Rozmawiałem ostatnio ze studentką z Sudanu. Praktykująca muzułmanka, pisze esej o tym jak fakt, że AKP odwołuje się do Islamu wpłynął na zarządzanie i rozwój Istambułu. Jej tymczasowa konkluzja jest taka, że niemal wcale nie wpłynął, więcej, jak twierdzi, nie ma na świecie kraju rzeczywiście islamskiego - to wszystko ściema, klanowe walki o władzę, instrumentalne wykorzystywanie religii. Ani Arabia Saudyjska, ani Iran nie zasługują - jej zdaniem - by nazywać te kraje islamskimi. Tak sobie siedzimy i rozmawiamy, o mieście i polityce, religii i wspólnocie.
Pomyślałem sobie, że mimo tego że pochodzimy z jakże innych krajów, że wychowaliśmy się w innych kulturach i w obszarze oddziaływania innych religii, mimo tego, że bardzo wiele nas dzieli, nie mamy specjalnego problemu by się porozumieć, by wyartykułować obszary porozumienia oraz niezgody. Czasem trudniej mi porozumieć się z Polakiem czy Polką, niż z muzułmanką z Afryki. Pomyślałem sobie, że globalne społeczeństwo nie tworzy się - ono już tu jest. Pomyślałem sobie, że być może to co obserwujemy to nie jest umacnianie się oligarchicznego kapitalizmu, lecz jego ostatnie podrygi. Że oczywiście klasy posiadające nie poddadzą się bez walki, ale że w zasadzie niemal powszechne jest przekonanie, że kapitalizm nie tylko nie działa, ale że jest dla nas wszystkich śmiertelnym zagrożeniem.
Wielu ekonomistów wieści nadchodzący kryzys, który albo w tym albo najpóźniej w następnym roku wstrząśnie światową gospodarką. Niemal wszyscy widzą epicentrum tego kryzysu w Chinach. A ja, jako nie-ekonomista, myślę sobie, ze w oku cyklonu jest najspokojniej i że ten kryzys to być może będzie ostateczny tryumf Mao. Chiny, które wciąż zachowują większość kontroli nad swoją walutą i gospodarką równocześnie stały się 'zewnętrzem' dla kapitalistycznego centrum - tu jest tania siła robocza, tu jest największe zanieczyszczenie - tu jest 'i kran i zlew'. Od wielu już lat Chiny przestawiają swoją gospodarkę na potrzeby wewnętrzne, rozbudowują też powoli siatkę ochrony społecznej. Przy prawie 20% ludności świata, cięcie i kontrolowana autarkia (+ rozbudowane sieci współpracy z krajami Afryki i Ameryki Południowej) nie są tym samym, co zamknięcie Korei Północnej (która przecież mimo swego zamknięcia jest w stanie utrzymać przyzwoity poziom zaawansowanie technologicznego swojej armii). Chiny mogą globalnemu kapitalizmowi zatrzasnąć drzwi przed nosem i co im zrobisz?
Dziś więc, może dlatego, że spadł śnieg i świat wygląda bardziej niewinnie i bajkowo niż wczoraj, myślę sobie, że być może oligarchiczny kapitalizm się właśnie kończy i że nie zastąpi go oligarchiczny faszyzm, lecz jakaś wersja globalnego 'commonizmu'. Na naszych oczach tworzy się planetarna świadomość i wyczerpują się możliwości rozwojowe kapitalizmu. Najbliższe lata będą złe, ale lepszy świat jest już być może całkiem blisko. Ja już tego raczej nie dożyję, ale chyba lepiej trwać w nadziei (graniczącej z pewnością), że jestem w stanie ten lepszy świat przybliżać niż pogrążać się w destrukcyjnym nihilizmie. Choćby dla własnego zdrowia i dobrego samopoczucia wiara w nadchodzący lepszy świat wydaje mi się zdecydowanie lepszą ścieżką.
---
Znikam na jakiś czas. Następna notka - jeśli nie zdarzy się coś nieprzewidzianego - powinna się pojawić za trzy-cztery tygodnie.