Odpowiedzi, jakie dają moi studenci są różne, ale wszyscy zgadzamy się, że rola uniwersytetu powinna być w mieście kluczowa - to tu powinno się myśleć o przyszłości nie w perspektywie wyborczej czterolatki, nie w wymiarze interesów poszczególnych grup i koterii, lecz w interesie miasta i regionu. W takiej perspektywie UŚ staje się przestrzenią demokratycznego wytwarzania wiedzy społecznie użytecznej, przestrzenią, w której nie tylko się myśli, ale w której się owe myśli testuje.
Dlatego też Lizzie, Eleni, Kasia i Ben (w najbardziej dopracowanym na tym etapie projekcie, tutaj też wersja polskojęzyczna, jednak tłumaczenie nie jest idealne) zadają pytanie o Śląsk bez węgla, o Śląsk, który nadal jest producentem energii, ale z innych (nie tylko odnawialnych) źródeł. UŚ nie jest uniwersytetem technicznym, nie można spodziewać się, by historycy literatury zaangażowali się w badania nad źródłami geotermalnymi, choć wydziały fizyki, chemii czy biotechnologii mogłyby bardzo ciekawe badania dotyczących nowych źródeł energii prowadzić. Można zobaczyć uniwersytet, który myśli i eksperymentuje z kulturą i strukturami społecznymi jakie na takim 'po-węglowym' Śląsku będą powstawać. To czym jest Śląsk dziś, to przecież bardzo świeża, najwyżej 200 letnia tradycja - czym będzie Śląsk w 2050? 2100? Warto o tym myśleć już dziś.
Alex, Andy i Adam nie czekają na to, co przyniesie przyszłość. Z przerażeniem czytali statystyki dotyczące zatrudnienia na Śląsku, w których pod warstwą optymistycznych zapewnień o małym bezrobociu kryje się przerażająca prawda o ponad 65% zatrudnieniu młodych ludzi na umowach śmieciowych. Prekariat nie jest pojęciem im obcym, również dlatego, ze prekarne życie grozi i im. W swoim projekcie widzą więc uniwersytet jako instytucję zdolną pomóc swoim studentom, by jako absolwenci losu prakariuszy uniknęli. Uniwersytet staje się w ich wizji instytucją wspierającą tworzenie spółdzielni, które byłyby szansą na bardziej stabilne wejście w dorosłe życie. Co ciekawe, nie unikają oni gry z prywatnym kapitałem (na przykład oddając mu budowę akademików), robią to jednak by zdobyć fundusze potrzebne na pomoc studentom w tworzeniu nowych, stabilnych i bardziej innowacyjnych miejsc pracy. Model ten trochę przypomina w założeniu model duński czy szwedzki - nie walczmy z kapitałem i kapitalizmem, starajmy się go wykorzystywać dla dobra społecznego.
Z podobnego założenia - o potrzebie zaangażowania uniwersytetu w tworzenie nowych miejsc pracy dla swoich absolwentów - wyszły też Men i Xin Yi. Ich projekt zakłada ściślejszy związek z lokalnymi przedsiębiorcami oraz znaczne dogęszczenie zabudowy terenów obecnie zajmowanych przez UŚ, wprowadzanie tam funkcji miejskich, w tym mieszkalnych.
O dogęszczeniu zabudowy oraz tworzeniu miejsc pracy mówi też projekt Magdy, Anny i Nathana. Proponują oni - trochę w nawiązaniu do tradycji Śląska, którą zniszczył PRL - utworzenia rodzaju 'bufora', albo raczej 'interfejsu' pomiędzy UŚ a miastem, w postaci NGOsów (stowarzyszeń), które w Katowicach i na Śląsku działają. Projekt zakłada więc z jednej strony instytucjonalne otwarcie UŚ na współpracę z organizacjami 'trzeciego sektora', z drugiej strony fizyczne i przestrzenne 'mieszanie' uniwersytetu z innymi funkcjami. Pomysł jest o tyle fascynujący, że nie tylko zakłada, że NGOsy będą 'przysposabiać' studentów do rynku pracy, ale - co chyba ważniejsze - będą uczyć ich współpracy i obywatelskiej odpowiedzialności.
Morton, Ju-Ee, Yida i Ben skoncentrowali się na samym uniwersytecie, proponując jego instytucjonalną i przestrzenną ewolucję w kierunku 'przestrzeni wytwarzających innowacje'. Wbrew pozorom, nie jest to architektoniczna, deterministyczna utopia - wzmacnianie synergii sprzyjających powstawanie innowacji poprzez odpowiednie mieszanie ludzi i aktywności jest możliwe. Projekt ten, choć w pierwszym etapie wydaje się dość introwertyczny, ma w sobie potencjał zaangażowania UŚ w skali miasta.
Ben, Elise, Matt i Jason postanowili zmierzyć się wprost z literalnie rozumianą deklaracją profesora Koziołka - z procesem wytwarzania dobra wspólnego (ich krótki filmik o samym projekcie nie mówi nic - jest jedynie impresją na temat Katowic tak jak oni je zobaczyli, więc musicie mi uwierzyć na słowo). Na tym etapie projekt jest jeszcze niespójny - usiłuje z jednej strony grać z rożnego rodzaju miejskimi nieużytkami, potencjalnie stając się strategią zwiększania efektywności funkcjonowania obecnego systemu (co samo w sobie nie jest złe), lecz z drugiej strony ma ambitniejsze cele, zmierzając do stworzenia mechanizmów emancypacji i zwiększania partycypacji w życiu miasta grup i środowisk marginalizowanych i słabych. Projekt zakłada działania zarówno w przestrzeni (pustostany, nieużytki etc.) jak i wykorzystanie internetu jako przestrzeni wymiany informacji, a także - oczywiście - zaangażowanie uniwersytetu.
Wszystkie te projekty idą więc dalej niż deklaracje profesora Koziołka - nie mówimy tylko o przestrzeni różnorodności i dialogu, mówimy: niech uniwersytet weźmie odpowiedzialność za Katowice, niech weźmie odpowiedzialność za Śląsk. Za mieszkańców i studentów. Za przyszłość. Jest instytucją, której powołaniem jest dążenie do prawdy, jest przygotowywanie studentów do bycia odpowiedzialnymi, zaangażowanymi obywatelami. Widzimy więc UŚ nie jako maszynkę do produkcji dyplomów, nie jako integralny element neoliberalnej struktury wytwarzającej posłusznych pracowników / niewolników systemu, lecz jako instytucję zdolną wyjść poza istniejący paradygmat, instytucję prawdziwie budującą dobro wspólne i wspólną, lepszą, przyszłość. Czy jesteśmy niepoprawnymi naiwniakami? Wierzymy, że nie. Ludzie, których spotkaliśmy w Katowicach natchnęli nas nadzieją i optymizmem, że inny, lepszy świat jest możliwy.