Działaniem na które zwraca nam uwagę istnienie sfery religijnej, jest przekraczanie naszego osamotnienia, wydzielenia ze świata. Religia stawia przed nami świat, w którym wszyscy (wszystko) jesteśmy częścią większej całości - religia jest koniec końców (albo przynajmniej ma potencjał) inkluzywna i uniwersalistyczna. Postsekularyzm nie jest więc po prostu powrotem religii w sferę publiczną, lecz jest próbą przezwyciężenia fragmentaryczności świata zarówno horyzontalnie (łącząc istniejące tu i teraz fragmenty) jak i wertykalnie (zakładając istnienie sfery poza 'tu i teraz').
Tak rozumiany 'impuls postsekularny' skupia swoje zainteresowanie na krawędziach pomiędzy jednostkowymi świadomościami, jednostkowymi bytami, autonomicznymi fragmentami a projekcją świata, którego (jeszcze) nie ma. To w jaki sposób wszystkie te fragmenty mediują ze sobą oraz ze swoją przyszłością - jest pytaniem, które zadaje sobie myśl postsekularna.
Tak rozumiany postsekularyzm unieważnia podział na sferę prywatną i publiczną - nie tylko jest diagonalnym cięciem w poprzek tego podziału, ale na dodatek wprowadza w ten jakże statyczny układ element czasu i ciągłej zmiany. Z takiej perspektywy jeszcze ważniejsza wydaje mi się książka Harveya Coxa 'The Secular City' (1965!), która chyba jako pierwsza (przynajmniej w XX wieku) starała się pokazać religię jako dynamiczny, społeczny akt przekraczania instytucjonalnych (i wszelkich innych) ograniczeń. Cox widział sekularyzację nie jako zepchnięcie religii w sferę prywatną, ale jako wyzwolenie jej z więzów tego co 'tu i teraz' - religia jest (w perspektywie Coxa) krawędzią, granicą która mediuje pomiędzy naszym poszatkowanym światem a uniwersalną jednością, absolutem.