Czytałem sobie ostatnio tekst młodego Althussera 'The International of Decent Feelings', napisany w 1946 roku gdy Althusser wciąż uważał się za katolika ale już zaczął sympatyzować z partią komunistyczną (do której wstąpił dwa lata później). Tekst jest dość ostrym atakiem na 'lewicowych humanistów' - jak Albert Camus czy Emmanuel Mounier. Althusser krytykuje ich egalitarny humanizm(?), w ktorym rozmywają się mordercy i mordowani, opresjonowani i oprawcy, wojownicy wolności i heroldzi zniewolenia. Tym, co pozwala 'humanistom' mówić o ludzkości jako całości, jest strach - strach przed wojną atomową, przed unicestwieniem. Althusser słusznie pokazuje, że strach dotyczy przyszłości, tego, co nie istnieje (lub istnieje tylko w głowach tych, którzy się boją) i z tego powodu bardzo trudno się z niego wyzwolić. W przeciwieństwie do opresji, która jest tu i teraz, którą można zdefiniować, a przez to się z nią mierzyć. Althusser krytykuje też europejską lewicę, która tak bardzo starała się być konsyliacyjna, że stała się wręcz prokapitalistyczna. Przypominam - tekst jest z 1946 roku, a nie z czasów triumfu 'trzeciej drogi'. Oczywiście z dzisiejszej perspektywy możemy się z tą krytyką zgodzić, możemy widzieć postawę powojennej europejskiej socjaldemokracji jako zapowiedź klęsk i zdrad po roku 1989, jest to jednak perspektywa ahistoryczna, a więc po prostu błędna. Jeśli widzimy postawę socjaldemokracji z lat czterdziestych jako zapowiedź tego co stało się później, to powinniśmy również zobaczyć drugą stronę - Althusser nie pisze o ZSRR, ale jednoznacznie sugeruje, że to właśnie tam 'na Wschodzie' istnieje prawdziwa lewica, lewica wykuwająca swą tożsamość w walce klas. No i co z tej lewicy dziś zostało? Jeden z najbardziej obrzydliwych i opresyjnych systemów oligarchicznego kapitalizmu.
Tekst Althussera jest interesujący, bo próbuje odrzucić wszystko, co później stało u podstaw 'humanistycznego marksizmu', sprowadzając politykę jedynie do kwestii klasowych. Gdy więc dziś moi drodzy koledzy reagują nerwowo na generalizujące 'Polacy' pisząc o 'myśleniu Marksem' i siłach klasowych wydaje mi się, że cofają się na pozycje, z których w latach czterdziestych lewicowi intelektualiści rozpoczynali flirt z komunizmem. Pisząc 'Polacy' nie piszę przecież o jakiejś 'istocię bycia Polakiem' czy o 'charakterze narodowym' lecz o tym wyobrażonym bycie, do którego się wszyscy w taki lub inny sposób odwołujemy tu i teraz.
Gdy Jan Sowa opublikował 'Fantomowe Ciało Króla', napisałem, że to jest 'prawicowa książka', widząc inspiracje nie tylko u Róży Luxemburg ale też wśród myślicieli wczesnej endecji. Tym, co w endecji było interesujące (i co robił również na przykład Brzozowski a później Gombrowicz) była refleksja nad polskością. Jaka to była refleksja to kwestia na osobną dyskusję, lecz próba zrozumienia kim byli Polacy u zarania XX wieku jest warta uwagi. Takiej dyskusji - moim zdaniem - wciąż brakuje dziś. Oczywiście ona się pojawia - czy to właśnie u Sowy, czy u Ledera, pojawia się też na prawicy, w okolicach Klubu Jagiellońskiego. Wciąż jednak jest tej dyskusji zbyt mało i jest ona pozbawiona - moim zdaniem, powtórzę - chęci zmierzena się z ową polskością początku XXI wieku. Tym co mnie zawsze łączyło z Jadwigą Staniszkis było przekonanie o potrzebie 'wymyślania się na nowo' przez społeczeństwo, które chce poważnie mierzyć się z własnymi problemami.
Pisząc 'Polacy nienawidzą' chciałem rozpocząć dyskusję o tym kim jesteśmy dziś, tu i teraz jako zbiorowość. Do takiej dyskusji nie wystarczy aparat narzędziowi klasycznego marksizmu, potrzeba tu znacznie subtelniejszych metod psychologii społecznej, zanurzonej w socjologii i analizach historycznych. Taka dyskusja jednak nie na wiele się przyda, jeśli nie będziemy stawiali sobie celu by 'wymyślić Polską na nowo'. To stara się robić w swojej najnowszej książce Sowa i chwała mu za to (choć mam do jego ksiażki trochę wątpliwości i uwag) i to wydaje mi się dziś zadaniem dla lewicowych intelektualistów. Nie czas na usprawiedliwianie Polaków mechanizmami globalnej gospodarki, której są / jesteśmy ofiarami - jest jakiś dziwny strach wśród młodej (patriotycznej) polskiej lewicy by pisac krytycznie o Polakach, strach biorący się chyba z próby odcięcia się od narracji, którą przez lata raczyła nas Gazeta Wyborcza. Również zazdrość wobec populistycznej prawicy, która schebiając najprostszym, najbardziej prymitywnym odruchom zbudowała sobie poparcie. Polityki w długim horyzoncie, takiej polityki, k†óra rzeczywiście coś znaczy, nie buduje się na pochlebstwach i strachu. Współczesna lewicowa polityka musi być zbudowana na - czasem brutalnie szczerej - diagnozie tego kim dziś są i jak działają 'Polacy'. Nienawiść, agresja i zawiść są w mojej ojczyźnie obecne i łatwo ich doświadczyć w codziennym życiu. Dlaczego tak jest i jak to zmienić - oto pytania, które należałoby zadać po lapidarnym 'Polacy nienawidzą'. Nawet jeśli naraża to na oskarżenie o paternalizm.