Moja wstępna teza brzmi: istnieją dwa główne źródła konstytuujące podmiot polityczny do jakich odwołują się partie polityczne. Jedno to interes ekonomiczny (partie klasowe), drugie to tożsamość kulturowa. Europejskie partie lewicowe od lat osiemdziesiątych XX wieku powoli traciły bazę społeczną w postaci wielkoprzemysłowej klasy robotniczej ('klasyczna' partia socjalistyczna 'wyrastała' z organizacji powstałych w i wokół zakładów pracy - socjalizacja następowała zarówno podczas pracy jak i w organizacjach zawodowych), były więc zmuszone (?) odwoływać się do kwestii kulturowych - budowały swoje zaplecze polityczne mobilizując różne mniejszościowe grupy społeczne. Lewica 'trzeciej drogi' (Blair) próbowała pójść na skróty i zamiast budować tkankę społeczną, łącząc różnorakie logiki mniejszościowe, przedstawiła projekt indywidualistyczny, w którym podmiot polityczny jest w gruncie rzeczy fantazmatem, zbudowanym na aspiracji do bycia sytym mieszczaństwem. Najlepszą chyba ilustracja procesu przejścia od 'starej' do 'trzeciodrogowej' lewicy daje film Billy Eliot. Grupowa klęska staje się kompostem dla indywidualnego sukcesu.
Flirt 'trzeciodrogowców' z neoliberalizmem jest oczywisty - blairystowska lewica jest w istocie wrażliwym (?) społecznie liberalizmem.
Współczesne partie populistyczne robią w zasadzie to samo co usiłował zrobić Blair (i PiS nie jest tu wyjątkiem), budują fantazmatyczny podmiot polityczny, mobilizując różne resentymenty - ekonomiczne czy kulturowe. Sukces PiS czy Trumpa będzie trwał tak długo, jak długo rozziew pomiędzy wyobrażaniami o świecie / sobie / społeczeństwie a przeżywanym życiem nie będzie zbyt dramatyczny (czy powodzie w Houston zachwieją poparciem dla Trumpa w Texasie? Moim zdaniem powinny, choć nie będzie to widoczne od razu - nie ma bowiem (jeszcze) alternatywnego projektu politycznego, który mógłby 'uwieść' wyborców Trumpa).
Pytanie o strategię lewicy jest inne w krajach zachodniej Europy niż w Polsce, choć pewne lekcje mogą (i powinny) być odrobione. Sukces (niepełny, ale jednak) brytyjskiej Partii Pracy pod przewodnictwem Jeremiego Corbyna bierze się z jednej strony z dramatycznie złej polityki prowadzonej przez Konserwatystów (drastyczny wzrost bezdomności, wzrost liczby korzystających z punktów wydających darmową żywność etc.) z drugiej z optymistycznej i inkluzywistycznej opowieści o solidarności społecznej. Nie jest to więc prosty powrót do 'starej lewicy', raczej odnowiona wersja strategii 'trzeciodrogowców' z innym, solidarystycznym a nie indywidualistycznym przekazem.
Wracając do mojego tekstu dla NP - uważam, że zarówno próba budowania lewicy w oparciu o interes klasowy jak i odwoływanie się do tożsamości mniejszościowych grup społecznych nie może się powieść. Problem (o którym pisałem wcześniej) dotyczy mechanizmów socjalizacji - nie istnieją takie instytucje (związki zawodowe, spółdzielnie, kluby), które 'pracowałyby' wytwarzając lewicowy podmiot polityczny. Oczywiście można próbować takie instytucje budować, ale to zadanie na pokolenia, nie na najbliższe wybory. Podobnie rzecz ma się w przypadku 'podmiotów tożsamościowych', one nigdy (według mojej wiedzy) nie pozwoliły lewicy zdobyć władzy. Podmiot oparty na nacjonalistycznej fantazji i resentymencie zbudował skutecznie w Polsce PiS.
Mówiąc brutalnie - w kontekście 'konwencjonalnego' rozumienia polityki partyjnej nie ma (moim zdaniem) miejsca dla lewicy w Polsce.
Moja propozycja 'partii inkluzywistycznej' jest więc w istocie propozycją radykalnego skoku w przyszłość, propozycją budowania partii (?) która nie tylko odpowiada na pytania 'kim jesteśmy?' (tożsamość) oraz 'co z tego będziemy mieli?' (interes ekonomiczny / klasowy) lecz skupia się na szukaniu odpowiedzi 'jak być razem?'.
Rozumiem dlaczego czytelnicy mojego tekstu dla NP nie ustosunkowali się do tej propozycji - jest ona bowiem w istocie propozycją 'upolitycznienia biurokracji', budowania partii, która wchodzi w zakres działań w liberalnej demokracji zarezerwowanych dla administracji, NGOsów oraz tzw. 'społeczeństwa obywatelskiego'. Nie twierdzę, że dyskusję o tożsamości czy interesach klasowych mają zniknąć, oczywiście nie, muszą jednak być podporządkowane pytaniu o mechanizmy jakie pozwolą różnym grupom interesów oraz grupom społecznych o różnych tożsamościach współ-istnieć. Do pewnego stopnia, model szkockiego, 'nacjonalizmu ziemi' (a nie krwi) pokazuje jeden z kierunków w jakim takie 'partia inkluzywistyczna' mogłaby zmierzać. Tym co odróżnia zdecydowanie 'partię inkluzywistyczną' od partii 'klasycznej' lewicy jest odrzucenie antagonizmu oraz radosne zaakceptowanie społecznej różnorodności ze wszystkimi tejże różnorodności konsekwencjami.
W sytuacji polskiej, gdzie PiS oraz wszystkie inne partie prawicy usiłują dokonać radykalnej sterylizacji polskości, w której to polskości nie ma miejsca na nic co nie pasuje do narzuconego wzorca, strategia 'partii inkluzywistycznej' musiałaby być dwuwarstwowa - równocześnie celebrując różnorodność i pokazując w jaki sposób różnorodne byty społeczne współ-działają (dla własnego oraz innych dobra).
Jest oczywistym, że ekonomicznie 'partia inkluzywistyczna' jest solidarystyczna (dlatego na przykład 500+ to pierwszy krok w kierunku Dochodu Gwarantowanego), wypłaszczająca nierówności społeczne. Jest to też partia 'żyj i pozwól żyć innym', a więc o mocnym kulturowym obliczu liberalnym.
W Polsce więc lokowałaby się na na lewo od wszystkich partii znajdujących się w Sejmie, nie wiem jednak, czy taką partię można by uczciwie określać jako lewicową... Dla mnie (jako transumanizującego post-chadeka) to akurat nie ma znaczenia, ale warto taką uwagę zamieścić.
Najważniejsza w mojej propozycji jest zmiana narracji z klasowej czy tożsamościowej na 'mediacyjną'. Mam nadzieję, że z powyższego widać, że struktura funkcjonowania oraz propozycji programowych takiej partii (jeśli moglibyśmy w ogóle nazywać takie 'coś' partią) byłaby zdecydowanie inna niż obecnie istniejące. Jeśli gdzieś w Polsce istnieją zaczątki takiej 'partii nowego typu 2.0' to prawdopodobnie w tzw. 'ruchach miejskich', nie mam jednak większych złudzeń, że taka partia w Polsce w najbliższym czasie powstanie. Ale napisać notkę musiałem :)