contact me:
KRZYSZTOF NAWRATEK
  • Home
  • about
  • blog
  • TEXTS/RECORDINGS

844. w obronie internetowych / kulturowych 'baniek'

1/4/2017

0 Comments

 
Jakieś dwa lata temu przyjąłem zasadę, że będę usuwał z listy znajomych i blokował wszystkich, którzy pozostawiają mi na mojej 'ścianie' rasistowskie, ksenofobiczne, seksistowskie czy po prostu głupie komentarze. Mam otwarty profil, więc każdy kto chcę, treści publikowane na mojej 'ścianie' może przeczytać. Uznałem jednak, że mam prawo do kontrolowania tego co ja czytam i co na 'mojej ścianie' się pojawia. Istnieje bowiem wyraźna różnica, pomiędzy niechęcią do tego co Inne, a postawą 'nie chce mi się z wami gadać'.


Można więc uznać, że funkcjonuję w jednej z owych legendarnych 'internetowych baniek', w 'echo chamber', głuchy na świat poza wąskim gronem znajomych. Problem w tym, że zarówno wyniki referendum dotyczące wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej, jak i wygrana Donalda Trumpa w amerykańskich wyborach prezydenckich czy też wygrana PiSu i wzrost nastrojów ksenofobicznych w Polsce nie były dla mnie żadnym zaskoczeniem (choć w obu przypadkach miałem nadzieję, na inne rozwiązanie). O klimacie pogromu piszę co najmniej od roku. I nie muszę przesiadywać na placach włoskich miast, by słyszeć 'prawdziwe' życie. Wystarczy mi słuchać i patrzeć na świat który mnie otacza, czytać raporty i solidne dziennikarstwo, rozmawiać ze studentami - przeważająca ich część pochodzi z klasy średniej, więc można by twierdzić, że z prawdziwymi 'common people' nie mam nic wspólnego. Może i nie mam, co nie znaczy, że nie wiem o ich istnieniu i nie rozumiem mechanizmów jakie wzmacniają podziały i napięcia społeczne.


Moje odcięcie od prawicowych (głównie) czy lewicowych trolli nie tylko oszczędza mi niepotrzebnych nerwów (jak chcę sobie podnieść ciśnienie, to piję kawę), ale pozostawia mi czas i przestrzeń by słuchać i czytać tych, którzy mają coś interesującego do powiedzenia. Wbrew nastrojom anty-eksperckim czytam i słucham właśnie takich ludzi, tych, którzy się na czymś rzeczywiście znają, którzy wykonują intelektualną pracę poznawania i interpretowania świata. To zazwyczaj są akademicy, ale nie muszą nimi być. Taksówkarz ma wiedzę o mieście jakiej nie ma profesor fizyki. Nawet jeśli robią to źle, jeśli popełniają błędy, wysiłek rozumienia nigdy nie jest bezużyteczny. Przewidywalny szum, wytwarzany przez internetową trollernie (czy to prawicową czy lewicową) jest tego wysiłku pozbawiony.


Tym co różni ludzi których warto słuchać od tych, których nie warto, jest sposób w jaki tłumaczą oni skomplikowany świat w zrozumiały i znany zestaw pojęć (ważne też by wiedzieć kto i w jakim zakresie posiada kompetencje by świat tłumaczyć). Wszyscy upraszczają – w ten sposób produkowana jest wszelka wiedza – ale istnieje różnica pomiędzy tym co uproszczone (jako model), a prostackie.


Cóż, zapewne powyższa notka brzmi z lekka snobistycznie, może być widziana jako kolejne potwierdzenie również mojego konserwatywnego zwrotu, o którym pisałem niedawno. Postawy, która szuka hierarchii i struktur, wspiera instytucje i porządek. By nie było tak prosto, dopowiem, że hierarchie, których szukam są w ciągłym ruchu. Wciąż się tworzą i znikają. To kontekst – czas, miejsce, problem ustanawiają taki a nie inny ciąg zależności, po to by dany problem poznać lub/i rozwiązać.


Każdy z nas podejmuje nieustający wysiłek zrozumienia świata – ja postanowiłem unikać tych, którzy już wiedzą jaki świat jest. Takich ludzi nie ma w mojej bańce, dzięki temu – jak wierzę – jestem w stanie rozumieć świat trochę lepiej. Na trollernie i głupców szkoda mi czasu.

0 Comments

843. Manifest Śródziemnomorski. Europa będzie imperium* albo jej nie będzie wcale.

12/31/2016

0 Comments

 
...being-in-between (Zwishen-sein) has always been the essence of Europe (...). This destination is the only "value" that an united Europe ought to present to the globalised world: a political entity capable of self-translation, confident among people who are truly Other, and that find its own identity in the act of taking care of them.
Massimo Cacciari, Europe and Empire, Fordham University Press 2016

Nasza kultura, nasza cywilizacja jest cywilizacją Morza Śródziemnego. Korzenie Europy wyrastają w Egipcie, Iranie, Grecji, Rzymie, Turcji i Palestynie. Kultura Europy jest wielością, która kształtowała się w dialogu i interakcji. Przeszłość jest ważna, historycznie kształtowane kultury dają nam zestaw symboli i języków, ułatwiając dziś porozumienie. Historia jest ważna, ale to przestrzeń jaką zamieszkujemy nas definiuje. Infrastruktura wspólnego życia ma fundamentalne znaczenie. Przeszłość pomaga nam się komunikować, ale w przyszłości musimy budować nowe, lepsze mechanizmy mediacji i porozumienia.

Interfejs i infrastruktura** to dwa fundamentalne pojęcia kształtujące Nowe Europejskie Imperium - imperium jako takie jest porządkiem mediującym pomiędzy tym co różne. Imperium to idea, to wzniosłość a nie kontrola i imperialistyczne zawłaszczanie przestrzeni. Podmiotowość nasza, jako jednostek czy wspólnot, jest podmiotowością mediacji. Nasza świadomość, nasze "ja" nie ma bezpośrednego wpływu na procesy chemiczne mające miejsce w naszych nerkach czy wątrobach, to te procesy mają wpływ na naszą świadomość. Pośrednio jednak, to co jemy, co pijemy i czym oddychamy wpływa na naszą fizjologię, a więc wpływa na naszą świadomość, na nasze "ja". Infrastruktura to wszystko co umożliwia nam istnienie. Słowa 'interfejs' używam jako czasownika ("to interface") - to sposób w jaki istniejemy jako wibrujący podmiot, pomiędzy naszą samoświadomością a wszystkim tym, co ją kształtuje.

Unia Europejska jest w kryzysie. Z tymi, którzy chcą ją zniszczyć - czy to jako rywala w walce na globalnych rynkach, czy jako zagrożenie dla autorytarnej  narodowej władzy nie będzie nam po drodze. Z tymi, którzy jej bronią w imię interesów globalnego kapitalizmu również nie. Zniszczyć instytucję jest jednak łatwo, odbudowac cokolwiek na zgliszczach już niekoniecznie - dlatego Unię trzeba bronić po to by ją zmienić.

Jeszcze na początku XXI wieku, wydawało się, że kierunkiem rozwoju EU będzie wschód - kraje byłego bloku radzieckiego, Bałkany, później Turcja. Dziś widać, że Rosja chce pozostać globalnym graczem, że Turcja, choć jest Rosji rywalem, łatwiej się porozumie z Putinem niż z Angelą Merkel. Afryka Północna i Bliski Wschód - Libia, Irak czy Syria, kraje do których jeszcze niedawno Polacy, Rosjanie, Brytyjczycy i Niemcy jeździli zarabiać petro-dolary, a do Egiptu czy Tunezji latali wylegiwać się na plaży, dziś stał się regionem klęski humanitarnej i rozpadu instytucji (przyszłość autorytarnego Egiptu, Maroka, Algierii czy - wciąż - demokratycznej Tunezji też nie jest bezpieczna). Europejskie i globalne korporacje wciąż robią na Bliskim Wschodzie i w Afryce Północnej interesy, Europa wciąż sprzedaje tam broń i kupuje ropę. Wojna jest w interesie korporacji, nie jest w interesie ludzi. Chaos na Bliskim Wschodzie i w Afryce Północnej zniszczy Europę.

Dlatego dziś, najważniejszym politycznym wyzwaniem EU jest włączenie krajów Afryki Pólnocnej i Bliskiego Wschodu we wspólnotę. Unia musi stać się globalnym politycznym (oraz militarnym) graczem - jeśli pozostawi Rosji i Turcji zaprowadzenie pokoju w Syrii czy USA rozwiązanie problemu Palestyny, nie tylko będzie bezsilnie obserwować śmierć i cierpienie setek tysięcy ludzi, ale będzie musiała z setkami tysięcy uchodźców sobie radzić. Żaden mur, żadna granica nie jest wystarczająco szczelna, by ochronić europejskich obywateli przez zamachami. To nie granice i kontrole a dobrobyt i dobre życie likwidują terroryzm. Bezpieczeństwo rodzi bezpieczeństwo - terror i wojna rodzą przemoc.
Począwszy od Maroka, z którym na kontynencie Afrykańskim Unia Europejska graniczy (w dwu hiszpańskich miastach), przez demokratyczną i postępową Tunezję czy autorytarną, ale stosunkowo bezpieczną Algierię, krajom Afryki Pólnocnej EU musi zaoferować perspektywę członkostwa. Jeśli potrzeba nam historycznego umocowania - niech Imperium Rzymskie stanie się punktem odniesienia.

Islam jest niezwykle zróżnicowaną, uniwersalistyczną religią o bardzo mocno wbudowanym etycznym obowiązku pomocy bliźnim - w postaci jałmużny i opieki nad słabszymi. Przez lata wahabicka Arabia Saudyjska (najbliższy w tamtym regionie świata sojusznik USA i Wielkiej Brytanii), poprzez fundowane szkoły koraniczne, wpływała na kształt globalnego Islamu, starając się przekonać świat, że wahabizm jest jedyną możliwą wersją tej religii. To trochę tak, jakby uznać, że (były) ksiądz Jacek Miedlar czy (wciąż) ksiądz Jacek Stryczek reprezentują esencję chrześcijaństwa. Nie tylko w Europie Islam był historycznie obecny (polscy Tatarzy są tylko jednym z przykładów), ale mieszkają w niej dziś miliony muzułmanów. Tu będzie wykluwać się europejska wersja Islamu i módlmy się, by miała twarz Sadiqa Khana.

Religia jest jednym z interfejsów mediujących pomiędzy znanym a 'the absolute Other'. Postsekularyzm 2.0 jest nam dziś niezbędnie potrzebny. Wyobraźnia religijna - mająca swe źródla w chrześcijaństwie, judaizmie, islamie czy jakiejkolwiek innej religii - daje siłę by wyjść z kapitalistycznego 'wiecznego powrotu czegoś nowego'***

Jeśli istotą europejskości, jak pisze Massimo Cacciari, jest tożsamość budowana w trosce o Obcych, Nowe Imperium Europejskie musi rozpoznać innych również w sobie. To w jaki sposób europejska tożsamość-w-różnorodności będzie kształtowana jest kluczowym wyzwaniem. Nasza podmiotowość, każdego z osobna i nas jako wspólnot, nie jest dana raz na zawsze, jest w ciągłym procesie kształtowania się i zmiany. Obsesyjnie rekonstruując przeszłość zamykamy oczy na teraźniejszość i przyszłość. Jesteśmy tym kim jesteśmy (to już się stało), ale możemy stać się Innymi. Musimy stać się innymi, nie dlatego, że odrzucamy to kim jesteśmy dziś, lecz dlatego, że jesteśmy ciekawi tego co istnieje poza nami, poza tu i teraz. Musimy rzucić się w inność. Nowe Imperium Europejskie wymaga odwagi, wymaga pracy, wymaga troski, ciekawości i miłości. Europa będzie Imperium, albo nie będzie jej wcale.
__
* O idei imperialnej pisałem wcześniej:
http://www.plugincitizen.com/blog/796-imperium-i-imperializm
http://www.plugincitizen.com/blog/818-glupie-marzenia-o-naszym-imperium

ale książka Cacciari'ego robi to chyba lepiej.
W Polsce o Imperium Europejskim od lat mówi Tomasz Gabiś, lecz jak łatwo się przekonać czytając ten wywiad, nasze wizje owego imperium mocno się różnią:
http://nowadebata.pl/2016/12/14/tylko-imperium-europejskie-moze-nas-uratowac-rozmowa-z-tomaszem-gabisiem/
** Więcej na temat tego co wspólne poza wspólnotą: Krzysztof Nawratek, Poza wspólnotę - budując to co wspólne, Autoportret 4 (51) 2015
*** Michał Pospiszyl, Zatrzymać historię. Walter Benjamin i mniejszościowy materializm pp. 117 - 126, IBL 2016

0 Comments

842. dziękuję (intelektualne zapożyczenia i inspiracje 2016)

12/30/2016

0 Comments

 
Czytanie książek, które pomagają mi porządkować własne myślenie jest jedną z największych przyjemności jakiej doświadczam. To poczucie, że nie jestem sam w swoim myśleniu, że nawet jeśli się z innymi nie zgadzam, jeśli inni myślą inaczej, to myślą o tym samym, zmagają się ze światem tak jak i ja się zmagam. Oczywiście nie tylko książki (czy szerzej - teksty), ale również rozmowy, nawet komentarze czy notki są częścią tego niekończącego się dialogu, wspólnego (nawet jeśli rozłącznego) mierzenia się ze światem.
Z tej perspektywy, mijający rok był dobrym rokiem. Ukazała się Architektura VII Dnia, pod redakcją Izabeli Chochońskiej, Karoliny Popera oraz Kuby Snopka - książka, której fragmenty miałem przyjemność konsultować, książka, którą sam (mimo tego, że Kuba Snopek twierdzi, że to jest książka bardzo odmienna od tego jak ja pracuję - i pewnie ma rację) chciałbym napisać.
'Odkryłem' (wspominał o nim kiedyś w jednej ze swych notek Edwin Bendyk) Kojina Karataniego, którego książka The Structure of World History, jest chyba najważniejszą, jaką przeczytałem w ostatnich kilku latach (książka wyszła w 2014). Z niecierpliwością czekam na angielskie tłumaczenie jego najnowszej pracy The Structure of Empire. W 2016 ukazała się książka Johna Law i Evelyn Ruppert The Modes of Knowing (do której dotarłem pośrednio przez Andrzeja Nowaka, o którego książce więcej poniżej), których kolejna odsłona 'rehabilitacji' myślenia barokowego jest jedną z najważniejszych inspiracji w mojej pracy na 'postsekularną teorią miejską'. Szkic tego tekstu jest na academia, ale (między innymi) dzięki komentarzom wielu dobrych ludzi, ewoluuje dość radykalnie (diagram z pracy poniżej), mam nadzieję skończyć go na początku 2017. Wspomniany powyżej Andrzej Nowak (znany również jako fronesis) opublikował w tym roku wspaniałą pracę Wyobraźnia Ontologiczna (pisałem o niej wcześniej na tym blogu), książkę, którą 'znałem' w tym sensie, że śledząc Andrzeja pisanie, tego się po nim spodziewałem. Książka porządkuje, wkładając w (mniej więcej) linearną narrację wątki, które w rozproszeniu autor poruszał wcześniej. Do pewnego stopnia, w kontekście 'wyobraźni barokowej', wydaje mi się, że właśnie w takim napięciu pomiędzy notkami, komciami a akademicką publikacją praca Andrzeja zyskuje jeszcze większą wartość.
W tej samej serii wydawniczej (nowa humanistyka) ukazała się książka Michała Pospiszyla (którego tekst o katechonie zrobił na mnie kiedyś porażające wrażenie) Zatrzymać Historię. Walter Benjamin i mniejszościowy materializm. Waltera Benjamina znam zbyt słabo, by móc stwierdzić z autorytarną pewnością na ile jego odczytanie przez Pospiszyla odbiega od ortodoksji (podejrzewam, że jednak odbiega), czytanie prac Benjamina poprzez Deleuzego (jego językiem) wydaje mi się jednak bardzo ciekawym zabiegiem - zdecydowanie Pospiszyl zachęcił mnie do przyjrzenia się Benjaminowi dokładniej (szczególnie Źródła dramatu żałobnego w Niemczech wydają mi się książką, która pięknie mi uzupełni z jednej strony Deleuzego rozważania o fałdzie, a z drugiej Law i Ruppert o wyobraźni barokowej).
W mijającym roku wciąż podczytywałem Kronos, ale zupełnie zniechęciłem się do Pressji. Hipsterska krakowska prawica nudzi mnie śmiertelnie (podobnie zresztą, jak warszawska lewica z Krytyki Politycznej). Wciąż z wiarą, nadzieją i miłością czytam Kontakt, wciąż zerkam do Obywatela, kibicuje Nowym Peryferiom (zachęcając to środowisko do większego konserwatywnego radykalizmu) oraz Władzy Sądzenia (nie tylko dlatego, że jestem w jego radzie naukowej). Czasami czytam Znak.
Wciąż za najciekawsze intelektualnie pismo i środowisko w Polsce uważam Praktykę Teoretyczną.
Nadchodzący rok nie powinien być intelektualnie gorszy, zapowiada się kilka ważnych książek (w Polsce czekam przede wszystkim na prace Kacpra Pobłockiego oraz Ewy Majewskiej. Mam też nadzieję, że ukaże się drukiem doktorat Karola Kurnickiego o ideologii i architekturze), zapewne ukaże się wiele ciekawych tekstów, mam nadzieję wziąć udział w wielu interesujących dyskusjach (na żywo lub/i w internecie). Wszystkiego ekscytującego w 2017 roku wszystkim Wam życzę. Jestem pewien, że nie będziemy się nudzić.

Picture
0 Comments

841.  będzie lepiej?

12/29/2016

0 Comments

 
Myśląc o 2016 roku, starałem się wyjść poza europejską czy nawet zachodnią perspektywę. To oczywiście jest dla mnie zadanie niewykonalne - wszak jestem Europejczykiem, mieszkającym w Wielkiej Brytanii. Moi międzynarodowi studenci i studentki (mimo tego, że pochodzą z uprzywilejowanych warstw własnych społeczeństw) dają mi jednak wskazówki jak wygląda świat poza Europą. Miesiąc spędzony w Azji (Malezja, Tajlandia, Kambodża) też trochę pomógł, choć oczywiście wciąż wiem o tej części świata bardzo niewiele. Ale czy o Sheffield, w którym mieszkam od ponad roku wiem tak dużo? Czy rzeczywiście rozumiem Polskę, w której mieszkałem trzydzieści lat? Każda opowieść, każde podsumowanie czy próba zrozumienia świata jest i będzie subiektywna i częściowa. Całość jest prawdą.
Wyniki dwu najważniejszych politycznych wydarzeń na Zachodzie w mijającym roku - referendum w Wielkiej Brytanii oraz wybory prezydenckie w USA - mimo tego, że miałem nadzieję na inne rozwiązania, nie były dla mnie zaskoczeniem. W USA nigdy nie byłem, więc wybór Trumpa na prezydenta był potwierdzeniem stereotypów i wyobrażeń, jakie mam na temat tego kraju. Wynik referendum w Wielkiej Brytanii wydawał  mi się przesądzony, gdy najważniejszym wątkiem nieodwołalnie stała się imigracja. Jestem przekonany, że to nie powody ekonomiczne (oczywiście ważne) lecz podskórna ksenofobia i rasizm brytyjskiego społeczeństwa zadecydowały o takim a nie innym wyniku tego referendum.
Demokratyczny regres wydaje się jednak trendem światowym - to nie tylko USA, ale i Fili[piny czy Chiny zdają się wybierać 'silnych przywódców' - wszak nawet lewica (?) szukała zbawcy w Sandersie (w tym kontekście strategia Razem stawiająca na kolektywne przywództwo jest - znów - osobna). Chińscy przywódzcy wprost używają prezydenta Trumpa jako przykładu na słabość 'zachodniej' demokracji. Kojin Karatani (trochę wbrew temu co obowiązywało w głównym nurcie lewicowej dyskusji w ostatnich kilku latach) pokazuje, że istnieje związek pomiędzy rynkiem a demokracją. Odwołuje się tu do Grecji, wskazując, że w tym samym czasie sąsiedzi Greków handlowali w sferze prywatnej, a nie publicznej. Że to w gestii państwa (władcy) było ustalanie cen poszczególnych produktów. Jeśli więc ten związek istnieje, to podobnie jak nie istnieje (ze względu choćby na niesymetryczny dostęp do informacji) idealny rynek, tak i nie istnieje idealna demokracja. Wydaje się się, że ustrój demokratyczny nigdy nie stawiał efektywności na pierwszym miejscu - jego znaczenie jest raczej etyczne, jako rozpoznanie każdej mieszkanki i mieszkańca (obywatelki i obywatela) jako równoprawnego w swych prawach i potencjale. Celem demokracji jest więc nie tyle sprawne rządzenie (to jest raczej produkt uboczny) co wykształcenie w miarę spójnego zbiorowego podmiotu politycznego. Polityczna inkluzja jest warunkiem wstępnym społecznej inkluzji, wyrównywania szans, budowania inkluzywnego społeczeństwa (niekoniecznie egalitarnego, ale w miarę równo dystrybuującego poczucię godności). W tym kontekście, Trump czy Brexit są oczywistym efektem porażki demokracji parlametarnej (co ciekawe - zarówno w przypadku USA czy UK mamy do czynienia z archaicznym modelem dwupartyjnym, nastawionym na konfrontację a nie mediację). Jak wielokrotnie pisałem - demokracja bezpośrednia czy radykalna nie rozwiążą problemu efektywności i bardzo wątpię by rozwiązała problem nierównej dystrybucji poczucia godności. Są to bowiem modele wymagające olbrzymiego zaangażowania obywatelskiego - 'upadek' budżetu partycypacyjnego w Porto Alegre pokazuje słabość takiego myślenia o demokracji. Zarówno za Brexitem jak i Trumpem nie stoi lud jako wyempacypowany podmiot polityczny, lecz jako bierna 'masa', oddająca swoją podmiotowość w ręcę 'antyestabliszmentowych elit'. Choć brzmi to paradoksalnie - tak przecież się stało. Lud wybrał jedne elity przeciw innym. To samo stało się i w Polsce - środowiska okołoPiSowskie czy okołoKUKIZowe są zarówno pod względem pozycji społecznej, kapitału kulturowego jak i pozycji finansowej co najmniej w podobnym miejscu jak elity PO czy Nowoczesnej (znów - Razem jest tu zupełnie inne, no ale Razem nie jest w parlamencie...). Czym więc różnią się owe prawicowe elity od elit liberalno-lewicowych? Moim zdaniem przede wszystkim tym, że niczego od 'ludu' nie wymagają. Jaki jest przekaz prawicy? Nienawidzić jest OK, pogardzać jest OK, być rasistą to nie jest problem, seksizm jest 'naturalny'. To odwołanie się do tego co w nas słabe, niskie, podłe przyniosło prawicy sukces. Moment w którym Trump mógł być pewny zwycięstwa, to moment w którym zostały upublicznione taśmy z jego obrzydliwie seksistowskimi komentarzami. W paradoksalny sposób sukces prawicy bierze się z anty-intersekcjonalizmu. Język przekazu rozpadł się na bardzo wiele różnych narracji, adresowanych do różnych grup społecznych, obiecując dystrybucję godności _kosztem_ innych grup społecznych. I nagle bycie kobietą przestało mieć znaczenie, jeśli było się białą przedstawicielką klasy średniej.
No dobrze, ale to wszystko już wiemy. Mijający rok był kolejnym etapem powolnego gnicia zachodniej liberalnej demokracji, nic w sumie nowego się nie zdarzyło, wzmocnieniu uległy trendy obecne już od co najmniej kilku lat. Pytanie więc dotyczy 'światełka w tunelu' (i żeby to nie był nadjeżdżający pociąg...).
Wiemy, że liczba ludzi żyjących (w skali świata) w skrajnej biedzie spada, podobnie śmiertelność niemowląt. Długość życia rośnie, rośnie również liczebnie klasa średnia zarówno w Azji jak i w Afryce. To niekoniecznie jednak jest dobry znak - klasa średnia jest w tych regionach świata (jak zresztą caraz bardziej w skali świata) przede wszystkim drobną burżuazją, a więc raczej będzie pchała swoje społeczeństwa w stronę faszyzmu, niż socjaldemokracji...
Znikąd ratunku?
Ponieważ jak pisałem powyżej, jestem daleki od ekonomicznego determinizmu, myślę, że nadzieja jawi się tam, gdzie jej się najmniej spodziewamy. Kapitalizm jest mechanizmem monopolistycznej akumulacji sprawczości, kapitalizm pozwala na kontrolę przepływów mocy - kapitalizm transferuje władzę i moc od biednych do bogatych. Wytworzona nierównowaga musi być w jakiś sposób stabilizowana - dzieję się to na poziomie kultury poprzez religię i nacjonalizm, na poziomie mechanizmów biologicznego funkcjonowania społeczeństwa poprzez mechanizmy kontroli - zapewnianej przez państwo przejętę dziś przez lokalne ekonomiczne elity (Brexit i Trump to również zwycięstwo państwa nad globalnymi korporacjami). Te lokalności będą wytwarzały podmiotowości, które jednak nie będą w stanie utrzymać swoich cząstkowych tożsamości - zarówno ze względu na globalny wymiar kapitalizmu i jego kryzysu, ze względu na kryzys ekologiczny jak i na globalną kulturę będą pojawiały się mechanizmy 'nowego uniwersalizmu'. Ów uniwersalizm będzie miał rdzeń wywodzący się z 'transcedentnego odruchu', będzie globalny i być może - przynajmniej w części - posthumanistyczny. To nie jest perspektywa najbliższego roku, choć myślę, że w 2017 zaczniemy dostrzegać przebłyski 'etycznej rewolucji'. Ziarna już istnieją, ale być może już w nadchodzącym roku pojawią się pierwsze mechanizmy synergii - cząstkowe 'ziarna dobra i nadziei' zaczną pracować nad wytworzeniem mechanizmów współpracy (interfejsów), pozwalających omijać totalizujący mechanizm kapitalistycznej komodyfikacji. Te mechanizmy z jednej strony będą dotyczyły akumulacji sprawczości (przeciw kapitalistycznej akumulacji kapitału, która blokuje sprawczość), z drugiej strony muszą działać w horyzoncie globalnej i uniwersalnej inkluzji. Wciąż liczę na odrodzenie chrześcijaństwa i przebudzenie islamu - obie te religie posiadają potężny zasób mechanizmów emacypacyjnej inkluzji.

W perspektywie najbliższego roku liczę na konsolidację (i radykalizację) amerykańskiej post-Sandersowskiej lewicy, na sukcesy na poziomie miast lewicy w Hiszpanii, na umocnienie lewicy w Portugalii. W Niemczech wygra Merkel (Grecji nie zapominajmy - Merkel jest katechonem, nie przynosi nadziei, jedynie blokuje apokalipsę), we Francji Le Pen pokona Villona (co nie jest wcale taką tragedią jak by się mogło wydawać - szczególnie, że inywidualny sukces Le Pen nie przełoży się na sukces FN), choć wciąż mam (irracjonalną, wiem...) nadzieję na przebudzenie się lewicy i wejście kogoś z lewego skrzydła PS do drugiej tury. Mam nadzieję na pojawienie się uniwersalistycznego (wychodzącego poza etniczność i religię) ruchu politycznego w Malezji (choć nie jest to zbyt duża nadzieja), na stabilizację Chin, osłabienie Modiego w Indiach oraz Saudów w Arabii Saudyjskiej. Liczę na powolne przebudzenie uniwersalistycznego Islamu w Afryce Północnej - być może źródłem będzie Tunezja, być może Kurdowie. Turcja z Rosją raczej będą pogrążały się w autorytarnym konserwatyzmie, ale - przynajmniej w przypadku Turcji - siły antyautorytarne będą się również umacniać.
W Polsce mam nadzieję, że Razem osiągnie punkt krytyczny gdy przestanie być uważana za ciekawostkę i stanie się poważną alternatywą (liczę bardzo na wyjście Dziemianowicz-Bąk na liderkę Razem, wspieraną przez 'komitet centralny', ale jednak wyraźną liderkę). Polsce grożą jednak (moim zdaniem) przedterminowe wybory, które mogą skończyć się zwycięstwem PiS, choć raczej nie większym niż ostatnim razem.
Jeśli więc Trump nie naciśnie czerwonego guzika, 2017 będzie bardzo trudnym rokiem, ale rokiem w którym zaczniemy opędzać się z tłamszącej nas beznadziei. Będzie lepiej, choć jeszcze nie teraz.

0 Comments

840. zwrot konserwatywny

12/21/2016

1 Comment

 
Gdy pisałem (w nawiązaniu do tekstu Aleksandry Bilewicz) że środowisko Nowych Peryferii porzuciło lewicowe marzenia i przeszło na pozycje konserwatywne, moją intencją nie była krytyka czy 'demaskowanie ideowej zdrady'. Krzysztof Posłajko, rozpoczynając swój ostatni tekst od słów "Jeśli jest we mnie jakieś rezyduum myślenia konserwatywnego...", zdaje się przyjmować konserwatyzm za coś wstydliwego - jak nawyki z dzieciństwa, jak poglądy czy działania, które należy przezwyciężyć. Z tej perspektywy (jeśli rozumiem KP poprawnie), historia jawi się jako linearna struktura, w której postęp jest powstrzymywany przez różne wsteczne odruchy i przyzwyczajenia, które musimy przezwyciężąć. W tym kontekście 'konserwatyzm' NP wynikałby z przekonania, że postęp, przejście w 'wyższą' fazę społecznej organizacji jest rodzajem eksperymentu, który należy przeprowadzać ostrożnie i powoli. Cóż, to właśnie jest esencją myślenia konserwatywnego - nie odrzucenie postępu, lecz jego ostrożna akceptacja. Właśnie dlatego posłanka konserwatywnej prawicy mogła we Francji popierać liberalizację prawa do aborcji (jako niezbędnego gestu włączającego ostatecznie kobiety w polityczną podmiotowość), Brytyjscy konserwatyści (którzy generalnie są dość okropną partią) poparli małżeństwa jednopłciowe - jako wzmocnienie instytucji małżeństwa właśnie.  Konserwatyzm jest myślą postępową, jest po prostu ostrożny.
Edwin Bendyk cytując książkę Marka Lilla (książki nie czytałem, wierzę EB na słowo), wyraźnie rozróżna konserwatystów od reakcjonistów (tu absolutna zgoda), twierdząc, że zarówno Trump, Brexitowcy ale i Sanders to reakcjoniści, marzący o powrocie do mitycznego 'złotego wieku'. Nie wydaje mi się, by ta diagnoza była słuszna. Rozumiem, skąd Lilla przychodzi, ale Trump i Sanders, czy też Corbyn i Farage to nie są dwie strony tej samej monety.
Prawicowy populizm jest napędzany nowoprawicową ('alt-right') opowieścią. Warto się zatrzymać na chwilę i przypomnieć, że Nowa Prawica (moim zdaniem 'alt-right' jest integralną częścią tego nurtu myślenia) powstała we Francji pod koniec lat sześćdziesiątych, jako odpowiedź ('reakcja' w literalnym rozumieniu tego słowa) na Maj '68 i ruchy nowej lewicy. Alt-right podobnie jak i Nouvelle Droite są postmodernistycznymi konstruktami, czerpiącymi obficie z myślicieli zarówno lewicowych (np. Gramsci) jak i prawicowych (np. Junger). Eklektyzm Nowej Prawicy stawia ją w jednym szeregu z grupami niemieckich konserwatywnych rewolucjonistów z lat 30tych XX wieku. Ten trop wskazuje - moim zdaniem - że nie można mówić o Nowej Prawicy jako o reakcjonistach, to są rewolucjoniści, zmierzający do budowy nowego społeczeństwa, opartego na dominacji określonej grupy (w prostackim uproszczeniu - bogatych białych mężczyzn) nad 'plebsem'.
Corbyn czy Sanders są w tym kontekście konserwatystami, starającymi się uratować spoistość społeczeństwa w imię demokratycznej i egalitarnej emancypacji. 
Ani więc alt-right ani 'populistyczna lewica' nie są ruchami reakcji, spór idzie wciąż o kształt przyszłości (to jest moment, w którym ostatecznie powinniśmy pożegnać naiwne mżonki Fukuyamy z końca XX wieku) - przyszłość jest zawsze konstruuowana pomiędzy tym co było i co znamy (przyszłość jako przedłużenie i wzmocnienie niektórych trendów istniejących w teraźniejszości) oraz naszych fantazji i marzeń. Również marzeń i fantazji o przeszłości.
Różnica pomiędzy 'populistyczną lewicą' a alt-right jest wyraźna, gdy spojrzy się na nie z konserwatywnego punktu widzenia - konserwatyzm akceptuje linearny postęp (więcej wolności, więcej równości, więcej solidarności) do którego odwołuje się również lewica, alt-right odrzuca tak rozumiany postęp, chce więcej wolności dla jednych kosztem innych, nie chce równości i nie ceni solidarności - chyba, że w ramach wąskich elit (to jest chyba najbardziej paradoksalny element nowoprawicowej rewolty - ruch, którego rdzeniem jest ustanawianie nowych hierarchii i nowych elit, jest przedstawiany jako ludowy i anty-establiszmentowy).
Sytuacja Polski (i większości państw byłego Bloku Wschodniego) jest o tyle paradoskalna, że po 1989 roku mieliśmy do czynienia z niemal nieustającą nowo-prawicową rewolucją (to chyba Kacper Pobłocki zawsze powtarzał, że przyszłość powstaje na peryferiach), z odrzuceniem starych i próbą budowy nowych elit i nowych hierarchii. Najbardziej konserwatywną (z mojej perspektywy najbardziej odpowiedzialnią - choć głupią) formacją było SLD, starająca się utrzymać - na ile to tylko było możliwe - spoistość społeczną i instytucjonalną państwa polskiego. Stosunek SLD do kościoła katolickiego nie był jedynie koniunkturalną grą, lecz właśnie konserwatywnym szacunkiem dla instytucji.
Dzisiejsza polityka w Polsce (z wyjątkiem Razem i być może innego socjaldemokratycznego planktonu oraz pojedyńczych konserwatystów poukrywanych w różnych partiach i środowiskach) jest niemal w całości zdominowana przez różnej maści nowoprawicowych rewolucjonistów, którzy nie mają za grosz szacunku i zrozumienia dla instytucji i społeczeństwa jako takiego. Bardzo słusznie Razem zajmuje więc zdystansowaną pozycję wobec nowego wybuchu politycznych emocji. Nie może być 'Zjednoczonej Opozycji', ponieważ zarówno KOD, PiS, KUKIZ, Nowoczesna czy PO to różne odsłony tej samej ideologii i praktyki. Inaczej ustawiają swoje antyspołeczne priorytety, ale żadna z tych sił nie broni demokratycznego i egalitarnego społeczeństwa jako struktury pozwalającej jednostkom na rozwój i emancypację.
Mam nadzieję, że środowisko Nowych Peryferii będzie stawało się coraz bardziej konserwatywne (w takich rozumieniu tego słowa, jakie starałem się wyłożyć powyżej), że konserwatyści istniejący w innych środowiskach i partiach świadomie przepracują swoje stanowisko. Potrzeba nam ostrożnego postępu w horyzoncie inkluzywnej emancypacji, wobec nadchodzącej ekologicznej katastrofy potrzeba nam konserwatywnego stosunku do świata poza-ludzkiego (Standing Rock jest tu świetnym przykładem).
W 2017 roku (bo to chyba już ostatnia moja notka w tym roku) życzę nam wszystkim konserwatywnego zwrotu, powrotu konserwatywnej, antykapitalistycznej (pisałem i mówiłem wielokrotnie, że konserwatyzm był zawsze głęboko niechętny wobec kapitalizmu) i głeboko (post)humanistycznej polityki. Rewolucja dzieje się na naszych oczach - stary świat upada, przyszłość jaką wykuwa alt-right jest przyszłością w której prawdopodobnie nikt z nas nie chciałby żyć (zakładając, że elity alt-right by w ogóle uznały, że mamy prawo do życia). Kapitalizm się kończy, ale przemoc i hierarchie mają sie coraz lepiej. Przyszłość jest otwarta, nie pozwólmy pisać jej tym, którzy nienawidzą.

1 Comment

839. poza demokrację, poza to co wspólne

12/4/2016

2 Comments

 
Leszek Koczanowicz (którego książkę o niekonsensualnej demokracji powinien przeczytać każdy, kto się współczesną myślą polityczną interesuje), napisał kilka miesięcy temu tekst o powrocie mas do polityki. Sam tekst stawia ciekawą tezę o naturze współczesnej zachodniej demokracji, ale ja chciałbym zakwestionować sam punkt wyjścia tego tekstu:
"Ostatnia dekada obecnego stulecia bez zbędnej przesady może być nazwana dekadą mas. Ruch „Occupy”, arabska wiosna, opór przeciwko narzuconym restrykcjom ekonomicznym w Hiszpanii i Grecji, demonstracje w Turcji, ukraiński Majdan to najbardziej znane i nagłaśniane przykłady ruchów masowych, które czasem zmieniły historię, a niekiedy, choć przegrane, otwierały nowe możliwości dla polityki."

W 'Robotniku', Ernst Junger pisał, że pluton z karabinem maszynowym więcej dziś znaczy, niż tłum na ulicy - moim zdaniem, teza Jungera pozostaje w mocy.

Masy wróciły nie jako podmiot polityki, lecz jako przedmiot. Wciąż, a może nawet bardziej niż kiedyś, pluton z karabinem maszynowym (właściciel największych tabloidów w Wielkiej Brytanii, amerykański miliarder, reżimy powiązane z CIA, 'troika') ma decydujące znaczenie. Bernie Sanders przegrał z aparatem Partii Demokratycznej, a ta z kolei przegrała z instytucjami skrajnej amerykańskiej prawicy; Jeremy Corbyn uczynił Partię Pracy najliczniejszą (albo jedną z najliczniejszych) partią lewicową Europy lecz przegrał referendum w sprawie wyjścia Wielkiej Brytanii a notowania jego partii nie dają żadnych szans na wygraną w następnych wyborach. Corbyn przegrał (i przegrywa) nie tyle z inną partią, lecz z mediami Ruperta Murdocha. Grecka Syriza niechcący wygrała referendum odrzucający 'troikę' i plany finansowych elit EU, tylko po to, by te plany przyjąć. Arabska Wiosna doprowadziła do powrotu wojska do władzy w Egipcie oraz powrotu proxy-wojny pomiędzy USA a Rosją na Bliskim Wschodzie. Przykładów na odrzucenie tezy Koczanowicza  jest bez liku - teza o powrocie ludu do polityki jest fałszywa. Powrócił tłum zombiaków, ale nie lud, nie 'masy'. Wystarczy zresztą spojrzeć na ekonomiczne statystyki dochodów po 2008, najbogatsi bynajmniej na tym kryzysie nie stracili - dokładnie przeciwnie. Patrzcie gdzie są pieniądze, gdzie jest prawdziwa siła.

Z tego też powodu, próba wyjaśnienia Brexitu czy wygranej Trumpa czynnikami jedynie (lub przede wszystkim) ekonomicznymi - narracją 'odrzuceni się zbuntowali', jest fundamentalnie błędna. Owszem, czynnik ekonomiczny ma tu znaczenie, ale w zupełnie innej konfiguracji - to najbogatsi poczuli się zagrożeni, rzucili więc trochę kasy by skierować gniew ludu jak najdalej od siebie. Najlepszym potwierdzeniem tej tezy jest przykład Hiszpanii, gdzie narracja ksenofobiczna jest śladowa, a Podemos jest stosunkowo najbardziej antykapitalistyczny ze wszystkich wymienianych powyżej 'ruchów masowych'. Związek postawy pro-kapitalistycznej z ksenofobiczną jest uderzający.

Pytanie jakie jednak należy postawić, jest fundamentalne - czy demokracja jest w ogóle możliwa w erze 'echo chambers' i profilowanych strategii marketingowych? Czy demokracja jest możliwa w świecie radykalnie nierównomiernego dostępu do wiedzy?

Beata Anna Polak napisała na fb, że 'mój' radykalny inkluzywizm (RI) jest w zasadzie wersją niekonsensualnej demokracji (ND). ND oraz 'to co wspólne' (comons) to chyba dwa najważniejsze tematy we wspólczesnym postępowym namyśle nad polityką i ekonomią. 'Mój' RI jest sceptyczny wobec obu tych tematów. Zarówno ND jak i 'commons' stoją na dwu nogach. Jedną jest powrót do namysłu nad mechanizmami, procedurami (również instytucjami) - i tu RI podąża podobną ścieżką; drugą nogą ND i narracji związanej z 'commons' jest radykalny egalitaryzm. I tu się drogi ND/commons oraz RI rozchodzą. Esencją RI nie jest bowiem demokracja.

Gdy Leszek Koczanowicz pisze o Bachtinie, używa jego refleksji nad powieścią by mówić o polityce. Gdy ja powołuję się na Bachtina, zostaje w świecie opowieści jako racjonalizacji życia. Gdy Bachtin pisze o wielości narracji, nie czytam tego jako wstępu do niekonsensualnej demokracji (demokracji, czyli władzy ludu), lecz jako opisu mechanizmu inkluzji poprzez nie (lub nie-pełne) uczestnictwo. Trochę na podobej zasadzie, gdy Franciszkanie uzasadniali swój stosunek do własności pomniejszając swój status, 'usus moderatus', uznany przez Papieża Mikołaja III w bulli Exiit qui seminat (1297), który rozróżnił użycie od posiadania. Ów specjalny status był możliwy tylko kosztem 'przesunięcia' statusu Franciszkanów bliżej ich 'braci mniejszych'. Jak zwięrzęta korzystają z natury nie posiadając jej, tak i 'ludzie boży' mają do tego prawo.

W tym różni się również perspektywa RI od dyskusji wokół tego co wspólne - RI skupia się na 'infrastrukturze', jako raczej mediującej (a nie podlegającej mediacji) 'drugiej naturze' (Murray Bookchin). Dobrze widać (mam nadzieję) tę różnicę gdy spróbujemy nazwać język - Hardt i Negrii widzą język jako 'to co wspólne', ale wychodząc z analiz Elizabeth Ostrom takie ujęcie wydaje mi się nieuzasadnione. Język istnieje poza tym co wspólne a czego status musimy negocjować. Negocjujemy użycie języka - po to by się porozumieć lub by nim manipulować. Język jednak istnieje jedynie w relacji komunikacyjnej. Jego status jest więc zupełnie inny, niż status lasu pełnego grzybów i jagód.

RI jest więc postawą namysłu nad procesem wytwarzania zewnętrza jako zasobu oraz odstępu jako inkluzji. Upierał się więc będę, że ('moja') RI idzie w innym kierunku, niż główny nurt namysłu nad niekonsensualną demokracją oraz tym co wspólne.

2 Comments

838. wolność intelektualnych zapożyczeń

12/3/2016

0 Comments

 
Trochę dziwnie się poczułem, gdy zobaczyłem ogłoszenie o seminarium o miejskiej radykalnej inkluzji. Z jednej strony radość, że w końcu idea, którą od dwu lat staram się promować 'wchodzi na salony', z drugiej strony trochę smutno, że żadnej referencji do moich tekstów i pracy nie ma. Oczywiście nie wiem, jak radykalną inkluzję (inkluzję, nie inkluzywizm) będą uczestnicy tego seminarium definiować; oczywiście zdaje sobie sprawę, że fraza nie należy do mnie (inspiracja mogła przyjść z post-hipisowskiego Burning Man festival czy też z psychoanalitycznych prac Albrechta Mahr - z oboma źródłami nie chciałbym być łączony), jestem przekonany, jak pisałem w notce sprzed ponad roku, że ta idea krąży nad światem. To w jaki sposób sam ją definiuję najwięcej zawdzięczam Ernstowi Jungerowi oraz Roberto Ungerowi (którego książka o religii przyszłości wciąż czeka na swoją kolej). Żaden z nich nie używał tego pojęcia, ale moja jego interpretacja nie byłaby możliwa bez ich namysłu nad demokracją i społeczeństwem. Również Graham Harman interpretujący ANT nie powinien być pomijany.
Mimo tego, trochę jednak przykro. W końcu przez ostatnie dwa lata nie siedziałem pod kamieniem, a moje teksty, choć nie mają wsparcia jednego z największych polskich tygodników opinii jednak są czytane w podobnych kręgach jak te, które organizują to seminarium (Władza Sądzenia jest wydawana w Łodzi...).
Z drugiej jednak strony, staram się potraktować to doświadczenie jako rodzaj duchowego ćwiczenia - czyż nie o idee mi chodzi a nie o własne dobre samopoczucie?
Gdy tłumaczę studentom idee plagiatu, mówię im o dwu głównych powodach dla których plagiat jest złem - po pierwsze plagiat pokazuje niestaranność, gdy powołujemy się na coś, co usłyszeliśmy, ale zapomnieliśmy sprawdzić kto i kiedy to powiedział. Po drugie plagiat jest brakiem szacunku wobec pracy innych.
Pomiędzy plagiatem a nie uwzględnieniem w przypisach (są również autorzy czy teksty, które z różnych, często politycznych, powodów, chce się zamilczeć) jest olbrzymia przestrzeń zapożyczeń i inspiracji. To w jaki sposób definiujemy siebie jako podmiotowego autora jest decyzją zarówno etyczną jak i filozoficzną. Z tego też powodu zawsze ciekawą i wiele o nas samych mówiącą.
Ja osobiście bardzo lubię książki i teksty z dużą ilością przypisów (footnotes, nie endnotes) - zdecydowanie preferuję takie style referencjonowania tekstów, które na to pozwalają. Nie znoszę Harvardu.

0 Comments

837. nadzieja po końcu świata

11/26/2016

0 Comments

 
Wyjaśnijmy sobie od razu - jestem przekonany, że żyjemy w czasach ostatecznych. Nie w sensie religijnym, choć religie dają nam język i zestaw obrazów, by o tych czasach mówić i próbować sobie z nimi jakoś radzić. Wybór Donalda Trumpa na prezydenta USA jest symbolicznym dopełnieniem kapitalizmu - systemu, który jednej strony redukuje świat do towaru (przedmiotu wymiany / konsumpcji), z drugiej zaś funduje tę konsumpcję na bezrefleksyjnej pożądliwości. Człowiek kapitalizmu to zombie. Nie ma tu miejsca na nic innego poza instynktem przetrwania oraz nieokiełznanej konsumpcji. Kapitalizm nie chce byśmy się zmieniali, nie potrzebuje naszego rozwoju, nie chce byśmy byli 'lepsi'. Kapitalizm nie ma przyszłości, to wieczne teraz. Donald Trump (a przedtem Brexit) to ostateczny trumf kapitalistycznego permisywizmu - rasizm, seksizm są OK, nie ma powodu by ograniczać ludzkie prawo do nienawiści, do pogardy, do agresji, do wyzysku.
Gdy jeden z najbliższych doradców Trumpa mówi 'darkness is good' i jednym tchem wymieniania symbole potęgi "Dick Cheney, Darth Vader, Satan", możemy tylko z zadumą pokiwać głowami nad tymi wszystkimi 'chrześcijanami' (zarówno w USA jak i w Polsce), których trumf Trumpa raduje (religia może dać odpór - Papież Franciszek wydaje się jednym z ostatnich żyjących chrześcijan).
Kapitalizm jest mechanizmem akumulacji władzy (jako zdolności kontroli i działania). Akumulacja pierwotna jest jego esencją, a nie momentem w historii. Zachodnie państwo dobrobytu było możliwe, gdy istniało zewnętrze, gdy kapitalizm mógł wysysać życie z tego co było poza nim - gdy tego zabrakło, nierówności musiały wejść 'do wnętrza' państw narodowych. Bez nierówności kapitalizm nie może funkcjonować - i na nic lamenty zwolenników Pikkety'ego. Trump i Brexiterowcy mieli znacznie bardziej przekonującą narrację - wypchnąć nierówności poza państwo narodowe. Jeśli czytaliście 'Dziury w Całym', to być może pamiętacie, że proponowałem dokładnie tą samą strategię by odzyskać podmiotowość miasta - wypchnąć granice, które dziś dzielą miasta (na strefy bogactwa i biedy?) poza miasto. Dziś trochę mi wstyd, choć nie o wypchnięcie biedy poza centrum mi chodziło, lecz o mediacje napięć. 'Dziury...', choć zawierają w sobie radykalnie inkluzywną nadzieję wyjścia poza kapitalizm, wciąż przyjmowały jego fundamentalną mechanikę jako daną. Za dużo w tej książce filozofii(?), za mało ekonomii.
Kapitalizm narodowy jednak nie może się udać (nawet w Chinach, choć Chiny wbrew pozorom robią to mądrzej - mają również większe pole manewru, dysponując istniejącym wewnętrznym mechanizmem segregacji na obywateli miast i wsi), Brexit i Trump nie są porażkami globalizacji, są jedynie końcem pewnego kłamstwa, kłamstwa, że kapitalizm może być 'miły'. Nie może - jego istotą jest wyzysk, przemoc, niesprawiedliwość. Socjalizm albo barbarzyństwo, Trump albo radykalny inkluzywizm.
Wbrew nadziejom niektórych wyborców Trumpa, mechanizmy wyzysku pozostaną na swoim miejscu, zostaną po prostu bardziej precyzyjnie zdefiniowane - głównie przeciwko imigrantom oraz innym mniejszościom. Ktoś musi być wyzyskiwany, by wyzyskiwać mógł ktoś. W demokracji wystarczy mieć poparcie 51% (pisałem już, że radykalny inkluzywizm jest fundamentalnie anty-kapitalistyczny?).
No dobrze, a gdzie ta nadzieja?
Cóż, koniec świata jeszcze nie nadszedł, więc i na zbawienie musimy jeszcze chwilę poczekać. Nie traćmy jednak nadziei - myślę, że nie będziemy musieli czekać zbyt długo.

0 Comments

836. koniec lewicowych złudzeń

11/13/2016

0 Comments

 
Tekst Aleksandry Bilewicz, Bunt Żywych Maszyn, opublikowany na portalu Nowe Peryferie (zapewne trochę na wyrost) widzę jako kulminację tendencji, które to środowisko od dawna przejawiało (przyznaję, że kiedyś myślałem, że NP, szczególnie Krzysztof Posłajko, poważnie traktuje marksizm, ale dziś wydaje mi się, że mamy tu do czynienia instrumentalizacją marksizmu jako elementu anty-establishmentowej narracji). Bilewicz pisze: "Z pewnością za dzisiejszą rosnącą społeczną frustrację odpowiedzialne są czynniki ekonomiczne, erozja usług publicznych i postępującą niepewność degradującej się eksklasy średniej. Niekiedy jednak ważniejsze niż zasoby materialne są społeczne uznanie, poczucie bezpieczeństwa, stabilności, które wiąże się z trwałością więzi społecznych (rodzinnych, sąsiedzkich), poczuciem zakorzenienia w miejscu i tradycji, tożsamością inną niż ta, która wiąże nas z przynależnością do mniejszości." I choć Nowe Peryferie i sama Bilewicz wciąż (chyba?) samo-definiują się jako lewica (ich Manifest odcina się od ideologicznej jednoznaczności, wskazując jedynie na wartości takie jak wolność, równość, podmiotowość) to ten tekst czytam jako manifest 'młodego (rewolucyjnego?) konserwatyzmu'. To nie są już zabawy znudzonych intelektualistów spod znaku Pressji czy 44 (choć te środowiska oczywiście na siebie jakoś tam wpływają, to jest to samo pokolenie), bliżej tu do poważnych, republikańskich propozycji Nowej Konfederacji. Na szacunek przede wszystkim zasługuje samo-refleksyjna ewolucja NP, wychodząca z konstatacji o peryferyjnym statusie Polski oraz z przywiązania do Polski jako narodu i państwa. Dla NP Polska ma znaczenie, trochę jak dla Piłsudskiego ze słynnego cytatu ("To­warzysze, jechałem czer­wo­nym tram­wa­jem soc­ja­liz­mu aż do przys­tanku "Niepod­ległość", ale tam wy­siadłem. Wy możecie jechać do stac­ji końco­wej, jeśli pot­ra­ficie, lecz te­raz przejdźmy na "Pan".).
NP zdają się udowadniać (jeśli ostatnie wybory pozostawiają jeszcze jakiekolwiek złudzenia), że w Polsce po prostu nie ma miejsca na lewicę. Jest miejsce na wolność jako aspirację (bo przecież nie jako rzeczywistość), umiarkowaną równość (znów jako horyzont - opartą na resentymencie), ale najważniejsza jest podmiotowość. A owej podmiotowości nie da się osiągnąć bez zmobilizowania większości polskiego społeczeństwa. Nie całości. Całość jest tu zresztą potencjalnie kontrowersyjną ideą - całość pachnie unifikacją, totalitaryzmem. Aleksandra Bilewicz w swoim tekście jasno daje do zrozumienia, że elity nie są częścią tego projektu budowania podmiotowości. Elity są kosmopolityczne, mają paternalistyczne skłonności, chciałyby mówić w imieniu ludu. A to przecież lud sam musi mówić własnym głosem.
Jest w tej postawie nie tylko posmak chłopomanii, ale i (w konsekwencji) odrzucenie wszelkich poważnych projektów emancypacyjnych. Jest też w takiej postawie wewnętrzna sprzeczność - NP to przecież środowisko intelektualnej elity, która choćby z faktu posiadania określonego kapitału kulturowego, 'naturalnie' będzie mówiła głosem wyraźniejszym niż ludzie po podstawówkach czy prywatnych 'szkołach wyższych'. Anty-establishmentowe narracje są dziś wszędzie takie same, czy używają ich wykładowcy uniwersyteccy z Podemos, czy miliarder z Ameryki, czy 'wyklęci' z polskich prawicowych gazet. To nigdy nie jest głos ludu, to jest głos jednej elity przeciwko drugiej - postmodernizm w pełnym rozkwicie.
Kierunek w którym zmierzają dziś NP (moim zdaniem) to społecznie wrażliwy republikański konserwatyzm (z lekkim rewolucyjnym posmakiem). To przyznanie się do porzucenia lewicowych złudzeń, to odrzucenie internacjonalizmu i społecznej emancypacji (jest na nią umiarkowana zgoda, ale raczej w duchu Veil-light czy wczesnej proto-endecji). NP zdają się twierdzić, że nie ma dziś w Polsce (a może i w Europie / świecie?) miejsca na lewicowe projekty. I ja się z tym poglądem do pewnego stopnia zgadzam - jeśli rozumiemy lewice jako komunistyczny czy socjaldemokratyczny projekt.
Jako transumanizujący post-chadek mam podobny stosunek do konserwatyzmu (również rewolucyjnego) jak i do socjalistów, socjaldemokratów czy komunistów - to wszystko są idee mocno wiekowe, dotykające ważnych problemów, lecz nie dające satysfakcjonujących odpowiedzi.
Tylko radykalny inkluzywizm nas uratuję! ;)

0 Comments

835. prawo do pogardy

11/10/2016

0 Comments

 
Przyznam szczerze, że coraz bardziej wkurza mnie lewicowa narracja, która za wygraną PiSu, Brexit czy prezydenturę Donalda Trumpa wini (neo)liberałów - również tych poukrywanych w partiach socjal-demokratycznych. Oczywiście, nie mam złudzeń, neoliberalna mutacja kapitalizmu jest wyjątkowo trująca i liberałowie oraz zwolennicy 'trzeciej drogi' za jej rozkwit ponoszą sporą część odpowiedzialności. Są jednak raczej pożytecznymi idiotami, niż prawdziwymi beneficjentami systemu. Och, oczywiście, mają nieporównywalnie więcej niż ci, których los poświęcają w imię swoich interesików, umówmy się jednak, ani miliony złotych Tuska, Morawieckiego czy Petru ani miliony dolarów Clintonów nie mają znaczenia, w kontekście pieniędzy i wpływów prawdziwych władców tego świata. Nie mówimy tu o górnym 1% (moje zarobki wykładowcy akademickiego w Wielkiej Brytanii powodują, że - pod względem zarobków - ląduje w górnych 0.2% świata), mówimy o tych kilkudziesięciu tysiącach ludzi, którzy mogą kupić nas wszystkich i jeszcze im zostanie. Cała ta postmodernistyczna narracja kapilarnej władzy i kwestionowania podmiotu zasłoniła brutalną akumulację kapitału i władzy - akumulację, którą nie tak trudno zobaczyć i - po nazwiskach - wyliczyć.
Tym jednak, co mnie naprawdę w owym lewicowym biadoleniu wkurza, jest paternalistyczna narracja o biednej klasie robotniczej i średniej, która zdradzona przez System z rozpaczy głosuje na Trumpa czy za Brexitem (oprócz tego, że jest to narracja paternalistyczna, jest ona po prostu fałszywa).
I jeśli absolutnie jestem w stanie zrozumieć decyzję by nie głosować na Clinton, to nie jestem w stanie usprawiedliwić głosowania na Trumpa. Nie dlatego, że Trump jest jakimś potworem w porównaniu z Clinton - jak pisałem i mówiłem, z punktu widzenia Europy, trochę bardziej izolacjonistyczna polityka Trumpa (jeśli rzeczywiście będzie ją prowadził) i oddanie Bliskiego Wschodu w strefę wpływów Rosji może - przynajmniej w krótkiej perspektywie - być lepszym rozwiązaniem (również lepszym bo mniej ludzi straci życie) niż wojenne obsesje Clinton.
Problem jest gdzie indziej - głosowanie na Trumpa jest usankcjonowaniem rasizmu i seksizmu. Jest przyzwoleniem na otwartą nienawiść i pogardę. Tak jak w przypadku Brexitu, to nie sama decyzja wyjścia z EU jest zła (ponieważ została całkowicie nieprzygotowana jest po prostu głupia - ale potrafię sobie wyobrazić 'sensowny' Brexit), lecz narracja, którą zbudowali jej zwolennicy. Dziś lewica (jej część) powtarza, że nie wszyscy, którzy głosowali na Trumpa i za Brexitem to rasiści, że musimy się pochylić nad lękami naszych współobywateli, że oni też są ofiarami. I oczywiście są. Ale pochylanie się z troską nad ludźmi wyrażającymi rasistowskie czy mizoginistyczne obsesje, prowadzi jedynie do ich akceptacji i sankcjonuje ich obecność w przestrzeni publicznej. Jeśli mówimy "musimy otwarcie rozmawiać i nie może być tematów zakazanych" (piję tu do Jonathana Pie) przyjmujemy, że wszystko jest opinią, równoprawną w sferze publicznej. Otóż nie jest. I nie tylko są jeszcze fakty, ale przede wszystkim musi istnieć etyczna rama w jakiej dyskusja musi się toczyć. Radykalny inkluzywizm nie wyrównuje wszystkich narracji, lecz wszystkie dostrzega - wartościuje je jednak na podstawie relacji wobec całości. Tylko całość jest prawdą - jeśli jakaś narracja oparta jest na wykluczeniu, staje się narracją złą. Uznanie zła, nie powoduje że ono znika ani nie zakłada na jego temat milczenia.
Głosujący na Trumpa czy za Brexitem są (w większości) ofiarami systemu, ale fakt, że nie dostałeś w przedszkolu deseru, nie oznacza że możesz koleżance rozbić głowę.
Kapitalizm jest przede wszystkim systemem politycznym, dopiero potem ekonomicznym. Innowacje i postęp są tylko efektem ubocznym ustanawiania hegemonii kapitalizmu - widać to dziś, gdy jego dojrzała faza staje się coraz mniej innowacyjna i pogrąża się w niekończącym się kryzysie. Podstawową funkcją kapitalizmu jest ustanawianie hierarchii i akumulacja władzy (po raz kolejny - ale myślę, że nigdy dość - odeślę do Nitzana i Bichlera), 'akumulacja pierwotna' czyli grabież i wyzysk połączony z polityczną i społeczną opresją jest esencją tego systemu.  Z tego powodu wygrana Trumpa jest (mam nadzieję, że ostatnią) próbą ustabilizowania rozpadającego się systemu. Systemu, który zaczął się rozpadać w dwudziestym wieku, którego rozpad nabrał przyspieszenia w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, systemu umacniającego wykluczające hierarchie - rasistowską, seksistowską, klasową. Wygrana Trumpa czy Brexit to anty-emancypacyjny backlash. Wojna kulturowa nie została przez lewice wygrana (choć kilka bitew zdecydowanie udało się wygrać), nie była też próbą całkowitego zniesienia hierarchii (co jest oczywiście niemożliwe - kwestią jest jedynie pytanie o stabilność i pluralizm wielu hierarchii). Próba podjęta przez lewice została przejęta przez liberałów (tu jest moment by ich winić), którzy przystali na odrzucenie hierarchii płci czy etniczności, wzmacniając za to hierarchię klasową. Ta próba okazała się nieudana - również ze względu na zablokowanie systemu i TINA. Dziś wszyscy, którym lewica mówiła, że nie mogą pogardzać i nienawidzić pokazali lewicy i liberałom środkowy palec. Ani Trump ani Farage nie są jednak głosem wykluczonych ekonomicznie - są głosem wzywającym do odtworzenia wykluczających hierarchii, głosem rasistów, ksenofobów, mizoginów. Głosem klasy średniej pogardzającej 'plebsem'. Oczywiście, neoliberalizm i neoliberałowie mają swój udział w procesie odbierania znaczenia olbrzymim masom społecznym i przesuwania władzy do górnego 0.1% ale - jak uczy nas Star Trek - tu nigdy nie chodzi jedynie o pieniądze. Tu chodzi o władzę i dominację. Nie chodzi o to, by dać ludziom lepiej zarabiać, chodzi o to, by mąż mógł pobić żonę i dziecko, by mógł _poczuć_ że jest lepszy bo jest biały, bo jest w określonym miejscu społecznej hierarchii. Emancypacja i egalitaryzm są tym, przeciwko czemu amerykańscy, angielscy (ale też i polscy) 'wykluczeni' głosują masowo w 2016 roku. To są głosy za prawem do pogardy.
Poparcie dla projektów emancypacyjnego inkluzywizmu Sandersa czy Corbyna wśród młodych (ale już nie w Polsce, gdzie młodzi są najbardziej reakcyjną częścią społeczeństwa) daje nadzieję, ale nie daje pewności. Młodzi nigdy nie byli w pozycji władzy (z wyjątkiem lokalnych bully), projekt odrzucenia starych hierarchii może więc wydawać się dla nich atrakcyjny. Przykład Polski (ale nie tylko - nie wszyscy młodzi protestują przeciwko Trumpowi, wielu - jak donoszą media - wykorzystuje jego wybór by podjąć próbę ustanowienia rasistowskich czy seksistowskich hierarchii) pokazuje, że 'projekt pogarda' może być kuszący i politycznie skuteczny.
Obalić kapitalizm można jedynie przedstawiając całościowy projekt emancypacyjnego inkluzywizmu. Projekt 'Jungerowski', produkujący nadwyżkę godności równo dystrybuowaną w nie-egalitarnych strukturach społecznych (nie da się utrzymać płaskiej struktury w społeczeństwach w których liczy się wiedza - obecny backlash to również 'rewolucja głupców').

0 Comments
<<Previous
Forward>>

    Archives

    November 2022
    July 2021
    June 2021
    March 2021
    February 2021
    November 2018
    May 2018
    December 2017
    November 2017
    October 2017
    August 2017
    March 2017
    January 2017
    December 2016
    November 2016
    October 2016
    September 2016
    August 2016
    July 2016
    June 2016
    May 2016
    April 2016
    March 2016
    February 2016
    January 2016
    December 2015
    October 2015
    September 2015
    August 2015
    July 2015
    June 2015
    May 2015
    April 2015
    March 2015
    February 2015
    January 2015
    December 2014
    November 2014
    October 2014
    September 2014
    August 2014
    July 2014
    June 2014
    April 2014
    March 2014
    February 2014
    January 2014
    December 2013
    November 2013
    October 2013
    September 2013
    August 2013
    July 2013

    Categories

    All
    Marginalia
    Wyprodukować Rewolucję

    RSS Feed

Proudly powered by Weebly