Jeśli skorygujemy to fundamentalnie błędne założenie, (niemal) cały tok rozumowania Makowskiego rozpada się w palcach. Lewica oczywiście potrafi mówić i jako jedyna mówi o tym co rzeczywiście ważne i dotyka istoty problemów Polski - czy robi w formie nowej książki Janka Sowy czy w formie memów wypuszczanych przez Razem. Jedyny moment, w którym Makowski się nie myli, to wtedy, gdy stwierdza, że Polacy lewicy po prostu nie chcą. Jednak jego rada, by lewica przestała się nazywać lewicą jest błędna - nie można tego zrobić, pozostając lewicą. Jakakolwiek próba 'zmiany języka' się nie powiedzie, bo Polacy chcą rozmawiać o ciepłej wodzie w kranie lub o Smoleńsku, nie chcą o państwie i unikaniu płacenia podatków. Polacy państwa nie lubią i mu nie ufają - gdy ktoś nie płaci podatków to znaczy, że jest sprytny i należy mu bić brawo. Polacy (Polacy-katolicy) pogardzają słabymi - jak się komuś nie wiedzie, to jego/jej wina, jeszcze mu się kopniak należy, a co! Takie społeczeństwo żadnej lewicy słuchać nie będzie, do takiego społeczeństwa przemówi język siły i pogardy, język, jakim już mówi skrajna prawica. Lewica oczywiście może próbować mówić językiem walki klas, ale taki język w prekarnym społeczeństwie też nie będzie słuchany - prekariat nie jest w stanie stać się samoświadomą klasą społeczną rozumiejącą swoje interesy bez odwołania się do nadrzędnej instytucji państwa. A państwa - jak napisałem powyżej - Polacy nie lubią.
Pozostają więc nieśmiałe próby anarcho-pozytywizmu, jakieś kooperatywy zakładane przez zniechęconych post-korporacyjnych hipsterów, jakieś heroiczne próby budowanie demokratycznych związków zawodowych, jakieś ruchy miejskie, które się właśnie od lewicy tak mocno odcinały, że niewiele z nich zostało. Tu walka przeciwko czyścicielom kamienic, tam o godną płacę i pracę dla personelu pomocniczego na uniwersytetach. Te wszystkie walki mają jednak w sobie lewicowy rdzeń i chcąc nie chcąc lewicowym językiem i logiką się posługują. I to trzeba mówić głośno i bez wstydu. To oczywiście jest orka na ugorze i nie ma żadnej gwarancji, że pewnego dnia ci którzy w Polsce będą się do lewicy przyznawać nie będą musieli spod rządów RN+KORWIN uciekać. A jednak chyba nie ma innego wyjścia. Mnie samego oczywiście kusi czasami, by się od lewicy zdecydowanym ruchem odciąć (szczególnie w takich momentach, jak ten, gdy koleżanki i koledzy zaczynają flirtować z faszystowskim reżimem Korei Północnej), tylko co nam wtedy pozostanie? Wewnętrzna emigracja? Na podstawowym poziomie różnicę pomiędzy wyznawcami kapitalizmu a jego mniej lub bardziej zdecydowanymi przeciwnikami widzę w wizji człowieka. Kapitalistyczna antropologia to konkurujące jednostki - 'nasza' widzi raczej współpracujące osoby (oczywiście na 'osoby' się moi drodzy marksistowscy towarzysze obruszą, niech więc sobie wstawią co im pasuje). Współpraca i solidarność, współ-odczuwanie nie pozwalają nam pozostawać samotnymi. Nie możemy więc uciekać na wewnętrzną emigracje nie zdradzając samych siebie. To jest droga ezoterycznej prawicy, nie nasza. Nic mnie nie zmusi do entuzjastycznego popierania idiotycznych pomysłów i zachowań kolegów i koleżanek na lewicy, ale to wciąż są moje koleżanki i koledzy, towarzysze i towarzyszki. Nie muszę się z nimi zawsze zgadzać, nie muszę ich specjalnie lubić, ale nie będę się od nich zbyt zdecydowanie odcinał. Bo robią sporo dobrego i wtedy będę podkreślał, że to właśnie jest lewica. Nie tylko zresztą oni i one - 'zbawienie jest i poza kościołem' - i ludziom PiS i PO czasami zdarzy się coś lewicowego powiedzieć i zaproponować. Będę im to wyciągał, bo to co dobre i piękne jest lewicowe. Razem damy radę! Może nie dziś, może nie w tym pokoleniu. Prędzej czy później jednak wybór będzie oczywisty - lewica albo faszyzm. Lepiej wybrać już dziś.