Ta perspektywa wydaje mi się jednak fundamentalnie błędna (i mimo wszystko szkodliwa). Oczywiście, moje dwunastoletnie przebywanie poza Polską dostarcza mi jedynie dowodów anegdotycznych, ale czym dłużej patrzę na Polskę z zewnątrz, tym mniej widzę na czym wyjątkowość tego kraju miałaby polegać. Nie ma niczego, co mogłoby stanowić o jakimś specyficznie polskim projekcie cywilizacyjnym - są jedynie jakieś mikro-tożsamościowe narracje, które generalnie sprowadzają się do zdefiniowania polskości jako 'nie-niepolskości'. Jak mówi K. (trochę żartem, a trochę nie), Polskę definiują duchy innych kultur i innych narodów. Są to jednak pewne łagodne skrzywienia systemów wartości ('prawicowa' Polska niczym się specjalnie nie różni od putinowskiej Rosji; 'liberalna' Polska mogłaby się nie najgorzej wpisać w Republikę Czeską, 'lewicowa' Polska rozłazi się po lewicach hiszpańskich, brytyjskich czy szkockich). To jest strasznie śmieszne, gdy obserwuje się 30to letnie liberalno-lewicowe elity intelektualne polskiego prekariatu, którym wydaje się, że są nerdami z amerykańskich filmów dla nastolatków.
Nie ma więc nic specyficznie polskiego, nie ma żadnego poważnego intelektualnie czy cywilizacyjnie projektu, który z Polski w ostatnich kilkuset latach by wyszedł. Zdarzają się oczywiście błyski geniuszu (jak matematycy ze Lwowa), ale to są absolutne przypadki - kilkanaście osób, przez kilka lat działających razem - by potem zostać wymordowanymi albo wygnanymi. To jest zresztą kolejny problem - Polska dziś jest kadłubkiem tego czym Polska była przez stulecia. I jeśli przez moment ten wielokulturowy twór mógł wytworzyć pewną unikalność (szansę tą zmarnował) to dziś wydaje mi się, że nie ma żadnych możliwości, by cokolwiek ważnego z Polski (jako pewnej całości) wyszło.
Polska jest więc pewnym sentymentalnym fantazmatem, innym dla każdego z nas. Dającym nam lokalną, przed-polityczną tożsamość (trochę w taki sam sposób jak Śląsk opisywany przez Twardocha), która jednak nie ma żadnego większego znaczenia. Jako anegdotkę opowiadam moim studentom (z Indii, Chin, Malezji, Wielkiej Brytanii czy Sudanu), że najpoważniejszy szok kulturowy przeżyłem na OSSA w Krakowie, prowadząc zajęcia (?) z polskimi studentami architektury. Nigdy wcześniej i nigdy później (przynajmniej do dziś) nie zdarzyło mi się spotkać ludzi tak kulturowo obcych. Ta obcość jednak nie była ukonstytuowana na jakiejś polskiej cywilizacyjnej wyjątkowości, lecz raczej na dużym stężeniu wyobraźni symbolicznej, którą w UK można znaleźć wśród czytelników Daily Mail czy Sun. Wiem, że tacy ludzie istnieją, ale bardzo niewielu z nich jest moimi studentami.
Świat się rozpada - Bliski Wschód zamienia się powoli w przed-cywilizacyjną barbarię, to samo na krawędziach Rosji/ Ukrainy, na sporych połaciach Afryki. W innym tempie to samo dzieje się w Wielkiej Brytanii i innych neoliberalnych satrapiach. To co udało się przez ostatnie sto lat zbudować - inkluzywne instytucje państw opiekuńczych - dziś powoli znika. Znika też instytucjonalna spoistość Europy Wschodniej, w której rozpad Polski ma szansą (wreszcie!) stać się przykładowy. PiS niszczy instytucje nepotyzmem i żałosnym brakiem profesjonalizmu, opozycyjna .Nowoczesna marzy o oddaniu Polski w ręce oligarchów (których w Polsce jest niewielu, więc rozdrapią ją ludzie i korpy z zewnątrz). Już raz Polska zniknęła z mapy (nie dla wszystkich Polaków były to złe czasy), myślę, że jest szansa, że w ciągu najbliższych 30-50 lat zniknie znów - tym razem na dobre. Być może jako sentymentalny fantazmat okaże się ciekawszym bytem, niż jako realnie istniejące państwo.