityce był (i jest) kościół katolicki. Nie tylko jako instytucja, która wymusza na państwie coraz to nowe koncesje, jednocześnie zazdrośnie broniąc swej 'niezależności' i 'apolityczności' (by wspomnieć choćby ostatnie wybryki Rydzyka czy list pasterski biskupa Dydycza z zeszłorocznych Zaduszek), ale przede wszystkim jako punkt odniesienia. To jest jakoś tam niezwykłe, że to nie kwestie organizacji państwa, ekonomii czy kwestie polityki zagranicznej organizują polską politykę, lecz stosunek do kościoła i katolicyzmu. Warto też zauważyć, że sam kk i polski katolicyzm ewoluuje - ciągnąc za sobą cały kraj. A może nie ewoluuje, może zawsze był taki, tylko ja inną jego twarz w latach 80tych dostrzegałem? Ksiądz Popiełuszko nie tylko został zamordowany przez PRLowską służbę bezpieczeństwa, ale też nigdy (póki żył) nie był specjalnie popularny wśród hierarchów. Ale być może ksiądz Popiełuszko dziś miałby audycję w Radiu Maryja, a ten obraz kościoła, który trzymam w pamięci to zwykła nostalgia za straconą młodością... Tak czy siak, dziś kk organizuje w Polsce politykę. PiS wierzy, że bez kk i katolicyzmu Polska jest zgubiona, PO, SLD i PSL uważają, że jeśli narażą się za bardzo kk to przegrają wybory.
Od pewnego jednak czasu zaufanie do kk maleje, nawet radykalni katolicy bywają antyklerykalni, myślę, że w perspektywie 4/8 lat kk przestanie pełnić tę rolę w polskiej polityce, jaką pełni dziś. Katolicyzm jednak nie zniknie, pewne struktury symboliczne organizujące polityczne odruchy Polaków zostały bardzo mocno wpisane w narodową psyche i nadal tymi odruchami będą zawiadywać. Dziś więc nadal pytanie o to, czym jest / staje się polski katolicyzm jest fundamentalne, by zrozumieć przyszłość polskiej polityki. Agata Bielik Robson napisała bardzo dobry tekst o późnych pismach Kołakowskiego, zarysowując bardzo wyraźną różnicę pomiędzy 'chrześcijaństwem doczesnej miłości' a 'chrześcijaństwem apokaliptycznego sądu'. To pękniecie widać, gdy porówna się na przykład publicystykę pisma Kontakt z publicystyką pisma Fronda czy 44. Ten podział moim zdaniem nie zniknie, będzie coraz wyraźniejszy, mając jednak coraz mniej wspólnego z wiarą czy religią. To pęknięcie sprowadzić można do dwu fundamentalnych kwestii - do pytania o relację wspólnota-jednostka; oraz do pytania o źródło regulacji organizujących życie społeczne. Moim zdaniem, mamy więc cztery główne wyobrażanie o świecie, które będą organizować polską politykę w przyszłości (a powoli już zaczynają organizować ją i dziś):
- samotna heroiczna jednostka kieruje się na Ziemi 'prawem wyższym'
- samotna heroiczna jednostka sama ustanawia prawo dla siebie
- osoba (a więc człowiek we wspólnocie) kieruje się na Ziemi 'prawem wyższym'
- osoba negocjuje z innymi osobami (i ze 'światem', również tym nie-ludzkim) prawa dla - zawsze negocjowanej - wspólnoty.
Jak napisałem, te cztery 'modele polityczności' już są w Polsce obecne, 'wykonawcy' są jednak zbyt słabi i/lub śmieszni by nadawać ton debacie tu i teraz. To jednak się zmieni. Model pierwszy to oczywiście prawica korwinowców. Sam JKM ma już swoje lata, w perspektywie 4/8 lat przestanie się w polityce liczyć, pojawią się jednak nowi liderzy, którzy ten nurt będą rozwijać. Spora część PO w ten nurt się bez problemu wpisze, doskonale pasują tu również gowinowcy.
Model drugi to palikociarze. 10% które RP zdobył, nie było tylko głosem protestu, spora część jego wyborców naprawdę uwierzyła w jego antyklerykalny indywidualizm. To że Palikot zmarnował to poparcie, jest winą jego własnej słabości i głupoty. Część dzisiejszych korwinowców w ów post-palikocizm się wpisze, dołączą do nich cyniczni post-SLDowcy i część środowisk liberalnych (Gazeta Wyborcza) i feministycznych (Magdalena Środa?).
Trzeci model wyrośnie z PiSu i RN. Dziś RN to przede wszystkim kibole prowadzeni przez miernoty, ale prędzej czy później pojawią się tam liderzy, z którymi trzeba będzie się liczyć. Ten model będzie łączył prawdziwych wierzących z cynikami, dla których religia jest tylko narzędziem władzy (podejrzewam, że prawie cały polski episkopat do tej drugiej grupy się dziś zalicza). Dołączą do niego również 'konserwatyści PO'. Zdecydowanie do grupy cyników.
Wreszcie model czwarty, dziś zdecydowanie najsłabszy to rozproszone środowiska lewicy (Zieloni, RSS, środowisko Obywatela, Nowych Peryferii i Kontaktu, środowiska feministyczne dla których symbolem może stać się Agnieszka Graff), jakieś niedobitki z SLD czy jednostki z PO. Nie wykluczałbym również konwersji ze 'społecznego skrzydła PiS'.
Z wielu powodów, dobrze by było, gdyby taki podział polskiej sceny politycznej nastąpił raczej wcześniej niż później. Odejście Tuska i - nieuchronne - odejście (przynajmniej z polityki) Kaczyńskiego, Korwina i Millera otworzą możliwość zmiany. Czy pojawią się polityczne organizacje, które będą w stanie odwołać się w przekonujący sposób do czterech modelów zarysowanych przeze mnie modeli politycznej wyobraźni? Nic na świecie nie jest pewne ani przesądzone. Fantazja jest jednak elementem politycznej praktyki - pomyśleć przyszłość, to trochę ją przybliżyć.