contact me:
KRZYSZTOF NAWRATEK
  • Home
  • about
  • blog
  • TEXTS/RECORDINGS

753. architektura dobra wspólnego [jak wykuwa(ła) się idea]

4/27/2014

0 Comments

 
Parę tygodni temu, w facebookowej dyskusji o architekturze broniłem 'współczesnej architektury'  (modernistycznej) przed zarzutami miłośnika architektury 'historycznej'. Od razu wyjaśnijmy sobie, że taki podział jest oczywiście zupełnie bez sensu - architektura, która dziś powstaje jest w całości post-modernistyczna - nawet gdy wygląda jakby była realizacją zaginionych szkiców Corby czy Miesa i mimo tego, że postmodernizm w architekturze już dawno umarł. Dyskusja w pewnym momencie zaczęła dryfować w bardzo ezoteryczne obszary, gdy przeciwnik modernizmu (i modernizm jest tu moim zdaniem po prostu rodzajem zombie, przywróconym sztucznie do istnienia tylko po ty, by go powtórnie uśmiercić) zaczął posługiwać się pojęciem 'architektury żywej' (przy okazji - to jest tytuł książki z lat 80tych, której autorem jest Janusz Korbel, jeden z pierwszych w Polsce zwolenników głębokiej ekologii). Problemem tej całej dyskusji - jak i wielu dyskusji o współczesnej architekturze - było zafiksowanie na walorach estetycznych, na tym jak architektura wygląda. To jest prawdopodobnie jeden z efektów tego, że z większością tak zwanych 'dzieł architektury' obcujemy dziś za pośrednictwem magazynów architektonicznych, za pośrednictwem płaskich obrazów. W takiej narracji dwa - moim zdaniem fundamentalne - czynniki się gubią.
Po pierwsze (i najbardziej oczywiste), gubi się przestrzenny wymiar architektury. Budynki i przestrzenie zostają zredukowane do dwuwymiarowych reprezentacji. Na dodatek, bardzo często, te reprezentacje rozpalają wyobraźnie jako 'wizje' by rozczarować, gdy stają się rzeczywistością - warszawski wieżowiec Libeskinda jest tego mechanizmu dobrą ilustracją (i tak, cieszy mnie bardzo, że ten projekt okazał się finansową klęską).
Po drugie, architektura zostaje sprowadzona do tego jak wygląda, ignorując wszystko inne. Od kilku lat powtarzamy naszym studentom jak mantrę - nie interesuje nas czym ten budynek jest, ważne jest co on robi. To jedno zdanie jest deklaracją wojny ze współczesną architekturą późnego kapitalizmu, której jedynym celem jest sprzedać marzenia, podnieść wartość działki: "Każdy projekt różni się od efektu finalnego. Architekt Marek Szaniawski przyznaje, że wizualizacja jest elementem marketingu który rządzi się własnymi prawami." Oczywiście to jaką budynek ma funkcję i jak wygląda ma znaczenie, ale jedynie w kontekście tego 'co robi' - dla użytkowników, dla otoczenia, dla miasta. Architektura jest dla nas narzędziem, służącym osiąganiu celów społecznych, politycznych, ekonomicznych. Architektura nie istnieje w oderwaniu od społecznego kontekstu - budynek nie jest obrazem, który można schować za szafę.
No dobrze - ale jakie konkretnie są te społeczno-polityczne cele?
Chcemy budować
świat umożliwiający dobre życie wszystkim ludziom, chcemy architektury dobra wspólnego.

Punktem wyjścia była idea 'live projects', studenckich projektów powstających w odpowiedzi na realne, artykułowane przez 'świat poza murami uniwersytetu' (lokalnych mieszkańców, władze, organizacje etc.) problemy. To wciąż jednak było zbyt nieokreślone... Potem jednak zdarzył się rok 2008 i nasza wizyta w Rydze, gdzie projekt dla Andrejsali, wykonany przez Rema Koolhaasa poszedł właśnie do kosza. Wtedy po raz pierwszy, jeszcze nieśmiało, pojawił się pomysł miejskiej reindustrializacji. Jonathan Pickford zaproponował rozwój półwyspu w oparciu o jedyny surowiec naturalny który Łotwa posiada - drewno. To był bardzo ciekawy projekt - operujący w skali całego państwa (drewno miało być spławiane rzeką), w skali miasta (technikum drzewne i warsztaty służyły regeneracji i rozbudowie istniejących w Rydze - jest ich najwięcej w Europie - drewnianych domów) oraz w skali samego półwyspu, łączący przemysł z edukacją oraz z czasem wolnym (tereny składowe były równocześnie parkiem). To był też pierwszy projekt (naszych studentów), który wprost odwoływał się do idei 'cradle to cradle'. Potem był Gdańsk, gdzie Anthony Hobbs projektował 'miasto metaboliczne', Gareth Thyer proponował piracką oczyszczalnie ścieków, a Fiona Petch rozważała budynek jak barykadę. Rok później w Zielonej Górze Madhusha Wijesiri rozważał prospołeczne zaangażowanie kościoła i budynek, który narasta (w raczej pasożytniczej niż symbiotycznej relacji) na centrum handlowym. Przed rokiem w Warszawie projekty dla Ursusa wprost podnosiły już ideę miejskiej reindustrializacji, dla której ramę teoretyczną stanowiła idea ekologii przemysłowej. W tym roku nadszedł chyba czas, by spróbować podsumować nasze kilkuletnie poszukiwania i wykorzystując projekty dla Cieszyna sformułować projekt 'Radykalnego Inkluzywizmu'. Ten projekt ma swój wymiar teoretyczny, ale w wymiarze praktycznym jest poszukiwaniem architektury dobra wspólnego, czyli takiej, która w każdym akcie separacji zawiera również akt łączenia; architektury w której to co prywatne łączy się nierozdzielnie z tym co publiczne.
Chętnie będziemy odwoływać się do Opery w Oslo (ale również do biblioteki w Delft firmy Mecanoo a nawet Landscape Formation 1 Zahy Hadid) jako do budynków, które przeczuwały architekturę dobra wspólnego jaką chcemy tworzyć. Tym co w tych budynkach jest fascynującego, to gest tworzenia dachu, który chroni wnętrze (przestrzeń pół-publiczną, bo to wszystko nie są prywatne budynki), ale który tworzy równocześnie plac / park - przestrzeń publiczną. Takie działanie projektowe chcemy przyjąć jako punkt odbicia dla naszego myślenia o architekturze i je zradykalizować - każda przegroda tworząca przestrzeń prywatną (również prywatnego domu) musi równocześnie tworzyć przestrzeń publiczną. Każdy element infrastruktury, który służy 'egoistycznemu interesowi' budynku musi być wykorzystywany również dla innych (jak w przypadku pirackiej oczyszczalni ścieków Garetha), musi tworzyć dobro wspólne. Ściany budynków stają się 'interfejsami', stają się materializacją granicy / instytucji, mediującej pomiędzy tym co prywatne i tym co wspólne. Synergia i współdziałanie stają się podstawowym prawem. Jak pisałem w poprzedniej notce - budynek staje się 'przyłączem', każdy (również prywatny) budynek, staje się elementem społecznej infrastruktury. Architektura Dobra Wspólnego nie znosi oczywiście kapitalizmu, buduje jednak dla niego alternatywę. Tak jak przejęta przez robotników fabryka Vio.Me i wiele innych alternatywnych ośrodków produkcji w Grecji, Architektura Dobra Wspólnego chce przygotować zmianę, chce już teraz, nie czekając na globalną rewolucję (ale ją antycypując) budować lepszy świat. Po kilku latach poszukiwań, wiemy już (chyba dość dokładnie) gdzie chcemy iść. Na realizację konkretnych budynków przyjdzie nam pewnie jeszcze chwilkę poczekać, ale myślę, że nastąpi to znacznie szybciej niż można by się spodziewać. Ci, którzy wybierają się na naszą konferencję w maju, zobaczą jak wyobrażamy sobie taką architekturę, mam też nadzieję, że wystawa naszych prac pojawi się w Cieszynie.
Czas na nową architekturę nadszedł, chodźcie z nami ją budować!
0 Comments

Your comment will be posted after it is approved.


Leave a Reply.

    Archives

    November 2018
    May 2018
    December 2017
    November 2017
    October 2017
    August 2017
    March 2017
    January 2017
    December 2016
    November 2016
    October 2016
    September 2016
    August 2016
    July 2016
    June 2016
    May 2016
    April 2016
    March 2016
    February 2016
    January 2016
    December 2015
    October 2015
    September 2015
    August 2015
    July 2015
    June 2015
    May 2015
    April 2015
    March 2015
    February 2015
    January 2015
    December 2014
    November 2014
    October 2014
    September 2014
    August 2014
    July 2014
    June 2014
    April 2014
    March 2014
    February 2014
    January 2014
    December 2013
    November 2013
    October 2013
    September 2013
    August 2013
    July 2013

    Categories

    All
    Marginalia
    Wyprodukować Rewolucję

    RSS Feed

Proudly powered by Weebly